niedziela, 28 grudnia 2014

Just One Life VI

Byłam w klinice zapłodnień w Paryżu. Pragnęłam dziecka z Brianem, zresztą pragnęłam dziecka z kimkolwiek, ale nie miałam potencjalnego ojca dla mojego potomka. Zabieg już się odbył, pod pełną narkozą. Zaczęłam się budzić. Moje drogi rodne i macica były obolałe. Byłam szczęśliwa, znowu nosiłam w sobie nowe życie. Czułam, że ktoś ujmuje mnie za dłoń. Otworzyłam oczy.
- Br...ian...? - zapytałam zaskoczona.
- Tak skarbie, spij... - odpowiedział całując mnie w usta.
- Jejku mam cudowny sen... - zamknęłam ponownie oczy i.zasnęłam.

 Spałam długi czas, byłam wykończona. Ale zaraz, widziałam Briana, całował mnie. Nie, nie to chyba nie był sen. Czułam jego pocałunek, to na pewno był Brian. Po narkozie nie miałabym takiego odpału. Po raz kolejny się obudziłam. Brian trzymał dłoń na moim brzuchu i delikatnie mnie po nim smyrał.
- BRIAN?! - zapytałam wściekła. 
- Kochanie nie denerwuj się, nie możesz teraz.. - spojrzał na mnie.
- KURWA CZŁOWIEKU TO TY ŻYJESZ?! - podciągnęłam się. 
- Leż. - przytrzymał mnie - Zaraz ci to wyjaśnie. 
- Co mi chcesz wyjaśniać?!To że mnie oszukałeś?! - zapytałam wściekła.
- Nie denerwuj się do cholery! - krzyknął - Daj mi wszystko wyjaśnić!
- Dobrze, mów. - oparłam się o poduszkę. 
- Posłuchaj, nie zrobiłem tego, żeby sprawić ci ból. Musiałem coś zrobić, bo ktoś chciał mnie zlikwidować za to, że z tobą jestem. - ujął moją dłoń - Teraz wiem, że warto było to zrobić, bo jesteś warta mojego uczucia.
- Zrobiłeś to tylko po to, żeby mnie sprawdzić? - zapytałam z niedowierzaniem. 
- Nina to nie do końca tak, bo ja...
- Zrozumiałam - przerwałam mu - Zrobiłeś ze mnie idiotkę. Nie wybaczę ci tego do końca życia.
- Nina nie mów tak, proszę. - spojrzał na mnie.
- A jak mam na to mówić? - zapytałam z niezrozumieniem.
- Nina, przepraszam... - odpowiedział.
- Nie przepraszaj, bo to niczego nie zmieni. Zabieraj rzeczy i stąd spadaj. - warknęłam.
- Ja cię nie zostawię. - powiedział ze łzami w oczach.
- Ty nie masz nic do gadania. Masz wyjść i tyle. - wskazałam mu drzwi.
- Nosisz w sobie moje dziecko. - spojrzał na mnie.
- Zawsze mogę się go pozbyć. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. - rozpłakałam się.
- Jak ty tak możesz... Uratowałem ci dupę, wziąłem do siebie i traktowałem jak królową, a ty odpłacasz mi się takim czymś ... - był załamany. 
- A ty nie uważasz, że zrobiłeś źle? - zapytałam po chwili. 
- Wiem, zrobiłem. Kicia, ja musiałem... Wiem, że mogłem ci powiedzieć, ale nie wiem czemu tego nie zrobiłem... Wszystko było upozorowane... Nawet wypadek.. Nie wiedziałaś, tylko ty...  - odpowiedział po chwili, spokojnym tonem.
- Czyli... Davida też podstawiłeś... - cicho wyszeptałam.
- Nie... Jakiego Davida? - zdziwił się.
- Nieważne. Idź już stąd. - zakryłam się kołdrą. 
- Ninusia...- załkał - Ty... mnie...?
- Zakochałam się w nim. - spojrzałam na Briana - BO MYŚLAŁAM ŻE NIE ŻYJESZ.
Wyszedł. Bez żadnego słowa. Nawet na mnie nie spojrzał. Dla mnie lepiej, moje serce zostało złamane przez tego sukinkota. Sprawdzać mu się mnie zachciało. Jak on mógł?! Kochałam go jak idiotka, teraz nie czuje kompletnie nic.  Czuję tylko nienawiść. Zadzwoniłam do Davida, próbowałam powstrzymać łzy.
- Tak, mój najdroższy skarbie ? - zapytał miłym, ciepłym, głębokim głosem. 
- Już po wszystkim... - odpowiedziałam zanosząc się płaczem. 
- Kochanie, to dlaczego płaczesz? Przecież chciałaś mieć dzidziusia... - próbował mnie uspokoić.
- Nie, nie płaczę przez dziecko... - powiedziałam.
- A co się stało ? - zmartwił się.
- Brian żyje... Był u mnie - wyjaśniłam.
- Kochanie, co oni ci tam dali do wdychania? - zaśmiał się.
- Nie żartuję. Na prawdę.. - próbowałam go przekonać.
- Nina... - westchnął - Będę u ciebie wieczorem. Wszystko mi wyjaśnisz. 
- Przyjedziesz? - zapytałam zaskoczona.
- Tak. Chcę zobaczyć jak się czujesz. - powiedział czułym głosem - Kocham Cię.
- Ja ciebie jeszcze bardziej ... - cmoknęłam do słuchawki.
- No już, widzimy się wieczorem. - również cmoknął i rozłączył się.
(http://asiadragonsmusic.blogspot.com/2012/11/dima-bilan-julia-volkova-lyubov-suka.html)   
Odłożyłam telefon na stolik, pielęgniarki przyniosły mi akurat obiad. Pomogły mi zjeść i chwilę porozmawiałyśmy. Ponownie zasnęłam, obudziło mnie smyranie po brzuchu.
- Dave? - zapytałam  zaspana.
- Dzień dobry, mamusiu.. - powiedział z uśmiechem. 
- Nie jesteś w pracy? - zapytałam powoli się budząc.
- Wziąłem wolne, musiałem przy tobie być. - przyłożył dłoń do mojego brzucha - Wszystko się udało?
- Na razie tylko je wszczepili... - odpowiedziałam łapiąc go za dłoń. 
- Wiem.... czytałem w pracy... za 15 dni zrobisz test... potem usg... a potem będziemy się przygotowywać na narodziny maluszka. - objął mnie mocno.
- Hej, bo uszkodzisz mamusie. - zaśmiałam się.
- Powiedz lepiej, o co chodzi z Brianem ... - spojrzał na mnie.
- Był tu... rozmawiałam z nim.... Mówił, że musiał udać, bo "ktoś chciał go zlikwidować i warto było, bo wie, że byłam warta"... - wyjaśniłam.
- Żartujesz, prawda? - zapytał po chwili.
- Nie. - odpowiedziałam - Czemu mi nie wierzysz?
- Kochanie, to jest niem.... - Brian wszedł do pokoju.
- To to jest ten David? - zapytał.
- Ttt...ak... - wydusiłam przestraszona.
- Nie bój się - podszedł bliżej - Gratuluję odbicia mojej żony. 

 




wtorek, 23 grudnia 2014

Just One Life V

Ponieważ jutro mamy Wigilię i nie będę miała jak nawet usiąść do komputera to chcę Wam wszystkim życzyć Wesołych Świąt spędzonych w gronie rodziny i wystrzałowych prezentów. Trzymajcie się cieplutko <3

Lata 90. to też era popularności techno, z którego pochodzą gatunki takie jak hardcore czy dubstep. Wielu wykonawców w tamtych czasach nagrywało teledyski, w których tańczyły piękne kobiety. Właśnie byłam na planie takiego teledysku. Musiałam jakoś odreagować to, co stało się z Davidem kilka dni temu. Stałam właśnie w żółtym staniku sportowych, krótkich, różowych spodenkach z wycięciem na pośladkach oraz włosami zebranymi w kucyk i podwiązanymi różową apaszką przed głównym choreografem.
- Czy nasza gwiazda oprócz tego, że jest piękna potrafi tańczyć? - zapytał złośliwie.
- Potrafi - warknęłam.
- To niech pokaże. - klasnął w dłonie - PRÓBA GENERALNA.
- Udław się debilu... - usłyszałam za sobą cienki, dziewczęcy głos.
- Hej, wszystko w porządku? - zapytałam odwracając się do tyłu. Szła za mną słodka nastolatka o oliwkowej karnacji i kręconych, brązowych włosach.
- Jasne, że tak. Jak zawsze. - burknęła pod nosem - Jesteś gwiazdą, nie wiesz co to znaczy kiedy zgadzasz się na bycie nago w teledysku tylko po to, żeby zarobić więcej.
- Kazali ci być nago? - zapytałam zdziwiona - Przecież ty jeszcze dzieckiem jesteś...
- Skończyłam 17 lat, nie zdałam w collage'u i rodzice wyrzucili mnie z domu. Musze jakoś zarabiać - uśmiechnęła się krzywo.
- Jejku... - przytuliłam ją - Pomogę ci.
- Dlaczego ty to robisz? - zapytała zdziwiona.
- Bo szkoda mi cię, nie mogę patrzeć jak ludzie cierpią. - odpowiedziałam spokojnym tonem.
- Nina, jesteś kochana - uśmiechnęła się.
Poszłyśmy w wyznaczone miejsce, stały tam trampoliny. Miałyśmy na nich skakać, tańczyć, wygłupiać się. Bynajmniej tak odebrałam koncepcję Wielkiego Choreografa "U Madonny mi nie wyszło, wziąłem się za techno".  No, ale nie ważne. Po próbie przeszliśmy w końcu do nagrania. Trwało ono do późnych godzin nocnych. Koło północy dotarłam do hotelu Ritz w Berlinie, gdyż tam nagrywaliśmy. Przy recepcji spotkałam znajomą mi osobę.
- Michael ? - zapytałam nieśmiało.
- Nina ?! - uśmiechnął się szeroko - Dziewczyno jak ja cię dawno nie widziałem!
- Ja ciebie jeszcze dłużej! - zaśmiałam się.
- Zapraszam na górę, trzeba świętować nasze spotkanie - z uśmiechem weszliśmy do windy.
- Jakie świętowanie masz na myśli? - zapytałam mrugając wymownie rzęsami.
- Wypijemy wino, porozmawiamy, zjemy coś... - przesunął delikatnie dłonią po moim biodrze.
- Ej... - zamruczałam cichutko.
- Chodź, jesteśmy na miejscu... - wyszliśmy z windy i poszliśmy w stronę apartamentu Michaela.
- To co masz do picia? - zapytałam po wejściu.
- Czerwone wino ? - zaproponował.
- Jasne . - usiadłam na kanapie.
Michael zniknął na chwilę w swojej sypialni. Rozejrzałam się dookoła. Apartament wyglądał jakby Mike mieszkał w nim od kilku tygodni. Ubrania były porozrzucane po całym pokoju, podobnie jak zabawki dla dzieci . Wstałam i weszłam do sypialni, był w niej Mike i dzieciaki, właśnie otulał je w łóżeczkach.
- Tu jest mój słodki chrześniak... - szepnęłam podchodząc do łóżeczka.
- Właśnie zasnął .. - pociągnął mnie w swoją stronę - Poznaj Paris.
- Dzień dobry maleńka... - połaskotałam dziecko po nosie. Dziecko zaśmiało się.
- Teraz będzie się chciała przytulać... - skrzywił się.
- Żaden problem. - wzięłam małą na ręce i usiadła z nią na łóżku.
-Mamusia Ninusia.. - usiadł obok nas - Jak się trzymasz po...?
- Trzymam. Muszę się trzymać dla Keitha. - westchnęłam.
- Kochałaś go? - zapytał po chwili.
- Kocham nadal, to miłość mojego życia. - moje oczy zaszkliły się od łez.
- Ciiiiii, nie płacz... - otulił mnie ramieniem - Wiem, ze to boli, ale musisz być twarda...
- Jestem, ale ...
- Ale co? - spojrzał na mnie.
- Dzwoniła jakaś laska z kliniki zapłodnień i mówiła, że Brian zostawił u nich swoje nasienie... - wydukałam z płaczem.
- No i ? - dopytywał.
- Ja chcę to zrobić... Jednak chce.. - wtuliłam się zapłakana.
- Jeśli uważasz, że tego właśnie chcesz, to zrób to. - spojrzał w moje oczy.
- Tak myślisz? - zapytałam zdziwiona.
- To ty masz być szczęśliwa, nie inni. - pocałował mnie w czoło.
- A co pomyślą inni ? - zapytałam.
- Kochanie, to nie ważne. Jeśli pragniesz dziecka z Brianem i masz taką możliwość to zrób to. - przytulił mnie mocno.
- Jesteś kochany, dziękuję... - wtuliłam się mocniej.
- To drobiazg... - uśmiechnął się - I ten drobiazg też usnął..
- Odkładam do łóżeczka i uciekam... - wstałam z małą.
- Ile tu zostajesz? - zapytał podając mi kocyk.
- Do niedzieli ... - okryłam małą i włożyłam ją do łóżeczka - Wpadnę jutro.
- Czekam skarbie - pocałował mnie w policzek.
Wyszłam z apartamentu i poszłam do siebie. Usiadłam na łóżku i zaczęłam myśleć nad tym co powiedział mi Michael. Może faktycznie powinnam się zgodzić, z resztą pragnęłam dziecka z Brianem. Miałabym teraz dziewczynkę, żeby było do pary z Keithem. Wyciągnęłam telefon.
- Klinika zapłodnień, przy telefonie Madeleine. - powiedział miły głos w słuchawce.
- Witam tu Nina Diane May.. - powiedziałam spokojnie.
- Witam pani May. Jaka decyzja? - zapytała.
- Zgadzam się. - odpowiedziałam zdeterminowana.




piątek, 19 grudnia 2014

Just One Life IV

Nie poleciałam do Paryża, nie wierzyłam w to, że rzeczywiście Brian mógłby zrobić coś takiego, znałam go tyle lat, powiedziałby mi gdyby chciał zrobić coś takiego. Keith wyszedł ze szpitala, czuł się o niebo lepiej, ja i David spotykaliśmy się ze sobą od tygodnia, no może półtora... David postanowił dzisiaj wyciągnąć mnie na romantyczny spacer we dwoje późnym popołudniem. Poszliśmy do parku niedaleko mojego domu, Keith został z Rogerem.
- I jak ci się podoba ? - zapytał David siadając ze mną na ławce.
- Całkiem przyjemnie, naprawdę. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Powiedz mi, jak ty to robisz? - spojrzał na mnie.
- Ale co? - zapytałam z niezrozumieniem.
- Jesteś cały czas uśmiechnięta, promienna, chociaż tęsknisz za Brianem... - powiedział po chwili.
- Tęsknie każdego dnia, ale muszę być twarda. Nie mogę płakać przy małym. - wyjaśniłam.
- Podziwiam cię, skarbie - pocałował mnie delikatnie.
- Jak już zacząłeś to podziwianie, to nie kończ... - zamruczałam.
- No dobrze, kicia... - przyciągną mnie mocno do siebie.
Zaczęliśmy się namiętnie całować. Jego usta były niezwykle miękkie, ciepłe, a jego pocałunki były subtelne. Chociaż mimo subtelności całował niesamowicie. Czułam oddech Davida na moich policzkach, delikatnie mnie łaskotał. W pewnym momencie dostałam fleszem po oczach. Oderwałam się od mojego chłopaka.
- NINA SPÓJRZ TUTAJ! - rzuciło się na nas stado reporterów.
- Nosz kurwa! - pociągnęłam Davida za sobą.
Jak najszybciej wybiegliśmy z parku, oczywiście paparazzi biegli za nami. Niedaleko parku mieszkał David, więc pobiegliśmy do niego do domu żeby jakoś przeczekać atak fotografów z brukowców.
- Codziennie tak masz? - zapytał zdejmując buty.
- Nie, tylko jak ktoś ich na mnie naśle.. - zdjęłam swoje buty i poszliśmy do salonu.
- Często to robią? - zapytał zaciekawiony.
- Robi. - poprawiłam go - Była dziewczyna Briana, Anita się mści.
- Co jej zrobiłaś? - zaciekawił się.
- Zaszłam z Brianem w ciąże i pojechaliśmy razem na trasę. To wystarczyło. - westchnęłam cicho.
- Zdradzał ją ? - spojrzałam mu w oczy.
- Nigdy jej nie kochał. - szepnęłam.
- Tatusiu, a kto to jest? - mała dziewczynka weszła do pokoju.
- Cassie... - wziął małą na kolana -  To jest Nina.
- Dzień dobry pani Nino... - powiedziała zawstydzona.
- Dzień dobry Cassey -  wzięłam ją na swoje kolana - A kto tu się tak zawstydził?
- Chyba ja... - wtuliła twarz między mój biust.
- Cassandra, tak nie ładnie. - David zdjął ją z moich kolan.
- Tatusiu, ale one są ogromne! - zachwyciła się.
- Cassie... - lekarz zrobił się czerwony na twarzy.
- Przestań. - zaśmiałam się - Keith też je bardzo lubi.
- Idź się bawić na górę. - dziewczynka zeskoczyła z kolan Davida i pobiegła - Chyba nie tylko Keith...
- Co masz na myśli? - zapytałam zaskoczona.
- A na przykład to.. - wyjął z gazetnika kalendarz, do którego pozowałam nago.
- aa....eeee.....yyy.... - nie mogłam się wysłowić.
- Chciałbym zobaczyć cię nago... - zamruczał mi do ucha.
- A to niby dlaczego? - zaczęłam się z nim droczyć.
- Na zdjęciu jesteś niesamowicie pociągająca i kipisz seksapilem... - przyciągnął mnie mocno do siebie i wymruczał do uszu - Chciałbym sprawdzić, jaka jesteś naprawdę..
- Masz małą w domu... - przełknęłam głośno ślinę.
- Ona jest z nianią na drugim piętrze, a ja mam sypialnie w piwnicy... - jego ton głosu był coraz bardziej zachęcający.
- Dobrze... Niech będzie... - uśmiechnęłam się uwodzicielsko.
David porwał mnie z kanapy, wziął mnie na ręce i zaniósł do swojej sypialni. Zamknął drzwi na klucz i usiadł na mnie okrakiem. Odgarnął włosy z mojej twarzy i wpił się w moje usta. Jego zarost przyjemnie łaskotał moją brodę. Miałam na sobie sukienkę, Dav przesunął dłońmi po moich ramionach po czym zsunął ramiączka mojej sukienki, jęknęłam cichutko. Jego dłonie delikatnie przesunęły się na mój dekolt, był na nim suwak, który jednym ruchem rozpiął. Zaczął namiętnie obcałowywać moją szyję pocałunkami wytyczając ścieżkę do mojego dekoltu, moje jęki stawały się coraz głośniejsze, a David pomrukiwał z zadowolenia. Pchnęłam go do tyłu, tak że wylądował na plecach, usiadłam na jego biodrach. Kusząco się nad nim nachyliłam i powoli, guzik po guziku zaczęłam rozpinać jego koszulę.
- Taylor bardzo niegrzeczna z ciebie dziewczynka... - zdjął ze mnie sukienkę.
Byłam przed nim tylko w koronkowych figach. David przez chwilę przestał oddychać, wgapiał się we mnie przez dłuższą chwilę. Kiedy już oddech mojego chłopaka powrócił, dosłownie się na mnie rzucił żeby dokładnie obcałować każdy milimetr mojego ciała. Kiedy już oboje byliśmy nadzy postanowił na chwilę przerwać.
- Nie mogę... - stwierdził po chwili.
- Coś nie tak ? - zapytałam zatroskana.
- Coś mnie blokuje wewnątrz. Mam przed oczami moją żonę... - ukrył twarz w dłoniach.
- Blokuje cię to, czy ona byłaby zadowolona. Rozumiem cię. Nie musimy tego robić. - założyłam moje ubrania.
- Nina, nie myśl że mnie nie pociągasz... - spojrzał na mnie.
- Widziałam twoją minę kiedy byłam naga. - uśmiechnęłam się - Muszę lecieć.
- Przepraszam cię kochanie... - objął mnie.
- Nie szkodzi. Widzimy się jutro - cmoknęłam go delikatnie i wyszłam.
Droga do domu wydawał mi się dłuższa niż zwykle, dłuższa, bo cały czas myślałam o tym co zaszło między mną, a Davidem, a właściwie o tym co nie zaszło... Pragnęłam go, bardzo, ale on mnie chyba nie... Za wyjątkiem tego, że pociągam go fizycznie, nic więcej między nami raczej nie wyjdzie, tak mam na myśli seks. Z drugiej strony, co pomyślałby o mnie Brian, to nie cały rok po jego śmierci... Czy ja i David to przeznaczenie, czy jednak czysty przypadek?

(źródło:godkova.tumblr.com)

(źródło: http://esctodaygdd.s3.amazonaws.com/wp-content/uploads/2013/01/DIMA_BILAN_2012_1920x1440.jpg)

niedziela, 12 października 2014

Just One Life III

Wieczorem przyjechałam zmienić moją mamę, która siedziała przy dziecku. Trafiłam akurat na obchód, David w towarzystwie młodej pielęgniarki przeglądał wyniki badań Keitha.
- No, pani synek szybko wraca do zdrowia - David obdarzył mnie szerokim uśmiechem.
- To cudownie! - ucieszyłam się.
- Zapraszam za 10 minut do mojego gabinetu ... - puścił mi oczko i poszedł do kolejnej sali.
- Dzień dobry mój mały robaczku... - wzięłam na ręce Keitha, który mocno się we mnie wtulił.
Chodziłam z małym po korytarzu, on tak słodko się do mnie tulił... Przypominał mi Briana, z dnia na dzień stawał się coraz bardziej do niego podobny, śmiech, oczy i niezwykle długie nogi, których na pewno nie odziedziczył po mnie. Keith w końcu wrócił do życia i bawił się pasmami moich włosów śmiejąc się przy tym głośno. Nie mogłam go teraz zostawić samego, więc zabrałam go ze sobą do gabinetu lekarza.
- Hej... - uśmiechnęłam się kiedy David otworzył mi drzwi.
- Widzę, że przyszłaś ze swoim małym robaczkiem - zamknął za mną drzwi i wskazał mi krzesło, na którym mogę usiąść.
- Tęsknił za mną ... - rozsiadłam się z dzieckiem na kolanach.
- To prawda, cały dzień cię wyglądał - lekarz usiadł na przeciwko mnie.
- Skąd wiesz? - zapytałam z uśmiechem.
- Nosiłem go dziś trochę na rękach, a on cały czas patrzył w okna i na drzwi - połaskotał dziecko po nosie, Keith zaczął się śmiać.
- Moje śliczne maleństwo.. - pocałowałam malucha w główkę.
- Nina, chciałbym porozmawiać o tym, co mi wczoraj powiedziałaś... - spojrzał na mnie.
- To znaczy..? - zapytałam zdziwiona.
- Miałaś rację, to nie był przypadek, że się spotkaliśmy, ktoś z góry to...
- Zaplanował ? - przerwałam mu.
- Tak - popatrzył na mnie - Szukałem twoich zdjęć kiedy jeszcze byłaś blondynką i bardzo przypominałaś mi moją żonę - pokazał mi zdjęcie.
- Faktycznie, jesteśmy bardzo podobne. - uśmiechnęłam się.
- Wiesz co to znaczy? - odwzajemnił mój uśmiech.
- Że zaprosisz mnie na kawę? - zapytałam.
- Kawę ? - parsknął śmiechem - Zapraszam na kolację, Nino.
 - Och David - zarumieniłam się - Sam ugotujesz?
- Hmmm.... Mogę spróbować, ale uprzedzam, że nie mieszkam sam... - odpowiedział.
- A z kim? - zaskoczył mnie.
- Z moją roczną córeczką i moją mamą, która się nią opiekuje - wyjaśnił mi.
- Masz córeczkę ? - zapytałam z uśmiechem.
- Tak, ma na imię Cassie - pokazał mi jej fotografie.
- Jest prześliczna - powiedziałam zachwycona.
- Opowiedz mi coś o tym, jak poznałaś Briana... - uśmiechnął się.
- Co chciałbyś dokładnie wiedzieć? - zapytałam zaciekawiona.
- Jak się poznaliście i takie tam.... - uśmiechnął się.
- Brian znał mnie od dziecka... Urodziłam się 1974 roku, Brian na papierze figurował jako mój ojciec chrzestny, jednak zawsze był dla mnie kimś więcej... - zaczęłam swoją opowieść.
- Ojciec chrzestny ? - zdziwił się.
- Tak, to był najlepszy przyjaciel mojego ojca. - odpowiedziałam.
- To kim jest twój tata? - zapytał.
- Mój tata to Roger Taylor. - odpowiedziałam.
- PERKUSISTA QUEEN ?! - był zaskoczony.
- Tak. Mój tata. - uśmiechnęłam się.
- O jasna cholera, wiedziałam że kogoś mi przypominasz... - spojrzał na mnie - A twoja matka to Debbie Leng, prawda?
- Coś ty, Leng miała 10 lat jak się urodziłam. Moja mama jest polką, rozstali się z moim tatą pod koniec lat 80., a teraz do siebie znowu wrócili. - wyjaśniłam się.
- Jaka z ciebie szczęściara - uśmiechnął się - No, ale kontynuuj.
- Zabierał mnie do siebie na weekendy jak byłam starsza, miałam może 10 lat, jego syn miał 6, córeczka dopiero 3. Opiekował się mną. Kiedy wyprowadziłam się z mamą, miałam 14 lat. Przysyłał mi wtedy listy Polski. Czasem zabierał mnie na wakacje. Zaczęłam pracować w hotelu jak miałam 21 lat, wtedy wszytko się zmieniło... - westchnęłam.
- To znaczy co? - zaciekawił się.
- Pracowałam dla Michaela Jacksona, kiedy przyleciał do Polski, zakochaliśmy się w sobie. Problem pojawił się po jakimś czasie. Zadzwonił do mnie Brian, mówił, że robi badania i bardzo się boi wyniku. Przyleciałam do niego ze Stanów... Wtedy wyznał mi miłość... Był ode mnie 26 lat starszy, wiem, że to głupie, ale jak cholera go kochałam, nawet dalej kocham. Nigdy nie chciałam mieć dziecka, a to że z nim wpadłam jednej nocy spowodowało, że ojciec wyrzucił mnie z domu, Michael to samo... Uciekłam z Brianem na trasę, śpiewałam w chórkach, w między czasie urodziłam małego i byłam szczęśliwa. Tata mi wybaczył. Wszystko było pięknie dopóki nie miał tego wypadku... - łzy zaczęły spływać o mojej twarzy.
- Hej... - przytulił mnie - Nie płacz... Przecież jak sama mówiłaś, on koło ciebie jest...
- Boli mnie to, że on nie żyje - spojrzałam mu w oczy - A ty nie tęsknisz za swoją żoną?
- Tęsknie jak cholera, ale Bóg zesłał mi ciebie... Wiem, że to dzięki Alice i Brianowi teraz jesteśmy razem. - odwzajemnił moje spojrzenie.
- Powiedz mi coś o niej... o twojej żonie - poprosiłam.
- Była modelką, ale miała studia medyczne, była nefrologiem jak ja. Prowadziła mnie na praktykach. Zaiskrzyło między nami. Była ode mnie 6 lat starsza. Po roku urodziła nam się córka, byliśmy wniebowzięci. Podobnie jak Brian zginęła w wypadku. Miała sesję, z motorami... wiesz o co mi chodzi... nie wyhamowała na zakręcie... i wtedy..
- Ciii - przyłożyłam mu palec do ust. - Nie mówmy już o tym.
- Brakuje mi jej... - popatrzył na dziecko wtulone we mnie.
- Wiem. Tak samo jak mi Briana - wstałam. - Idę, położę go w łóżeczku i poczytam książkę.
- Wpadnę potem. - cmoknął mnie przelotnie w policzek.
Poszłam z dzieckiem na salę. Ułożyłam je w łóżeczku, przykryłam je kołderką i sama siadłam na fotelu. Wzięłam do ręki moją ulubioną książkę. Kiedy chciałam zacząć ją czytać zadzwonił mój telefon. Wyszłam na korytarz żeby odebrać.
- Halo ?
- Witam, czy to pani Nina Diane May ? - zapytał ciepły, kobiecy głos.
- Tak. O co chodzi ? - zapytałam zdziwiona.
- Pani mężem był Brian Harold May prawda? - dopytała.
- Tak, ale w dalszym ciągu nie wiem o co pani chodzi... - zaniepokoiłam się.
- Już tłumaczę. Nazywam się Madeleine i dzwonię z kliniki św. Elżbiety w Paryżu. Pański mąż krótko przed śmiercią zostawił u nas próbkę swojego nasienia i...
- SŁUCHAM? MYŚLI PANI, ŻE WIERZĘ W TAKIE BZDETY?! - obruszyłam się.
- Nie, proszę przylecieć jutro do Paryża. Wszystko pani wyjaśnię. - powiedziała i odłożyła słuchawkę.
To nie mogła być prawda... Przecież Brian nie mógł wiedzieć że umrze... Chociaż jeśli to prawda, to moje marzenie o kolejnym dziecku z mężczyzną mojego życia zostałoby spełnione. Postanowiłam jednak tam polecieć.

 

piątek, 26 września 2014

Just One Life II (LWMJ XXV)

Od miesiąca nie miałam odzewu od Emmy, kobiety do której zgłosiłam się w sprawie tego co działo się w moim domu, a w moim domu było cudownie. Czułam obecność Briana na każdym kroku i było mi z tym świetnie, nie musiałam do niego mówić, ważne, że czułam to, że tu jest. Tak, to wydaje się idiotyczne,  ale nie dla mnie. Dopiero oswajałam się z myślą,  że Brian nie żyje. Moje życie było idealne,  dopóki Keith nie trafił do szpitala. Przez całą noc płakał, nie wiedziałam co się dzieje. Zadzwoniłam do Rogera, który przyjechał do mnie i zawiózł mnie i małego do szpitala. Weszłam z dzieckiem na izbę przyjęć.
- Witam, nazywam się Nina May. - stanęłam przy recepcji.
- W czym mogę pomóc,  pani May? - pielęgniarka spojrzała na mnie.
- Mój synek płacze od trzech godzin, do tego ma wysoką gorączkę - powiedziałam przejęta,  Keith znowu zaczął płakać.
- Ojej, dawała mu pani jakieś leki?  - zapytała notując wszytko w karcie.
- Tak, paracetamol dla dzieci - odpowiedziałam.
- Kiedy?  - dopytała.
- Około dwie i pół godziny temu - powiedziałam po chwili namysłu.
- Rozumiem, proszę usiąść,  za chwilę przyjdzie do pani lekarz. - wskazała mi krzesła.
- Dobrze. - usiadłam z dzieckiem na krześle - No już nie płacz, zaraz pan doktor ci pomoże... - cmoknęłam dziecko w czoło,  któro było rozpalone.
- Pani May,  zapraszam do gabinetu numer 5 - pielęgniarka wskazała mi odpowiednie drzwi.
Wstałam i weszłam do gabinetu, oniemiałam. Lekarz był cholernie podobny do Briana,  aż łza zakręciła mi się w oku.
- Tu jest to maleństwo tak? -zapytał podchodząc do mnie, jego głos był jak głos Briana, miękki, ciepły.
- Tak - podałam mu dziecko. 
- Cześć maluszku, jestem David i zaraz postaram ci się pomóc - wziął mojego synka na ręce i położył go na leżance. - W jakim wieku jest pani synek?
- 7 miesięcy - odpowiedziałam zaglądając do książeczki dziecka.
- Jaki ty jesteś malutki... - uśmiechnął się. 
- Chyba pod względem wieku... On jest bardzo wysoki. - odwzajemniłam uśmiech lekarza.
- To prawda, jest bardzo dużym chłopcem - zdjął z Keitha śpioszki i zaczął go badać. 
- I jak doktorze? - zapytałam po chwili.
- Nereczka. Zaraz go zbadam na nefrologii - odpowiedział ubierając dziecko.
- O boże... - załamałam się. 
- Pani Nino, proszę mi tu nie płakać - podał mi dziecko - Jest pani piękną, twardą kobietą. Zapraszam za mną. 
Wykonałam jego polecenie. David przebadał dokładnie mojego synka, mały miał zapalenie nerki i musiał zostać w szpitalu kilka dni. Siedziałam obok łóżeczka, w którym spał Keith. Usłyszałam za sobą cichy głos. 
- Pani May, proszę na chwilkę do mnie do gabinetu - David delikatnie dotknął mojego ramienia. 
- Jasne - uśmiechnęłam się.
Okryłam mojego syna kołderką,  pocałowałam go w czółko i poszłam po cichu do pokoju lekarza.
- Pani May... - wskazał mi krzesło. 
- Nie pani, jestem Nina - usiadłam ze słodkim uśmiechem. 
- W takim razie,  jestem David - ucałował moją dłoń. 
- Ojej... - zarumieniłam się lekko.
- Aż tak na Ciebie działam ? - zaśmiał się.
- Wiesz, nie miałam nikogo od pół roku. Dziwne to - śmiałam się razem z nim.
- Muszę w takim razie zaprosić Cię na kawę, kiedy twój mały książę wyzdrowieje - spojrzał na mnie.
- Jeśli znajdę chwilkę czasu, to czemu nie. - uśmiechnęłam się. Kurcze, pierwszy raz od pół roku się uśmiecham. To niesamowite uczucie... Chyba się zauroczyłam...
- Posłuchaj, zaraz będę uciekał do domu, bo kończy mi się dyżur. Stan Keitha jest stabilny, podajemy mu antybiotyk, za parę dni wyjdzie do domu. Zastanawia mnie tylko to, że w tym wieku ma zapalenie nerki. Powiedz mi, czy ty, albo ojciec dziecka mieliście coś z nerkami? - zapytał.
- Nie, Brian i ja na pewno nie... Chyba, że moi rodzice, ale nie jestem pewna. - odpowiedziałam po chwili zastanowienia.
- Chciałbym przebadać ciebie i ojca dziecka. - spojrzał na mnie. Świeczki stanęły mi w oczach. - Coś nie tak?
- Jego ojciec zmarł pół roku temu... - otarłam łzę.
- Przepraszam, nie wiedziałem... - odparł skruszony.
- Nie, nic się nie stało. - powiedziałam po chwili, kiedy już opanowałam swoje łzy.
- Przykro mi... - delikatnie mnie przytulił. Poczułam się cholernie dziwnie. Czułam się bezpieczna, ale dlaczego? Przecież znam Davida od dwóch godzin, a ja czuje jakbym znała go kilka miesięcy... Ej, zaraz, on mi strasznie przypomina Briana, to nie może być przypadek...
- Staram się zapomnieć, ale to nie jest takie proste, wiesz...? - powiedziałam patrząc mu w oczy.
- Wiem, straciłem żonę rok temu... Miała wypadek na planie zdjęciowym. - patrzył w moje oczy, zatapiając się w nich.
- Twoja żona była modelką, prawda? - zapytałam po chwili.
- Tak, skąd wiesz? - odpowiedział zaskoczony.
- Bardzo przypominasz mi mojego męża. Nie wierzę w to, że wpadliśmy na siebie przypadkiem, to było z góry zaplanowane, że właśnie na twoim dyżurze przyjadę do szpitala. - powiedziałam po chwili.
- To zwykły zbieg okoliczności - powiedział wypuszczając mnie z objęć.
- Nie, nie wierzę w to. Zbyt dużo rzeczy dzieję się w moim domu żebym wierzyła w przypadki. - odpowiedziałam.
- O czym ty mówisz? - zapytał zaintrygowany.
- Spadające ramki ze zdjęciem moim i mojego męża. Śmiech Keitha do ściany. List, który widziałam widziałam pierwszy raz, pięć miesięcy po śmierci Briana... - popatrzyłam na niego.
- Chcesz mi wmówić, że prześladuje cię duch twojego męża? - zapytał po chwili.
- Ja nie muszę ci tego wmawiać. Wystarczy, że połączysz dwa zbiegi okoliczności, ja jestem modelką i twoja żona była modelką. Pomyśl nad tym. - wstałam i wyszłam z gabinetu.
Poszłam na salę Keitha, dalej spał słodko w swoim łóżeczku szpitalnym. Przysnęłam na krześle na godzinkę, może dwie, obudziła mnie moja mama.
- Nina, co się stało ? - cmoknęła mnie w policzek.
- Zapalenie nerki. Powiedz mi, czy ktoś w rodzinie miał chore nerki ? - zapytałam po przebudzeniu się.
- Twój ojciec. - odpowiedziała.
- Ooo, miło wiedzieć. - uśmiechnęłam się.
- Jedź do domu, zmienimy się wieczorem - podała mi kluczyki do auta.
- Dziękuję mamo - cmoknęłam ją w policzek.
Za nim pojechałam do domu, postanowiłam odwiedzić Emmę, pomyślałam, że coś za pewne dla mnie ma. Weszłam do jej pokoiku, ucieszyła się. Podała mi kopertę i kazała wracać do domu. Kiedy już dotarłam na miejsce położyłam się na łóżku i wzięłam kopertę do rąk Otworzyłam ją. Wyjęłam kartkę i zaczęłam ją czytać.

"Kochana Ninusiu!

Tak, to wszytko co dzieję się w naszym domu to ja, nie mogłem Cię tak po prostu
zostawić tutaj samej, tym bardziej, że wiem jak bardzo cierpisz. 
 Nie mogę powiedzieć, że bardzo Cię kocham, bo jako duch, nie mam uczuć, co nie zmienia faktu, że opiekuję się Wami każdego dnia i nocy. Żeby nie było Ci smutno postanowiłem poznać Cię z Davidem. Jesteś bardzo podobna do jego nie żyjącej już żony, a on charakterem pasuje do mnie. Nie mogłem podsunąć ci przecież kogokolwiek, jesteś moją królową, muszę o Ciebie zadbać. 
Posłuchaj, będę do Ciebie przychodził dotąd, aż nie ułożysz sobie życia z kimś innym, jeśli to zrobisz, będę musiał usunąć się w cień. Będę mógł do Ciebie przychodzić tylko raz w miesiącu, chyba, że przyjdziesz na mój grób, tam będę cały czas.
Pamiętaj, czuwam nad Wami i nie pozwolę żadnemu z Was nigdy zrobić krzywdy. Patrzę codziennie na Ciebie i Keitha, wracam myślami do wspomnień, kiedy mi o nim powiedziałaś, do wspomnień o naszej trasie koncertowej, a co najważniejsze, do wspomnień o tym, że byłem przy Tobie każdego dnia i każdej nocy i czuwałem. Proszę, daj szanse Davidowi, znalazłem go specjalnie dla Ciebie, gdyż wiem, że będzie kochał Ciebie i naszego synka tak, jak ja Was kochałem. 
 A teraz idź już spać, jesteś zmęczona i pamiętaj, czuwam nad tobą. 

Twój kochany Brian"

Wiedziałam, że David to nie był przypadek, wiedziałam że podesłał mi go Brian, a teraz miałam na to dowód. Otarłam łzy, które spłynęły po mojej twarzy, poczułam oddech na moim policzku.
- No już, przestaje płakać. - uśmiechnęłam się.
Położyłam się na łóżku i zasnęłam, pogrążona w snach o Brianie. Dałabym wszystko żeby był przy mnie, a teraz okazało się, że mogę go mieć na wyciągnięcie ręki...



piątek, 19 września 2014

Living with Michael Jackson XXIV - Just One Life I

Hej, zapewne zauważyliście dwa tytuły, otóż z tą notką 24 rozdział Living with MJ zmienia się na Just One Life . Od dziś takiego tytułu będę używać. Opowiadanie się nie zmienia, chodzi o sam tytuł. 

Właśnie udałam się na mój zasłużony, nocny odpoczynek. Keith skończył już pół roku, więc raczkował po całym domu zrzucając przy okazji tym co wpadło w jego małe rączki. Leżałam na łóżku pogrążona w myślach o Brianie, słyszałam w głowie jego ciepły głos mówiący do mnie "Śpij dobrze Ninusia, jestem przy Tobie." Łzy zaczęły płynąć mimowolnie po moich policzkach... Tak bardzo chciałabym mieć go przy sobie, dzielić z nim każdy nowy dzień i każdą piękną noc, wychować z nim naszego synka i doczekać się kolejnego potomka, który umocniłby tylko nasz związek. Nagły powiew wiatru otrzeźwił mnie i wyrwał z rozmyślań. Na łóżku obok mojej dłoni wylądowała karteczka, już miałam nią cisnąć o ścianę kiedy zauważyłam, że coś jest na niej napisane, postanowiłam ją przeczytać.

"Kochana Ninusiu!"

Piszę do Ciebie ten list ze szpitala, gdyż nie wiem ile jeszcze Bóg, przewidział
dla mnie życia. Przeczuwam, że nie zostało mi już dużo czasu na powiedzenie Ci tego, więc chcę o tym napisać. Chciałbym przekazać Ci tak dużo, ale nie umiem ubrać tego w słowa, jesteś kobietą, za którą szaleję już od tylu lat...
Kiedy pojechałaś odwieść po naszym ślubie Keitha do domu spojrzałem, na tę piękną, złotą obrączkę, z twoim imieniem... Kilka chwil temu włożyłaś ją na mój palec ślubując mi miłość, wierność i to że nie opuścisz mnie aż do śmierci... Spełniłaś moje największe marzenie, Nina, od kiedy stałaś się już młodą i piękną kobietą, marzyłem aby poślubić właśnie Ciebie. Teraz jesteś moją żoną i nosisz moje nazwisko, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo szczęśliwym człowiekiem jestem... Wiesz, gdyby nie to, że wpadliśmy wtedy z Keithem to teraz Ty zapewne byłabyś z Michaelem, a ja będąc z Anitą obmyślałbym plan twojego porwania, tak bardzo chciałem mieć Cię dla siebie. Ninusia, kocham Cię od zawsze, kocham Cię tak jakby jutra miało nie być. Byłaś i dalej jesteś piękną, młodą kobietą, bardzo inteligentną zresztą. Jesteś jedyną osobą, która potrafi mnie zrozumieć, jesteś moją bratnią duszą. Dopełniamy się. Jesteśmy jak dzień i noc, jak ogień i woda, jesteśmy przeciwieństwami, które nie mogą bez siebie egzystować. Kiedy już traciłem nadzieję na związek z Tobą, zadzwoniłaś i powiedziałaś mi o ciąży - nawet nie wiesz jak odżyłem! Kiedy wyjechaliśmy razem na trasę, byłem pewny że już na zawsze będziemy razem, ja i Ty, Nina i Brian...
Chciałbym Cię prosić, żebyś nie płakała, kiedy już umrę, a niestety mój czas 
dobiega końca, moje serce coraz słabiej bije, trzyma mnie tutaj tylko miłość do Ciebie... Wychowaj naszego syna na mądrego człowieka i pamiętaj, że zawsze będę przy Tobie, bardzo Cię kocham, Nino Diane May. 

Na Zawsze Twój, Brian.

Rozpłakałam się jak bóbr, nie mogłam uwierzyć, że napisał to na kilka minut przed śmiercią. Nie mogłam uwierzyć w to, że jego uczucie do mnie jest tak bardzo silne... Kiedy chciałam sięgnąć po żyletkę poczułam czyjś oddech na moim policzku i ciepło na nadgarstku.
- Brian, to ty? - zapytałam szeptem. 
Nie odpowiedziało mi nic, zero znaku. Poczułam się jak idiotka. Może to wszystko dzieje się w mojej podświadomości ? Może tak naprawdę Brian nie napisał jego listu tylko ja to zmyśliłam? Położyłam się na łóżku i przykryłam kołdrą, przysypiałam już, jednak nagle usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Przeraziłam się, myślałam, że coś stało się z małym. Gwałtownie się odwróciłam, na podłodze leżała stłuczona ramka ze zdjęciem moim i Briana, czule w siebie wtulonych. Wzięłam je do rąk, spojrzałam na nie. 
- Teraz jednak wierzę w to, że tu jesteś kochanie... - łza spłynęła po moim policzku.
On naprawdę tu był, obok mnie, nie kłamał. Może wam się wydać dziwne, że wierzę w duchy, ale to nie był przypadek,  to wszystko działo się naprawdę,  czułam jego obecność. Położyłam się na łóżku, poczułam ciepło, tak jakby ktoś mnie tulił. Zasnęłam,  pierwszy raz od 5 miesięcy spałam tak dobrze, nie budziłam się za często,  przebudzałam się tylko wtedy, kiedy Keith zaczynał płakać. Rano zawiozłam dziecko do moich rodziców,  żeby zostali z nim na godzinkę.  Oczywiście zgodzili się, nawet bez zapytania mnie o co chodzi. Pojechałam na miasto, w centrum mieszkała bardzo miła pani w średnim wieku,  uważała,  że jest medium, ponoć umie rozmawiać ze zmarłymi czy coś. Nie jestem nastawiona przyjaźnie do zjawisk paranormalnych, ale to co stało się tej nocy w moim domu było totalnie dziwne. To zbyt dużo zbiegów okoliczności,  ramka z naszym zdjęciem i list,  który pierwszy raz miałam w rękach. W szpitalu oddali mi wszystkie jego rzeczy i nie przypominam sobie żebym dostała tę kartkę, wiec gdzie ona była przez 5 miesięcy? 
- Dzień dobry, Nina May, byłam na dzisiaj z panią umówiona. - powiedziałam po wejściu do pokoiku. 
- Tak, tak. Proszę usiąść - wskazała na krzesło - Co panią do mnie sprowadza?
- Zjawiska paranormalne - uśmiechnęłam się.
- Zatem, niech pani mówi - rozsiadła się w fotelu i wzięła łyk czarnej, mocnej kawy.
- Mój mąż zmarł 5 miesięcy temu... - westchnęłam cicho.
- W jakich okolicznościach ? - dopytała.
- Miał wypadek. Wszystko było ładnie pięknie, wzięliśmy ślub w szpitalu, a dwie godziny później, już nie żył - odpowiedziałam ze łzami w oczach.
- Proszę nie płakać - podała mi chusteczkę. - Co powiedzieli lekarze?
- Powiedzieli... - wytarłam łzy - ..że miał słabe serce...
- Mhm... - zamknęła oczy - A co skłoniło panią do przyjścia do mnie ?
- Wczoraj wieczorem znowu o nim myślałam.W pewnym momencie nie wiem skąd na moje łóżko przyleciała karteczka. To był lit od mojego męża napisany kilka minut przed jego śmiercią... - powiedziałam.
- Co dziwnego jest w tym liście ? - zapytała zdziwiona.
- W liście nic. Dziwne jest to, że nie wiedziałam o nim, w szpitalu oddali mi wszystkie rzeczy męża i nie było tam takiej kartki. Skąd się więc wziął tak nagle... - spojrzałam na nią. - Do tego spadła ramka z naszym zdjęciem...
- Proszę iść. Zadzwonię do pani - odwróciła się na krześle.
Wyszłam tak jak mi kazała, nie ukrywam, że byłam przestraszona, ona miała moce nadprzyrodzone, mogłaby mi coś zrobić. Pojechałam do domu rodziców. Moja mama akurat krzątała się po kuchni.
- Hej mamo - usiadłam na wysokim krześle barowym.
- Cześć mała - przytuliła mnie - Keith właśnie ucina sobie drzemkę.
- Jasne... - uśmiechnęłam się.
- Co jest córcia ? - zapytała przysiadając się do mnie.
- Duch Briana mnie nawiedził ... - spojrzała na mnie.
- Córcia, żartujesz ? - zaśmiała się.
- Nie. Nie żartuje. Najpierw na łóżko spadł list napisany przez Briana w szpitalu, który widziałam pierwszy raz na oczy, a potem stłukła się ramka z naszym zdjęciem - powiedziałam poważnie.
- Skarbie, na pewno jest na to jakieś logiczne wytłumaczenie. - spojrzała na mnie.
- Mamo, list jest napisany 5 miesięcy wcześniej, nie widziałam go nigdy rozumiesz? Niczego nie zmyśliłam. - zirytowałam się.
- Wiesz, u nas w domu też coś takiego się stało... Spadła ramka z waszym zdjęciem... To nie był przypadek... - spojrzała na mnie.
- Myślisz, że to naprawdę Brian ? - zapytałam.
- Myślę, że tak. On cię kochał nad życie, nie mógłby cię tak po prostu zostawić samej. - odpowiedziała z uśmiechem.
- Tak bardzo za nim tęsknię... - łza spłynęła po moim policzku.
- Wiem, ale dasz radę, w końcu jesteś z krwi i kości Taylor, a my jesteśmy twardzi - otarła moją łzę i mnie przytuliła. Och mamo, co ja bym bez ciebie zrobiła, co?




niedziela, 14 września 2014

Living with Michael Jackson XXIII


Od śmierci Briana minął miesiąc. Chodziłam cały czas podłamana, aczkolwiek starałam się jakoś pogodzić z tym, że Briana nie ma już obok mnie. Znowu wróciłam do pracy, znowu miałam dużo zleceń. Pozowanie do Elle, Vogue'a, kalendarzy, czy nawet chodzenia w pokazach! Zaczęłam karierę profesjonalnej modelki, mimo że byłam już po porodzie i miałam 4 miesięcznego synka, a właśnie... Mój synek rósł jak na drożdżach, miał geny mojego męża, kiedy bym nie spojrzałam na Keitha, zawsze widziałam w nim Briana... Widziałam jego oczy, uśmiech... Nie mogłam zapomnieć o tym, że nigdy już nie zobaczę Briana i to chyba było w tym wszystkim najgorsze. Siedziałam w profesjonalnym studiu zdjęciowym, miałam pozować do kalendarza. Moje włosy zostały lekko przycięte i przefarbowane na czarno, chciałam wyglądać bardziej poważnie.
- Nina dziecko, co ty zrobiłaś z włosami?! - mój ojciec zakrztusił się herbatą kiedy ujrzał moją fryzurę w studiu.
-Przemalowałam. - powiedziałam patrząc na niego zdziwiona.
- NA CZARNY?! TY MASZ PIĘKNY JASNY BLOND ! ŚCIĄGAJ MI TO ZE ŁBA ALE JUŻ ! - darł się na mnie.
- TATO MAM POWYŻEJ 20 ROKU ŻYCIA, WIĘC MOŻESZ SIĘ WALIĆ - krzyknęłam wystarczająco wściekła.
- Słucham ? - zapytał po chwili lekko zszokowany.
- Wal się. Drzesz się na mnie jakbym dalej była twoją małą Ninusią, a ja jestem już wdową. Odwal się w końcu ode mnie - zdenerwował mnie.
- Nina jak ty mówisz... - spojrzał na mnie, zabolało go i mnie też...
- Przepraszam tato... - popatrzyłam na niego skruszona.
- Co się z tobą dzieje ?  - zapytał zatroskany.
- Ja dalej nie radzę sobie z tym psychicznie.. Kiedy opiekuje się Keithem widzę Briana, a ja chciałabym już o tym zapomnieć. - odpowiedziałam.
- Z czasem to minie skarbie... - usiadł na kanapie i wziął mnie na kolana.
- Czas nie leczy ran tato... - spojrzałam na niego, chyba dopiero teraz zobaczył jak naprawdę wyglądam.
- Jaka ty jesteś blada... - zmartwił się - Powinnaś się przebadać i zadbać o siebie.
- Nie mam czasu, mam nawał pracy. - odpowiedziałam.
- Idź, cyknij sobie parę fotek a potem pojedziemy na obiad - uśmiechnął się.
- No ok, ale to są zdjęcia do kalendarza dla panów... - wstałam z jego kolan.
- Nic nie szkodzi, chętnie popatrzę - zamrugał do mnie szybko.
- Ale tato... - spojrzałam na niego przestraszona.
- A co ja cię dziecko nigdy nago nie widziałem? - zaśmiał się - Masz całkiem niezłe warunki... - pożarł mnie wzrokiem.
- Tato, hamuj pięty - śmiałam się z niego. 
- No już, idź się przebrać - poganiał mnie.
Pobiegłam ze śmiechem do garderoby, włożyłam na siebie jakiś seksowny komplet bielizny i szpilki na platformie. Makijażystki zrobiły mi ostry makijaż, a fryzjerka nałożyła mi blond peruke.
- A czemu tak ? - zapytałam zdziwiona.
- Czerń cię postarza. W blondzie wyglądasz młodziej i bardziej pociągająco. - stwierdziła czesząc ją delikatnie.
- Ściągamy kolor i nakładamy blond ? - zapytałam po chwili.
- Jak będziesz miała czas to jak najbardziej. Albo wiesz, zdejmę ci tą peruke. W czarnych ci lepiej... - przyjrzała mi się.
Zdjęła mi sztuczne blond włosy i wypuściła na sesje. Rzeczywiście, wyglądałam bardzo uwodzicielsko i pociągająco, w końcu to sesja w kalendarzu dla panów, miała taka być, żeby dobrze się sprzedało. Krępowało mnie to, że mój ojciec oglądał mnie w negliżu.
- Tato, proszę cię nie patrz się tak na mnie ... - speszyłam się.
- No dobrze - odwrócił się tyłem do mnie, jednak bacznie obserwował mnie w lusterku któro ustawił tak, żeby móc dalej mnie oglądać.
Nie ukrywajmy, mój ojciec to straszny kobieciarz, lubi popatrzeć na pół nagie kobiety, nie ważne czy były to jego córki, czy jakieś modelki. Nie, nie, nie podglądał mnie w domu, kupował moje gazety i podziwiał. Był ze mnie dumny, że zrobiłam ogromną karierę, jak dotąd tylko mi się to udało, ale kto wie, czy następna nie będzie Rory? Po skończonej sesji ubrałam się w dżinsy i sweterek, i razem z moim tatą poszliśmy na obiad w jednej z prestiżowych restauracji.
- Co bierzesz skarbie ? - zapytał.
- Chyba jakąś sałatkę . - odpowiedziałam przeglądając menu.
- Tak słabo ? - zdziwił się.
- Wiesz, zjadłabym jakiś stek, ale jak patrzę na ciebie i widzę perspektywę, że będę taka gruba jak ty to mi się odechciało - zaśmiałam się.
- No wiesz... - obruszył się.
- Wyhodowałeś sobie piękny mięsień piwny tato! - wybuchnęłam tak głośnym śmiechem, że ludzie popatrzyli na mnie jak na idiotkę.
- Nina przestań - warknął.
- No już dobra... - otarłam łzy, które płynęły mi ze śmiechu.
Zjedliśmy razem obiad po czym pojechaliśmy na małe zakupy. Wiedziałam, że Roger chce żebym chociaż na chwilę zapomniała o tym, że Briana już nigdy nie będzie..., ale co by nie mówić - pomógł mi. Uświadomił mi, że nie warto już rozpaczać, bo on jest w lepszym świecie i czuwa nade mną i naszym dzieckiem z góry i nie pozwoli na to, żeby stała nam się krzywda.






 

niedziela, 7 września 2014

Brian May - Back To The Light CD 1992

Witajcie, nareszcie przyszło moje wyczekiwane maleństwo! Pomińmy fakt, że przyszło z tygodniowym opóźnieniem (W tym miejscu serdeczne pozdrowienia kieruję do poczty, serio, dzięki że jesteście -.-"). Jest to moja druga ulubiona płyta - Back To The Light. Zakupiona jak zwykle bardzo tanio 5 funtów z przesyłką czyli 25 złoty, rzadko kiedy ta płyta trafia się w tak idealnym stanie na Allegro. Postaram się teraz opisać każdą piosenkę z płyty.

1. The Dark 

Jest to intro do całego albumu, utwór powstał w roku 1980 i zawiera tylko 4 wersy, więc nie za bardzo mogę oceniać tekst, za to podkład muzyczny z genialnym "solo" gitarowym jak najbardziej trafiony. Słowa są tak jakby wstępem do albumu, w którym znajdziemy żywsze utwory jak i pościelówy. Moja ocena to 9/10

Little baby sweetly sleep, do not stir
We will bring a coat of fur
We will rock you, rock you, rock you
We will rock you, rock you, rock you...


2. Back To The Light

Utwór tytułowy, który jest numerem 2 na płycie, opowiada o powrocie do światła, zaczęciu czegoś od początku. Jest bardzo melodyjny, ciepły i potrafi rozchmurzyć chyba każdego, kto akurat ma zły humor, bynajmniej mi pomaga. Wokal May'a w tym utworze nie zachwyca, nie jest to szczyt jego możliwości, ale za to jest bardzo przyjemny dla ucha. Daję 8/10

Back to the Light
Back to the streets that are paved with gold
Back to the Light
Back to the land where the sunshine heals my soul


3. Love Token

Jeden z moich ulubionych utworów, mocny, rockowy utwór, genialne brzmienie Red Special. Na albumie grana i śpiewana w nieco lżejszej wersji niż na żywo, moim ulubionym wykonaniem tej piosenki jest rok 1993, koncert Live At Brixton Academy, naprawdę genialna daje 9,5/10. 


I tutaj drugie nagranie, właśnie z Brixton, genialny wstęp gitarowy i dużo mocniejszy wokal Briana:


 4. Resurrection

Piosenka po której mam niesamowity odlot! Jest cudowna pod każdym względem! Świetna gitara Briana, niesamowita perkusja za którą zasiadał legendarny Cozy Powell, najszybszy perkusista świata! (Świeć panie nad jego duszą...). Piosenka jest niezwykle energiczna, opowiada o powstaniu i jest chyba kolejną piosenką która potrafi pobudzić mnie do walki. May pokazuje tutaj również jakim głosem dysponuje, a jest według mnie czym się pochwalić. Daje bez zawahania 10/10!

 

5. Too Much Love Will Kill You

Bez wątpienia mój numer 1 tej płyty. Daje 11/10 i odsyłam was do notki poświęconej tej piosence. 

 

6. Driven By You

Piękna i niezwykle optymistyczna piosenka o miłości - wszystko co robię, jest napędzane przez ciebie <3. Została wydana 18 dni przed śmiercią Freddiego, który powiedział May'owi, że wydanie piosenki w pobliżu jego śmierci, zwiększy wyniki sprzedaży. W roku 1991 i 1993 piosenka ta pojawiła się w reklamie Forda. Niezwykle ciepły wokal Briana i świetna solówka na Red Special sprawiają że daję tej piosence 10/10. 

                             

7. Nothin' But Blue 

Pościelówa, przy której można zamknąć oczy i chwilę się zastanowić. Tym niemniej jest to bardzo smutna piosenka, gdyż opowiada o zranionej miłości i nie raz zdarzy mi się uronić przy niej łzę. Przy tym utworze mała niespodzianka dla fanów zespołu Queen - na gitarze w utworze gra John Deacon. Daje 10/10.

  

8. I'm Scared 

Również niezwykle energiczna piosenka, daje jej 6/10, więcej na temat tutaj: Too Much Love Will Kill You single

 

9. Last Horizon

Jedyny utwór instrumentalny na tej płycie, w którym instrumentem prowadzącym jest słynna Red Special. Wprowadza niezwykły nastrój do refleksji. Bardzo przyjemny dla ucha, można go słuchać godzinami. Daje 9/10.

 
 

10. Let Your Heart Rule Your Head

Bardzo przyjemna, radosna piosenka z pięknym przekazem  - pozwól twojemu sercu rządzić twoim umysłem. Jedyna piosenka w której stara i poczciwa Red Special zostaje zastąpiona gitarą klasyczną. Daje 7/10


                                   

11. Just One Life

Piosenka która również jest bardzo wzruszająca i wydaje mi się być pożegnaniem dla Phillipa Sayera, jej tekst jest naprawdę prawdziwy, spokojny i chwytający za serce wokal May'a, cóż mogę więcej dodać... 10/10

Perhaps inside you, you were messed up like me
But to them you were whole and strong
And a friend in their need
And what you left behind you and what swept over me
Says that your life's work rolls on and on
A piece of eternity

 

12. Rollin' Over

Energiczny utwór na zakończenie płyty, z genialną gitarą Briana Maya! Bardziej podoba mi się ta wersja niż oryginał. Daje 10/10, piosenka idealna pod każdym względem.
                                            

DANE TECHNICZNE:

 Autor: Brian May
Tytuł: Back To The Light
Rok wydania: 1992
Wytwórnia: Duck Productions Ltd. / Parlophone
Utwory: 12

Brian May - wokal, wokale poboczne, gitara elektryczna, klasyczna, instr.klawiszowe

Cozy Powell - Peksuja






Miłego słuchania, moi drodzy <3 
 
                                    


wtorek, 26 sierpnia 2014

Michele Primi - Klątwa Rock and rolla, gwiazdy które odeszły za wcześnie.

Hej, w dzisiejszej notce zachęcę Was do przeczytania książki, której autorem jest Michele Primi. Żebym mogła zacząć w pełni opowiadać, muszę najpierw przybliżyć sylwetkę autora tej książki.

Jedyne co znalazłam na temat tego pana to, to, że pochodzi z Milano oraz jest dziennikarzem. Co nie zmienia faktu, że jest genialny. W swojej książce opowiada 63 historie muzyków, którzy w tragiczny sposób odeszli z tego świata.

Kupiłam tą książkę w prezencie dla mojego taty, ale za nim mu ją dałam przeczytałam ją w jedną noc. Książka jest o Gwiazdach które odeszły za wcześnie, o tak zwanej klątwie Rock n Rolla. Znajdziemy w niej historię 63 gwiazd począwszy od Roberta Johnsona (o którym legendy głoszą że zaprzedał duszę diabłu) kończąc na Whitney Houston. Lektura bardzo wciągająca, a do tego świetnie opisana przez pana Primi. Cóż mogę więcej napisać? Zachęcam wszystkich do lektury.