niedziela, 12 października 2014

Just One Life III

Wieczorem przyjechałam zmienić moją mamę, która siedziała przy dziecku. Trafiłam akurat na obchód, David w towarzystwie młodej pielęgniarki przeglądał wyniki badań Keitha.
- No, pani synek szybko wraca do zdrowia - David obdarzył mnie szerokim uśmiechem.
- To cudownie! - ucieszyłam się.
- Zapraszam za 10 minut do mojego gabinetu ... - puścił mi oczko i poszedł do kolejnej sali.
- Dzień dobry mój mały robaczku... - wzięłam na ręce Keitha, który mocno się we mnie wtulił.
Chodziłam z małym po korytarzu, on tak słodko się do mnie tulił... Przypominał mi Briana, z dnia na dzień stawał się coraz bardziej do niego podobny, śmiech, oczy i niezwykle długie nogi, których na pewno nie odziedziczył po mnie. Keith w końcu wrócił do życia i bawił się pasmami moich włosów śmiejąc się przy tym głośno. Nie mogłam go teraz zostawić samego, więc zabrałam go ze sobą do gabinetu lekarza.
- Hej... - uśmiechnęłam się kiedy David otworzył mi drzwi.
- Widzę, że przyszłaś ze swoim małym robaczkiem - zamknął za mną drzwi i wskazał mi krzesło, na którym mogę usiąść.
- Tęsknił za mną ... - rozsiadłam się z dzieckiem na kolanach.
- To prawda, cały dzień cię wyglądał - lekarz usiadł na przeciwko mnie.
- Skąd wiesz? - zapytałam z uśmiechem.
- Nosiłem go dziś trochę na rękach, a on cały czas patrzył w okna i na drzwi - połaskotał dziecko po nosie, Keith zaczął się śmiać.
- Moje śliczne maleństwo.. - pocałowałam malucha w główkę.
- Nina, chciałbym porozmawiać o tym, co mi wczoraj powiedziałaś... - spojrzał na mnie.
- To znaczy..? - zapytałam zdziwiona.
- Miałaś rację, to nie był przypadek, że się spotkaliśmy, ktoś z góry to...
- Zaplanował ? - przerwałam mu.
- Tak - popatrzył na mnie - Szukałem twoich zdjęć kiedy jeszcze byłaś blondynką i bardzo przypominałaś mi moją żonę - pokazał mi zdjęcie.
- Faktycznie, jesteśmy bardzo podobne. - uśmiechnęłam się.
- Wiesz co to znaczy? - odwzajemnił mój uśmiech.
- Że zaprosisz mnie na kawę? - zapytałam.
- Kawę ? - parsknął śmiechem - Zapraszam na kolację, Nino.
 - Och David - zarumieniłam się - Sam ugotujesz?
- Hmmm.... Mogę spróbować, ale uprzedzam, że nie mieszkam sam... - odpowiedział.
- A z kim? - zaskoczył mnie.
- Z moją roczną córeczką i moją mamą, która się nią opiekuje - wyjaśnił mi.
- Masz córeczkę ? - zapytałam z uśmiechem.
- Tak, ma na imię Cassie - pokazał mi jej fotografie.
- Jest prześliczna - powiedziałam zachwycona.
- Opowiedz mi coś o tym, jak poznałaś Briana... - uśmiechnął się.
- Co chciałbyś dokładnie wiedzieć? - zapytałam zaciekawiona.
- Jak się poznaliście i takie tam.... - uśmiechnął się.
- Brian znał mnie od dziecka... Urodziłam się 1974 roku, Brian na papierze figurował jako mój ojciec chrzestny, jednak zawsze był dla mnie kimś więcej... - zaczęłam swoją opowieść.
- Ojciec chrzestny ? - zdziwił się.
- Tak, to był najlepszy przyjaciel mojego ojca. - odpowiedziałam.
- To kim jest twój tata? - zapytał.
- Mój tata to Roger Taylor. - odpowiedziałam.
- PERKUSISTA QUEEN ?! - był zaskoczony.
- Tak. Mój tata. - uśmiechnęłam się.
- O jasna cholera, wiedziałam że kogoś mi przypominasz... - spojrzał na mnie - A twoja matka to Debbie Leng, prawda?
- Coś ty, Leng miała 10 lat jak się urodziłam. Moja mama jest polką, rozstali się z moim tatą pod koniec lat 80., a teraz do siebie znowu wrócili. - wyjaśniłam się.
- Jaka z ciebie szczęściara - uśmiechnął się - No, ale kontynuuj.
- Zabierał mnie do siebie na weekendy jak byłam starsza, miałam może 10 lat, jego syn miał 6, córeczka dopiero 3. Opiekował się mną. Kiedy wyprowadziłam się z mamą, miałam 14 lat. Przysyłał mi wtedy listy Polski. Czasem zabierał mnie na wakacje. Zaczęłam pracować w hotelu jak miałam 21 lat, wtedy wszytko się zmieniło... - westchnęłam.
- To znaczy co? - zaciekawił się.
- Pracowałam dla Michaela Jacksona, kiedy przyleciał do Polski, zakochaliśmy się w sobie. Problem pojawił się po jakimś czasie. Zadzwonił do mnie Brian, mówił, że robi badania i bardzo się boi wyniku. Przyleciałam do niego ze Stanów... Wtedy wyznał mi miłość... Był ode mnie 26 lat starszy, wiem, że to głupie, ale jak cholera go kochałam, nawet dalej kocham. Nigdy nie chciałam mieć dziecka, a to że z nim wpadłam jednej nocy spowodowało, że ojciec wyrzucił mnie z domu, Michael to samo... Uciekłam z Brianem na trasę, śpiewałam w chórkach, w między czasie urodziłam małego i byłam szczęśliwa. Tata mi wybaczył. Wszystko było pięknie dopóki nie miał tego wypadku... - łzy zaczęły spływać o mojej twarzy.
- Hej... - przytulił mnie - Nie płacz... Przecież jak sama mówiłaś, on koło ciebie jest...
- Boli mnie to, że on nie żyje - spojrzałam mu w oczy - A ty nie tęsknisz za swoją żoną?
- Tęsknie jak cholera, ale Bóg zesłał mi ciebie... Wiem, że to dzięki Alice i Brianowi teraz jesteśmy razem. - odwzajemnił moje spojrzenie.
- Powiedz mi coś o niej... o twojej żonie - poprosiłam.
- Była modelką, ale miała studia medyczne, była nefrologiem jak ja. Prowadziła mnie na praktykach. Zaiskrzyło między nami. Była ode mnie 6 lat starsza. Po roku urodziła nam się córka, byliśmy wniebowzięci. Podobnie jak Brian zginęła w wypadku. Miała sesję, z motorami... wiesz o co mi chodzi... nie wyhamowała na zakręcie... i wtedy..
- Ciii - przyłożyłam mu palec do ust. - Nie mówmy już o tym.
- Brakuje mi jej... - popatrzył na dziecko wtulone we mnie.
- Wiem. Tak samo jak mi Briana - wstałam. - Idę, położę go w łóżeczku i poczytam książkę.
- Wpadnę potem. - cmoknął mnie przelotnie w policzek.
Poszłam z dzieckiem na salę. Ułożyłam je w łóżeczku, przykryłam je kołderką i sama siadłam na fotelu. Wzięłam do ręki moją ulubioną książkę. Kiedy chciałam zacząć ją czytać zadzwonił mój telefon. Wyszłam na korytarz żeby odebrać.
- Halo ?
- Witam, czy to pani Nina Diane May ? - zapytał ciepły, kobiecy głos.
- Tak. O co chodzi ? - zapytałam zdziwiona.
- Pani mężem był Brian Harold May prawda? - dopytała.
- Tak, ale w dalszym ciągu nie wiem o co pani chodzi... - zaniepokoiłam się.
- Już tłumaczę. Nazywam się Madeleine i dzwonię z kliniki św. Elżbiety w Paryżu. Pański mąż krótko przed śmiercią zostawił u nas próbkę swojego nasienia i...
- SŁUCHAM? MYŚLI PANI, ŻE WIERZĘ W TAKIE BZDETY?! - obruszyłam się.
- Nie, proszę przylecieć jutro do Paryża. Wszystko pani wyjaśnię. - powiedziała i odłożyła słuchawkę.
To nie mogła być prawda... Przecież Brian nie mógł wiedzieć że umrze... Chociaż jeśli to prawda, to moje marzenie o kolejnym dziecku z mężczyzną mojego życia zostałoby spełnione. Postanowiłam jednak tam polecieć.