piątek, 19 września 2014

Living with Michael Jackson XXIV - Just One Life I

Hej, zapewne zauważyliście dwa tytuły, otóż z tą notką 24 rozdział Living with MJ zmienia się na Just One Life . Od dziś takiego tytułu będę używać. Opowiadanie się nie zmienia, chodzi o sam tytuł. 

Właśnie udałam się na mój zasłużony, nocny odpoczynek. Keith skończył już pół roku, więc raczkował po całym domu zrzucając przy okazji tym co wpadło w jego małe rączki. Leżałam na łóżku pogrążona w myślach o Brianie, słyszałam w głowie jego ciepły głos mówiący do mnie "Śpij dobrze Ninusia, jestem przy Tobie." Łzy zaczęły płynąć mimowolnie po moich policzkach... Tak bardzo chciałabym mieć go przy sobie, dzielić z nim każdy nowy dzień i każdą piękną noc, wychować z nim naszego synka i doczekać się kolejnego potomka, który umocniłby tylko nasz związek. Nagły powiew wiatru otrzeźwił mnie i wyrwał z rozmyślań. Na łóżku obok mojej dłoni wylądowała karteczka, już miałam nią cisnąć o ścianę kiedy zauważyłam, że coś jest na niej napisane, postanowiłam ją przeczytać.

"Kochana Ninusiu!"

Piszę do Ciebie ten list ze szpitala, gdyż nie wiem ile jeszcze Bóg, przewidział
dla mnie życia. Przeczuwam, że nie zostało mi już dużo czasu na powiedzenie Ci tego, więc chcę o tym napisać. Chciałbym przekazać Ci tak dużo, ale nie umiem ubrać tego w słowa, jesteś kobietą, za którą szaleję już od tylu lat...
Kiedy pojechałaś odwieść po naszym ślubie Keitha do domu spojrzałem, na tę piękną, złotą obrączkę, z twoim imieniem... Kilka chwil temu włożyłaś ją na mój palec ślubując mi miłość, wierność i to że nie opuścisz mnie aż do śmierci... Spełniłaś moje największe marzenie, Nina, od kiedy stałaś się już młodą i piękną kobietą, marzyłem aby poślubić właśnie Ciebie. Teraz jesteś moją żoną i nosisz moje nazwisko, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo szczęśliwym człowiekiem jestem... Wiesz, gdyby nie to, że wpadliśmy wtedy z Keithem to teraz Ty zapewne byłabyś z Michaelem, a ja będąc z Anitą obmyślałbym plan twojego porwania, tak bardzo chciałem mieć Cię dla siebie. Ninusia, kocham Cię od zawsze, kocham Cię tak jakby jutra miało nie być. Byłaś i dalej jesteś piękną, młodą kobietą, bardzo inteligentną zresztą. Jesteś jedyną osobą, która potrafi mnie zrozumieć, jesteś moją bratnią duszą. Dopełniamy się. Jesteśmy jak dzień i noc, jak ogień i woda, jesteśmy przeciwieństwami, które nie mogą bez siebie egzystować. Kiedy już traciłem nadzieję na związek z Tobą, zadzwoniłaś i powiedziałaś mi o ciąży - nawet nie wiesz jak odżyłem! Kiedy wyjechaliśmy razem na trasę, byłem pewny że już na zawsze będziemy razem, ja i Ty, Nina i Brian...
Chciałbym Cię prosić, żebyś nie płakała, kiedy już umrę, a niestety mój czas 
dobiega końca, moje serce coraz słabiej bije, trzyma mnie tutaj tylko miłość do Ciebie... Wychowaj naszego syna na mądrego człowieka i pamiętaj, że zawsze będę przy Tobie, bardzo Cię kocham, Nino Diane May. 

Na Zawsze Twój, Brian.

Rozpłakałam się jak bóbr, nie mogłam uwierzyć, że napisał to na kilka minut przed śmiercią. Nie mogłam uwierzyć w to, że jego uczucie do mnie jest tak bardzo silne... Kiedy chciałam sięgnąć po żyletkę poczułam czyjś oddech na moim policzku i ciepło na nadgarstku.
- Brian, to ty? - zapytałam szeptem. 
Nie odpowiedziało mi nic, zero znaku. Poczułam się jak idiotka. Może to wszystko dzieje się w mojej podświadomości ? Może tak naprawdę Brian nie napisał jego listu tylko ja to zmyśliłam? Położyłam się na łóżku i przykryłam kołdrą, przysypiałam już, jednak nagle usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Przeraziłam się, myślałam, że coś stało się z małym. Gwałtownie się odwróciłam, na podłodze leżała stłuczona ramka ze zdjęciem moim i Briana, czule w siebie wtulonych. Wzięłam je do rąk, spojrzałam na nie. 
- Teraz jednak wierzę w to, że tu jesteś kochanie... - łza spłynęła po moim policzku.
On naprawdę tu był, obok mnie, nie kłamał. Może wam się wydać dziwne, że wierzę w duchy, ale to nie był przypadek,  to wszystko działo się naprawdę,  czułam jego obecność. Położyłam się na łóżku, poczułam ciepło, tak jakby ktoś mnie tulił. Zasnęłam,  pierwszy raz od 5 miesięcy spałam tak dobrze, nie budziłam się za często,  przebudzałam się tylko wtedy, kiedy Keith zaczynał płakać. Rano zawiozłam dziecko do moich rodziców,  żeby zostali z nim na godzinkę.  Oczywiście zgodzili się, nawet bez zapytania mnie o co chodzi. Pojechałam na miasto, w centrum mieszkała bardzo miła pani w średnim wieku,  uważała,  że jest medium, ponoć umie rozmawiać ze zmarłymi czy coś. Nie jestem nastawiona przyjaźnie do zjawisk paranormalnych, ale to co stało się tej nocy w moim domu było totalnie dziwne. To zbyt dużo zbiegów okoliczności,  ramka z naszym zdjęciem i list,  który pierwszy raz miałam w rękach. W szpitalu oddali mi wszystkie jego rzeczy i nie przypominam sobie żebym dostała tę kartkę, wiec gdzie ona była przez 5 miesięcy? 
- Dzień dobry, Nina May, byłam na dzisiaj z panią umówiona. - powiedziałam po wejściu do pokoiku. 
- Tak, tak. Proszę usiąść - wskazała na krzesło - Co panią do mnie sprowadza?
- Zjawiska paranormalne - uśmiechnęłam się.
- Zatem, niech pani mówi - rozsiadła się w fotelu i wzięła łyk czarnej, mocnej kawy.
- Mój mąż zmarł 5 miesięcy temu... - westchnęłam cicho.
- W jakich okolicznościach ? - dopytała.
- Miał wypadek. Wszystko było ładnie pięknie, wzięliśmy ślub w szpitalu, a dwie godziny później, już nie żył - odpowiedziałam ze łzami w oczach.
- Proszę nie płakać - podała mi chusteczkę. - Co powiedzieli lekarze?
- Powiedzieli... - wytarłam łzy - ..że miał słabe serce...
- Mhm... - zamknęła oczy - A co skłoniło panią do przyjścia do mnie ?
- Wczoraj wieczorem znowu o nim myślałam.W pewnym momencie nie wiem skąd na moje łóżko przyleciała karteczka. To był lit od mojego męża napisany kilka minut przed jego śmiercią... - powiedziałam.
- Co dziwnego jest w tym liście ? - zapytała zdziwiona.
- W liście nic. Dziwne jest to, że nie wiedziałam o nim, w szpitalu oddali mi wszystkie rzeczy męża i nie było tam takiej kartki. Skąd się więc wziął tak nagle... - spojrzałam na nią. - Do tego spadła ramka z naszym zdjęciem...
- Proszę iść. Zadzwonię do pani - odwróciła się na krześle.
Wyszłam tak jak mi kazała, nie ukrywam, że byłam przestraszona, ona miała moce nadprzyrodzone, mogłaby mi coś zrobić. Pojechałam do domu rodziców. Moja mama akurat krzątała się po kuchni.
- Hej mamo - usiadłam na wysokim krześle barowym.
- Cześć mała - przytuliła mnie - Keith właśnie ucina sobie drzemkę.
- Jasne... - uśmiechnęłam się.
- Co jest córcia ? - zapytała przysiadając się do mnie.
- Duch Briana mnie nawiedził ... - spojrzała na mnie.
- Córcia, żartujesz ? - zaśmiała się.
- Nie. Nie żartuje. Najpierw na łóżko spadł list napisany przez Briana w szpitalu, który widziałam pierwszy raz na oczy, a potem stłukła się ramka z naszym zdjęciem - powiedziałam poważnie.
- Skarbie, na pewno jest na to jakieś logiczne wytłumaczenie. - spojrzała na mnie.
- Mamo, list jest napisany 5 miesięcy wcześniej, nie widziałam go nigdy rozumiesz? Niczego nie zmyśliłam. - zirytowałam się.
- Wiesz, u nas w domu też coś takiego się stało... Spadła ramka z waszym zdjęciem... To nie był przypadek... - spojrzała na mnie.
- Myślisz, że to naprawdę Brian ? - zapytałam.
- Myślę, że tak. On cię kochał nad życie, nie mógłby cię tak po prostu zostawić samej. - odpowiedziała z uśmiechem.
- Tak bardzo za nim tęsknię... - łza spłynęła po moim policzku.
- Wiem, ale dasz radę, w końcu jesteś z krwi i kości Taylor, a my jesteśmy twardzi - otarła moją łzę i mnie przytuliła. Och mamo, co ja bym bez ciebie zrobiła, co?




1 komentarz:

  1. Słuchaj, możesz być z siebie dumna. Żadem film, żadna książka nigdy nie doprowadziła mnie do łez. A teraz ryczę jak głupia...
    Strasznie mi szkoda Niny :(
    A nie myślałaś nad kontynuacją Love in an elevator?

    OdpowiedzUsuń