czwartek, 25 lipca 2013

Never Let Me Go XIX


Hej. Mam parę ogłoszeń. Mam drugiego bloga z opowiadaniami, tym razem dla fanów Queen. Jeżeli ktoś z was chciałby je poczytać to zapraszam - Let Me Hear The Words Of Love. Nie ubłaganie zbliżamy się do końca historii Sashy i Michaela. To czy będę pisała drugie opowiadanie będzie tym razem zależało od was. Pod blogami które polecam jest ankieta. Zależy mi na waszej opinii. Jeżeli wyniki będą pozytywne, zacznę pisać nowe. No, to chyba tyle. Miłej lektury. 


Był 19 kwietnia 1992 roku, dzień przed The Freddie Mercury Tribute Concert jaki pomogłam zorganizować Queen. Siedzieliśmy wszyscy na obiedzie w domu Rogera - ja, Michael, Debbie, John, Brian, Anita i Veronica. Dogadywaliśmy wszystko jeszcze raz.
- To co, zaśpiewasz ? - zapytał Brian. 
- Tak, tylko jeszcze nie bardzo wiem co - odpowiedziałam zamyślona.
- A jakbyś zaśpiewała Heaven For Everyone albo Living On My Own . - zaproponował Roger.
- Ooo, może być i Living On My Own. - odpowiedziałam uśmiechając się. 
- No, a dzisiaj grasz na Wembley ? - zapytała Anita. 
- Tak, dzisiaj mam normalny koncertu i do tego zaśpiewam niektóre piosenki Queen - odpowiedziałam. 
- Jak to dzisiaj ? Czego ja nic nie wiem ? - zapytał Roger.
- Bo to jest mój koncert i pomaga mi Michael - odpowiedziałam .
- Wiesz, myślałem, że dalej będziemy razem pracować - powiedział zawiedziony Rog. 
- Ja dalej pracuje z Queen. Pożyczyłam  sobie Johna i Briana - odpowiedziałam uśmiechając się do nich. 
- I zapomniałaś o Rogerze - powiedziała Debbie.
- Sasha ma perkusistę, więc go o to nie prosiła - powiedział Mike przytulając mnie. 
- Wiesz, myślałem że jesteś inny - odpowiedział Roger.
- Posłuchaj, do niczego jej nie namawiałem. To ona cię nie chciała i tyle. - powiedział Michael. 
- Sash, to prawda ? - zapytał patrząc na mnie. 
- Tak, gdzie nie grałam koncertu tam zawsze byłeś w roli perkusisty. Mam dosyć tej konwencji. Chcę w końcu występować bez ciebie - odpowiedziałam poważnie. 
- Mogłaś powiedzieć, że nie chcesz żebym występował. - powiedział zasmucony. 
- Cenię cie jako perkusistę. Jeżeli chcesz to możesz grać, ale ostatni raz - odpowiedziałam uśmiechając się do niego. 
- To świetnie ! - wykrzyczał uradowany. 
Zaczęliśmy się zbierać do drogi na stadion. Weszliśmy do garderoby. Niestety dzieliłam jedną z chłopakami, ale przez tyle lat można się do tego przyzwyczaić. Pomalowałam się, wskoczyłam w gorset i związałam włosy w wysoką kitę. Stanęłam przed Michaelem. 
- Idziesz na kuluary ? - zapytałam uśmiechając się. 
- Mhm - zamruczał całując mnie czule. - Powodzenia. 
Uśmiechnęłam się tylko słodko i pobiegłam na scenę. Koncert był dłuższy niż zwykle. Odśpiewywałam około dwóch bisów, których domagała się publiczność. Mój nowy singiel I Didn't Wanna Do It zarówno i po Angielsku i Rosyjsku porwał publiczność. Wróciłam po koncercie do garderoby, a za mną Michael, Brian i John. 
- Jak było  ? - zapytałam przytulając Michaela.
- Tak jak zawsze - odpowiedział. 
- To znaczy ? - dopytywałam nie cierpliwie. 
- Wspaniale, cudownie i fajnie - odpowiedział. 
- W takim razie się cieszę. - powiedziałam uśmiechając się. 
- No, jeżeli ty jutro tak zaśpiewasz Living On My Own to znowu polecą koszulki - powiedział Brian śmiejąc się. 
- No i o to mi chodzi - odpowiedziałam bawiąc się jego włosami. 
- Co jeszcze dzisiaj masz w planach ? - zapytał zaciekawiony John. 
- Hmmm, już chyba nic. Tylko muszę komuś coś powiedzieć - odpowiedziałam patrząc na niego. 
- Już się chyba domyślam - powiedział uśmiechając się Brian. 
- Cicho - szepnęłam uśmiechając się do niego. 
Wróciłam z Michaelem do hotelu. Dzieciaki już spały, byliśmy już tylko we dwoje. Miałam bardzo ważną rzecz mu do powiedzenia. Coś z czego chyba naprawdę bardzo się ucieszył. 
- Michael , muszę ci coś powiedzieć - zaczęłam stremowana.
- Coś się stało ? - zapytał zatroskany. 
- Wiesz, wiem jak marzysz o tym żeby mieć dziecko. - odpowiedziałam łapiąc go za dłoń. - I w końcu ci się udało - dodałam po chwili. 
- Sasha, czy ty jesteś....? - zapytał patrząc mi głęboko w oczy. 
- Tak, jestem z tobą w ciąży - odpowiedziałam przykładając jego dłoń do mojego brzuszka.
- Żartujesz ? - zapytał z niedowierzaniem. 
- Nie, mówię poważnie - odpowiedziałam. 
- Boże Sasha, tak się cieszę - powiedział biorąc mnie na ręce. - Sprawiłaś mi taką niespodziankę. 
- Wiem jak bardzo go chciałeś. W końcu jesteś mężczyzną mojego życia - odpowiedziałam przytulając się do niego. 
- Jesteś wspaniała - powiedział.
Pocałował mnie czule i pogładził mój policzek. Widziałam po nim, że cieszył się jak dziecko z nowej zabawki. Owszem, to było moje czwarte dziecko i figura już nie ta, ale sprawienie nam tej przyjemności jest istotniejsze. A to ostatni moment na posiadanie dziecka. Michael od razu obdzwonił większość rodzeństwa, a także rodziców żeby się pochwalić, że będzie ojcem. Ja tylko zadzwoniłam do Briana, żeby powiedzieć mu, że zostanie ojcem chrzestnym maleństwa i żeby nikomu za wyjątkiem Anity o tym nie mówił. Mike nie  mógł zasnąć z euforii, a ja uśmiechałam się do niego cały czas. 


A tak wyglądała scena The Freddie Mercury Tribute Concert, dla zainteresowanych.





niedziela, 21 lipca 2013

Never Let Me Go XVIII

Jejku, miałam dodać notkę wczoraj i już prawię kończyłam, ale zasnęłam nad komputerem (znowu -.-) i kiedy się obudziłam wszystko przepadło ;c. Zaczynam więc jeszcze raz. Obserwatorów widzę przybyło i wyświetleń również aktualnie jest ich 1990. Cieszę się, bo widzę że nie piszę na marne. Ale co tam, zapraszam do lektury :)

Nadeszła wiosna. Muszę przyznać, że po powrocie do Michaela, odżyłam i to bardzo. Byłam taka jak kiedyś, uśmiechałam się, stałam się bardziej otwarta na kontakty z innymi osobami. Pozostał tylko jeden problem, ja byłam w Montreux, on w Neverlandzie. Niestety, ja się nie chciałam wyprowadzać, bo to był mój dom, w końcu wolny od jakichkolwiek wspomnień związanych z Rogerem. Mike obiecał, że przyjedzie do mnie na dniach i dzisiaj właśnie to uczynił. Z niepohamowaną radością rzuciłam się mu na szyję. 
- Kochanie, tak tęskniłam - powiedziałam patrząc mu w oczy. 
- Sasha, ja też bardzo tęskniłem - odpowiedział cmokając mnie na przywitanie. - Złaś, jesteś ciężka - dodał po chwili uśmiechając się.
- Nie, chyba musisz mieć siłę mnie nosić - powiedziałam obrażona. 
- Kotku, oczywiście że mam siłę nosić moją przyszłą żonę - odpowiedział patrząc na mnie. 
- Przyszłą żonę ? - zapytałam zaskoczona. 
- Porozmawiamy o tym wieczorem - odpowiedział stawiając mnie na ziemi. 
Zaintrygował mnie. Dopiero co byliśmy ze sobą dwa miesiące. W sumie to jakby nie patrzeć łącznie byliśmy ze sobą ponad rok. Dzień spędziliśmy niestety oddzielnie, gdyż musiałam jechać do Mountain Studios w celu nagrania singla. Siedziałam w gablocie ze słuchawkami na uszach. Przez słuchawki usłyszałam znajomy głos. Był to Reinhold Mack, producent płyt Queen.
- O Sasha, widzę że znowu będziemy razem pracować. - powiedział zadowolony.
- Reinhold ? Jak ja cię dawno nie widziałam - odpowiedziałam wychodząc z "gabloty".
- Aleś ty wyrosła - powiedział całując mnie w policzek na przywitanie. 
- Przestań, jestem taka jak byłam - odpowiedziałam uśmiechając się.
- To co dzisiaj nagrywamy ? - zapytał siadając przy konsoli. 
- Singiel, nareszcie coś nowego. - odpowiedziałam zadowolona. 
- I didn't wanna do this ? - zapytał po chwili. 
- Tak - odpowiedziałam. 
- No to do roboty - powiedział poganiając mnie. 
Weszłam z powrotem do pomieszczenia. Stanęłam przed mikrofonem i dograłam wokale najlepiej jak potrafiłam. Wróciłam do dawnych, dyskotekowych klimatów. Piosenka opowiadała o tym, że nie powinnam być z Rogerem, ale ja jednak to zrobiłam. Miała chwytliwy tekst, melodia szybko wpadała w ucho. Liczyłam, że podbije tym światowe dyskoteki. Nie nagrałam nowego albumu od 1989 roku, wtedy wyszedł ostatni i potem było Greatest Hits, ale w sumie tam nie było niczego nowego. Skończyłam dopiero koło 20 i umordowana wróciłam do domu. Michael czekał na mnie w salonie. 
- Bardzo jesteś zmęczona ? - zapytał patrząc na mnie. 
- Troszkę tak, ale tylko troszkę - odpowiedziałam uśmiechając się. 
- Więc, żeby nie przedłużać zapraszam za mną - powiedział biorąc mnie za dłoń. 
Wyszliśmy na taras, był on cały ozdobiony płatkami róż. Na stole stała przygotowana kolacja, a wszędzie paliły się świeczki i podgrzewacze. Usiadłam na przeciwko niego. 
- Co to za okazja ? - zapytałam zdziwiona.
- Chcę porozmawiać o naszej przyszłości  - odpowiedział nalewając mi wina.
- A więc, co masz na myśli kochanie ? - zapytałam zaciekawiona. 
- Sasha - powiedział klękając przede mną. - Wiem, że już raz o to pytałem, ale nam nie wyszło. Chcę więc zapytać jeszcze raz. Czy zechcesz dzielić ze mną każdy swój dzień i zostać moją żoną ? 
- Michael, czy jesteś pewien, że tego chcesz ? - odpowiedziałam pytając go. 
- Jestem tego pewien tak bardzo, że nawet mogę to udowodnić - powiedział. 
- A więc udowodnij - powiedziałam uśmiechając się. 
- Kocham cię tak jakby jutra miało nie być. Jesteś kimś z kim mogę dzielić się wszystkim i wiem, że mnie zrozumiesz. Chcę dzielić z tobą każdą sekundę mojego życia. Sasha, jesteś wyjątkową kobietą. Taka jak ty trafia się raz na milion. - odpowiedział patrząc mi w oczy - Zależy mi na tobie. 
- Michael - powiedziałam ocierając łzy z policzków - Nikt nigdy nie powiedział mi tego co ty teraz. 
- Bo nikt się nie doceniał - powiedział zakładając mi pierścionek na palec. 
- Michael, chcę być z tobą do końca życia - odpowiedziałam przytulając się do niego. - Jesteś miłością mojego życia.
Nie mogłam nic więcej powiedzieć, łzy mi na to nie pozwalały. Naprawdę, z niczyich ust nie usłyszałam takiego wyznania. Byłam w nim tak bardzo zakochana. Michael to wspaniały mężczyzna. Chyba jako jedyny rozumiał jak czułam się po rozwodzie i jako jedyny potrafił mi pomóc. Żałowałam, że wtedy go tak potraktowałam. Miałam nadzieję, że będzie już tylko cudownie, jednak jak potem się okazało się przeliczyłam. 






wtorek, 16 lipca 2013

Never Let Me Go XVII

Woow, wyświetleń coraz więcej w chwili pisania notki było ich 1727, co bardzo mnie cieszy. Lubię pisać, a w szczególności dla kogoś, aczkolwiek uważam, że nie potrafię pisać. Komentarzy i czytelników też przybywa. Możecie obserwować mojego bloga lub otrzymywać powiadomienia na email. No co tam będę truła. Czas na lekturę. Chamska reklama swojego aska (http://ask.fm/Agata9858)

Mieszkanie w Montreux wyszło mi na dobre. Mieszkałam tam od dwóch miesięcy i powoli powracałam do życia. Starałam się pozbierać po Rogerze i przemyśleć to co chce robić z własnym życiem. Doszłam do wniosku, że w końcu powinnam się ustatkować. Powinnam znaleźć sobie mężczyznę, który pokocha mnie taką jaką będę i nie będzie starał się mnie zmienić. W sumie, szansa takiego związku przeszła mi koło nosa, bo zajęłam się odzyskaniem Rogera. Żeby o tym nie myśleć zajęłam się muzyką. Nagrywałam w Mountain Studios materiał na nową płytę. Chociaż przez napisanie piosenki mogłam się poczuć lepiej. Dzisiaj były urodziny Rufusa, więc wzięłam wolne. Na małą imprezę o ile tak można ją nazwać zaprosiłam paru znajomych: Briana z Anitą, Natalie z mężem, Mary, Michaela i Rogera, niestety. Bałam się, że znowu spojrzę mu w oczy i wylądujemy w łóżku czego bardzo bym nie chciała. Felix i Rory pomagały mi udekorować dom, a ja zajmowałam się tortem. Usłyszałam dzwonek do drzwi. 
- Ja otworze ! - krzyknęłam z kuchni. 
- Dobrze - odpowiedział Felix zajęty przyczepianiem balonów. 
W fartuchu pobiegłam do drzwi. Stał w nich Michael. 
- Hej - powiedziałam zaskoczona.
- Ooo, widzę że od rana w kuchni - odpowiedział podając mi kwiaty.
- Dziękuję są piękne. - powiedziałam wąchając róże - Wejdź do środka. 
- Widzę, że przygotowania idą pełną parą - powiedział rozglądając się po domu.
- Tak, jestem taka zabiegana - odpowiedziałam wkładając kwiaty do salonu.
- Właśnie to zauważyłem. Zapomniałaś chyba o jednym . - powiedział patrząc na mnie. 
- O czym ? - zapytałam zdziwiona.
- O tym, że mamy walentynki to raz - powiedział przybliżając się do mnie - A dwa o tym, że kończysz 33 lata. 
- Poważnie to dzisiaj ?! - zapytałam z niedowierzaniem.
- Tak, dzisiaj 14 lutego - odpowiedział uśmiechając się do mnie. - Zapomniałaś ?
- Tak, mam taki mętlik w głowie, że nie pamiętam o takich rzeczach. - powiedziałam siadając na krześle. 
- Co się znowu dzieje ? - zapytał zatroskany. 
- Wydaje płytę, zajmuje się domem i cały czas myślę o nim - odpowiedziałam wzdychając. 
- Sasha, musisz w końcu zapomnieć - powiedział dotykając mojego ramienia. 
- Kiedy to nie tak proste - odpowiedziałam patrząc na niego. 
- Ale idzie ci świetnie, zostawiłaś go w końcu. Teraz będzie już tylko lepiej, zobaczysz - powiedział przytulając mnie. 
- Mamo jest 14, skończ się żalić i do roboty - powiedział Felix wchodząc do pokoju. 
- Już idę - odpowiedziałam uśmiechając się. 
Pobiegłam do kuchni. Dokończyłam dekorowanie tortu i nakryłam do stołu. Michael opiekował się Rufusem i nadzorował przebieg dekorowania. Pobiegłam na górę żeby się przebrać. Założyłam długą kremową spódnice i białą koszulę. Jakoś tak mało odświętnie, bo byłam przekonana, że nikt nie pamięta o moich urodzinach skoro nawet ja o nich nie pamiętałam. Zeszłam na dół. Michaela nie było, była tylko trójka moich dzieci. 
- A wujek Michael gdzie ? - zapytałam zdziwiona. 
- Musiał wyjść. - odpowiedziała Rory.
- Aha, no cóż czekamy na resztę - powiedziałam siadając na kanapie. 
Siedziałam tak około 30 minut i zaczęło mnie to już irytować bo goście się spóźniali. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Michaela, ale nie odebrał. Tak samo reszta zaproszonych, nie odbierała. Pomyślałam, że coś się stało. Założyłam kurtkę i wyszłam na zewnątrz. 
- Niespodzianka ! - krzyknęli wszyscy. 
- Myślałam, że nie pamiętacie - powiedziałam zaskoczona. 
- Mógłbym zapomnieć o urodzinach wszystkich, ale nigdy o twoich - odpowiedział Roger podając mi kwiaty. 
- To bardzo miłe - powiedziałam po chwili uśmiechając się. - A teraz zapraszam do mojej rezydencji.
Weszliśmy do środka. Chyba dom zrobił na nich wrażenie, w końcu tani nie był. Miał pięć sypialni z łazienkami, garderobę, pokój do pracy, sale treningową, siłownie i basen. Zjedliśmy wspólnie uroczysty obiad. Mary, Anita i Natalie poszły bawić się z dzieciakami, natomiast Ja, Brian, Roger i Michael zostaliśmy przy stole.
- Wiesz, organizujemy koncert w hołdzie Freddiemu - powiedział Brian.
- To bardzo miłe z waszej strony. - odpowiedziałam. 
- Zależy nam na tym, żebyś coś na nim zaśpiewała. - powiedział Roger. 
- Słuchajcie, podpisałam kontrakt na koncert dla niego i tylko dlatego się zgadzam. - odpowiedziałam od razu. 
- Coś się w tobie zmieniło - skomentował Michael.
- Wszystko. Nie mam parcia na sławę. Chcę być normalną matką trójki dzieci i mieć kogoś kto w końcu będzie mnie kochał taką jaka jestem - powiedziałam patrząc na niego. 
- Sash, jesteś twardą dziewczyną i uwierz mi że jeszcze nie raz trafisz na takiego księcia z bajki - odpowiedział Brian uśmiechając się. 
- Chyba już znalazłaś - powiedział Roger. 
- Może tak, a może nie. - odpowiedziałam czerwieniąc się.
- Hahaha, Sasha się zawstydziła, Sasha się zawstydziła - zaczął nucić Brian. 
- Dobra zawstydziłam się. Koniec - powiedziałam poważnie.
- No, no to my nie będziemy przeszkadzać - odpowiedział Brian z Rogerem wychodząc. 
- Możemy porozmawiać na osobności ? - zapytał Michael. 
- Tak, jasne. Chodź za mną - odpowiedział wstając. 
Wstałam i razem z Michaelem poszłam do mojego gabinetu. Zamknęłam drzwi na klucz i usiadłam na przeciwko niego. Trwała walka na spojrzenia. 
- Więc, o czym chciałeś porozmawiać ? - zapytałam zaciekawiona.
- Wiesz, wiem o tobie wszystko, za wyjątkiem jednej rzeczy - odpowiedział stremowany.
- Jakiej? - zapytałam zaciekawiona .
- Tego, czy ty dalej..... chociaż odrobinkę.. - zaczął - Mnie kochasz - dokończył.
- Michael - westchnęłam - Tak, dalej cię kocham.
- To znaczy, że jeżeli bym cię o to poprosił....... - nabrał więcej powietrza - Sasha, chcę spróbować jeszcze raz.
- Michael, ale ja chyba nie chce - powiedziałam po chwili. 
- Dlaczego ? - zapytał zaskoczony. 
- Słuchaj, nie chcę cie znowu ranić. Wiesz jak było i nie chce żebyś przeze mnie cierpiał - odpowiedziałam patrząc mu w oczy.
- Cierpię jeszcze bardziej, kiedy nie ma ciebie - powiedział dotykając mojej dłoni. 
- Michael, a jeżeli znowu zrobię coś głupiego - zaczęłam wywód. 
- Sasha, nie myśl o tym. Ja cię kocham i zależy mi na tobie - odpowiedział.
Przybliżył się do mnie i objął mnie. Dotknął delikatnie swoimi ustami moich warg. Wsuną między nie wargi. Poczułam motylki w brzuchu, czułam jego oddech na moich policzkach. Po chwili usłyszałam szept.
- Przesuń się kretynie, bo nic nie widze - powiedział Brian.
- No i dobrze. To ja tu dbam o dobro mojej żony - odpowiedział Roger.
- Tak o nią dbałeś, że zacząłeś ją zdradzać tak ? - zapytał Brian. 
- Czepiasz się szczegółów - odpowiedział Rog.
- Przepraszam cię bardzo. Teraz to ci na niej zależy ale jak cierpiała to miałeś ją gdzieś - powiedział Bri.
- Przestań mi to wypominać - warknął Roger.
- Uspokójcie się - krzyknęłam.
- Sasha, przepraszamy - powiedział Brian. 
- No to przestańcie podsłuchiwać i idźcie na dół. - odpowiedziałam poważnie.
- Więc mogę do ciebie mówić skarbie ? - zapytał Michael patrząc mi w oczy. 
- Oczywiście kochanie - odpowiedziałam wtulając się w jego ramiona.
Byłam taka szczęśliwa. Nie wiedziałam, że po tym jak go skrzywdziłam będzie chciał zacząć wszystko od nowa. Resztę wieczoru spędziliśmy z zaproszonymi celebrując roczek mojego syna, który zaczął stawiać pierwsze kroczki. Michael nie szczędził mi czułości, a mina Rogera wskazywała na to że jest cholernie zazdrosny. A co do sprawy z Deborah, to wszystko okazało się ściemą. Coś tak przeczuwałam, ale kiedyś musiałam zakończyć związek z Rogerem i chyba nadszedł ten moment. Nic w życiu nie trwa wiecznie. 



niedziela, 14 lipca 2013

Never Let Me Go XVI

Hej, nareszcie w domu i na blogu. Wooow widzę że przybyło i wyświetleń i komentarzy. Co do niektórych: Sasha i Michael jeszcze ze sobą będą, a Sasha nie jest fałszywa i puszczalska tylko bardzo nie zdecydowana. Nie wie czy ciągnąć to z Rogerem czy jednak być z Michaelem. Nie długo wszystko się wyjaśni, w bardzo zaskakujący sposób. Zapraszam więc do lektury. 


Ostatni koncert grałam w Los Angeles, dlatego że nie było innego ciekawego miejsca. Tam przeważnie było ciepło w zimie i napewno nie dostałabym anginy jak po koncercie w Budapeszcie. Siedziałam w swojej garderobie rozgrzewając się przed koncertem w swoim kochanym, czarnym gorsecie, złotej marynarce i trampkach. Zmieniłam też kolor włosów i z jasnej blondynki zmieniłam się w ognistorudą kobietę. Nie podobał mi się ten kolor, ale ludzie odpowiedzialni za mój wizerunek narzucili mi jak mam wyglądać. Zaskoczyły mnie odwiedziny pewnej osoby. 
- Przeszkadzam ? - zapytał miękki, łagodny, męski głos. 
- Nie - odpowiedziałam odwracając się na krześle - Michael, co za niespodzianka.
- Przegapić twój występ, to jak powiedzieć że Thriller to najgorsza płyta wszech czasów - odpowiedział podając mi kwiaty. 
- Dziękuje, są piękne - powiedziałam wkładając je do wazonu. 
- Słuchaj, chcę cię po koncercie wyciągnąć na kolacje, tylko tak żeby ten palant z którym jesteś nie wiedział. Muszę ci coś pokazać. - odpowiedział poważnie.
- Dobra, zadzwonię żeby nie próbował po mnie przyjeżdżać - powiedziałam patrząc w jego oczy.
Czułam, że coś jest nie tak. Po jego oczach było to widać. Uśmiechnęłam się i zostałam zawołana na scenę. Koncert nie poszedł tak jak sobie to zaplanowałam. Myślałam o tym co Mike chce powiedzieć, o tym co się stało skoro nazwał Rogera palantem. Coś czułam, że chodziło o moją "kochaną przyjaciółkę" Debbie. Koncert zakończyłam bez bisów, bo po jednej z akrobacji moje kolano odmówiło posłuszeństwa. Dokończyłam koncert siedząc na krześle i wróciłam do garderoby.
- Cholera jasna, co to za pechowy dzień - powiedziałam do jednego z medyków.
- Mówiła pani, że nie wierzy w pecha. - odpowiedział zdziwiony. 
- Wiesz, to zależy. Czuje że stanie się coś nie dobrego - powiedziałam zastanawiając się. 
- Niech się pani nie denerwuje. Złość szkodzi piękności,a takiej pięknej buźki było by szkoda - odpowiedział zawiązując bandaż na moim kolanie. 
- Dziękuję za komplement - powiedziałam czerwieniąc się. 
Wstałam i z pomocą asystentki doszłam do garderoby. Czekał w niej Michael. Szybko przebrałam się i udaliśmy się do zarezerwowanej wcześniej restauracji. Usiedliśmy w zarezerwowanej sali tylko we dwoje. Spojrzałam na Michaela, a on na mnie.
- Więc, o czym chciałeś mi powiedzieć ? - zapytałam zaciekawiona. 
- O tym - odpowiedział wyjmując wycinek z gazety. 
- Co to jest ? - zapytałam zaskoczona.
- Przeczytaj, zobaczysz - odpowiedział patrząc na mnie. 
Przyjrzałam się wycinkowi, był to fragment wywiadu, z Debbie Mang, moją "ukochaną przyjaciółką", której miałam ochotę przywalić po przeczytaniu tego co o mnie powiedziała. 
- Więc Debbie, jaka była relacja między tobą i Rogerem ?
- Świetna, byliśmy w sobie naprawdę zakochani, do póki nie pojawiła się Pani Taylor. Zepsuła wszystko co starałam się zbudować, ona i ten jej dzieciak. 
- Ale gdyby Roger nie chciał, to nie zrobił by z nią tego. Nie sądzisz ?
- Roger to kobieciarz. Wiem, że Sasha zawsze go pociągała, pociąga i pociągać będzie. Niestety, ale to że zachowała się jak szmata to inna kwestia. 
- Słuchaj, pytałam Rogera o to, czy jest szczęśliwy z Sashą. Jak myślisz co odpowiedział ?
- Pewnie powiedział, że bardzo. Stworzyli sobie rodzinę jak z bajki. Troje dzieci i kochające się małżeństwo. Szkoda tylko, że po rozwodzie. 
- A co myślisz o relacji Michaela z Sashą?
- Że była świetna. Jej potrzeba kogoś spokojnego. Ona w głębi duszy jest taka jak on tylko Roger przytłumił w niej to kim naprawdę była. Nie wierzę w to, że mogła zostawić tak Michaela, kochała go. Planowała z nim dziecko, wcale bym się nie zdziwiła gdyby Rufus był synem Michaela. 
- Skąd te podejrzenia ?
- Bo wychowywał Rufusa razem z nią. Taylor nie zezwalała na to żeby dziecko widywało się z Rogerem, a tym bardziej ze mną. 
- Myślisz, że jak długo jeszcze będzie z Rogerem ?
- Oj nie długo i już ja się o to postaram. Poza tym ona wróci do Michaela, jak się dowie o tym, że ja i Roger spodziewamy się dziecka. (...)
Zamurowało mnie. Nie sądziłam, że on dalej jest taką świnią, liczyłam, że w końcu spoważniał. Łzy zaczęły płynąć po mojej twarzy. Michael spojrzał na mnie z politowaniem, wstał z krzesła, postawił je obok mojego. Usiadł na nim i otulił mnie ramieniem. 
- Sasha, proszę cię nie płacz. Nie warto płakać za takim frajerem, który nigdy nie potrafił cię docenić. - powiedział podając mi chusteczki. 
- Kiedy ja myślałam, że on jest inny. Myślałam, że się zmienił i będzie tak jak sobie to zawsze wyobrażałam. - odpowiedziałam patrząc w podłogę. 
- A jak sobie to wyobrażałaś ? - zapytał zdziwiony. 
- Duży dom, gromadka dzieci i kochająca się dwójka ludzi będących ze sobą do końca życia - odpowiedziałam zamyślając się. 
- I tego spodziewałaś się po Rogerze ? - zapytał śmiejąc się.
- Tak, bo go kochałam, ale jakoś już coraz mniej mam ochotę na związek z nim. Póki co chyba nie mam ochoty na związek z nikim - odpowiedziałam patrząc na mnie. 
- Taylor, rozumiem cię. Może ciężko ci to dostrzec, ale naprawdę w głębi duszy jesteśmy do siebie podobni i czułem że tak się stanie. Żałuję tylko, że cię przed tym nie uchroniłem - powiedział patrząc na mnie. 
- Słuchaj, to wszystko to moja wina. Mogłam sobie darować ten gorset, wino i tą romantyczną kolacje na której wyznałam mu to co do niego czuje. Zakończę to raz na zawsze i w końcu będę szczęśliwa - odpowiedziałam wycierając łzy. 
- Samotność, nie jest szczęśliwa - powiedział łapiąc mnie za dłoń. 
- Mam dzieciaki. Kocham i czuję się kochana. To jest dla mnie pełnia szczęścia i sens życia, a to czy z kimś będę czy nie jest nie ważne -odpowiedziałam poważnie. 
- Jak uważasz. Słuchaj, zawsze będziesz dla mnie kimś ważnym. Jak będziesz czegoś potrzebowała to zadzwoń słońce - powiedział cmokając mnie przelotnie w skroń. 
- To miłe z twojej strony. - odpowiedział uśmiechając się słodko - Uciekam, muszę z nim o tym pogadać. 
- Dasz radę. - powiedział.
Założył płaszcz na moje ramiona i odprowadził do samochodu. Dojechałam do hotelu w którym mieszkałam. Weszłam do swojego apartamentu, gdzie mieszkałam z Rogerem. Podszedł do mnie i spojrzał mi w zapłakane oczy. 
- Widziałaś to co powiedziała, prawda ? - zapytał patrząc na mnie.
- Tak widziałam. Chcę żebyś się spakował i spieprzał z mojego życia raz na zawsze - odpowiedziałam wściekła.
- Nie mam z nią dziecka. Wiesz, że nie jest do końca rozgarnięta - powiedział patrząc mi w oczy.
- Mam w dupie to czy to prawda, czy nie. Po prostu chcę rozstania. Nie mogę tak żyć, nie ufam już w to co powiesz. Możemy zostać przyjaciółmi, ale niczym więcej, nigdy więcej - odpowiedziałam rozklejając się. 
- Skoro naprawdę tego chcesz, to powinniśmy to zrobić - powiedział podnosząc moją twarz. 
- Przepraszam, nie potrafię dłużej tego ciągnąć - odpowiedziałam wycierając łzy. 
- Bądź szczęśliwa z Michaelem, nie byłem nigdy godny żeby z tobą być. Byłaś największą nagrodą mojego życia, ale ona też kiedyś musiała przeminąć. Zawsze masz we mnie wsparcie. Pamiętaj - powiedział przytulając mnie.
Zamknęłam oczy i znowu zaczęłam płakać. Roger wyprowadził się z apartamentu. Zostałam sama, z trójką dzieci, podobnie jak cztery lata temu. Chciałam się w końcu ustatkować i poświęcić dzieciom. Zapomniałam o nich, biegając za Rogerem i nie chciałam żeby to się powtórzyło. Kupiłam spokojny domek w Montreux w Szwajcarii. Felix i Rory mieli chodzić do angielskiej szkoły, a ja miałam zajmować się Rufusem. Tak chciałam spędzić najbliższe dni, bo inaczej nie potrafił na razie wyobrazić sobie swojego życia. 

Taki Michael i Lisa.