piątek, 28 czerwca 2013

Never Let Me Go XV

No i w końcu mamy wakacje, nareszcie wakacje. Zdałam ze średnią 4,2 co nie jest najlepszym wynikiem, ale zawsze jakimś jest. Tym odcinkiem musicie się zadowolić na jakieś ponad dwa tygodnie, gdyż od niedzieli wyjeżdżam i wracam 13 lipca. Liczę, że odpocznę i wpadnie mi duuuuużo nowych pomysłów, bo z tym najciężej teraz. Miłych wakacji, Michael with you. 

Mieszkałam od dwóch tygodni. Nadchodziły święta, czas miłości, ciepła rodzinnego i totalnego obżarstwa. W tym roku planowaliśmy je spędzić tylko w piątkę, żeby wzmocnić więzi rodzinne. Dzisiaj była wigilia obudziłam się obok Rogera czując jego dłoń na mojej tali. 
- Jak ty to robisz, że zawsze się nie wysypiam ? - zapytałam przecierając oczy. 
- Chyba nie muszę wymieniać tego, co robiliśmy w nocy - odpowiedział cmokając mnie na przywitanie. 
- Kotku pozwól, że zostanie to między nami - powiedziałam uśmiechając się. 
- A teraz idź i zrób kawę - powiedział zabierając mi kołdre. 
- Felix ! - krzyknęłam. 
- Tak mamo ? - zapytał wchodząc do sypialni. 
- Nastawisz wodę na kawę ? - zapytałam patrząc na niego. 
- Tak mamusiu, z przyjemnością - odpowiedział zbiegając na dół. 
- Kochanie, co ty mi zrobiłaś z syna ?! - zapytał Roger udając oburzonego. 
- Wychowałam - odpowiedziałam wstając. 
Poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, założyłam czarne spodnie i niebieską bluzkę. Zrobiłam koka i zeszłam na dół. Przygotowałam śniadanie, bo nikomu innemu nie chciało się tego zrobić i wzięłam się za porządki świąteczne. Pomagała mi Rory, chociaż skończyła dopiero pięć lat to naprawdę uczynna dziewczynka. Ja i Roger wzięliśmy się zagotowanie. Święta obchodziliśmy owszem rodzinnie, ale inaczej niż reszta. Gotowaliśmy zwykłą kolację, świętować mieliśmy dopiero jutro. Po zakończonej pracy usiedliśmy w salonie. 
- Powinieneś złożyć Debbie życzenia. - powiedziałam patrząc na niego. 
- No i po co  ? - zapytał 
- Była twoją dziewczyną. Teraz kiedy jesteśmy znowu razem musi się czuć samotna - odpowiedziałam podając mu telefon.
- Sasha darujmy sobie - powiedział oddając mi słuchawkę. 
- Jeżeli ty zadzwonisz do Deborah ja zadzwonię do Michaela - odpowiedziałam poważnie.
- Dobrze, żebyś się nie zdziwiła - powiedział.
Wyszedł z pokoju. Rozmawiał chyba z godzinę, zresztą nie dziwiłam się, zapewne próbowała przekonać go żeby do niej wrócił. Wiedziałam, że Roger tak łatwo się nie zegnie, bo mu na mnie zależy. On naprawdę się zmienił. Faceci się nie zmieniają, ale on najwidoczniej jest wyjątkiem od reguły. Wszedł do pokoju. 
- Twoja kolej. - powiedział. 
Uśmiechnęłam się i wzięłam telefon. Zabarykadowałam się w sypialni i usiadłam na łóżku. Wykręciłam numer, moje serce waliło jak oszalałe. 
- Helo ? - zapytał miękki, męski głos.
- Cześć Michael - odpowiedziałam stremowana.
- Ooo Sasha, co słychać ? - zapytał zadowolony.
- U mnie wszystko w porządku. - odpowiedziałam - A u ciebie ?
- Też, właśnie wybieram się do szpitala dziecięcego. - odpowiedział zapewne uśmiechając się w tym momencie. 
- Słuchaj, chciałam ci życzyć wesołych świąt chociaż wiem, że ich nie obchodzisz. - powiedziałam po chwili.
- A ja chcę ci życzyć tego, żebyś w końcu była szczęśliwa z Rogerem. Wiem jak bardzo się kochacie i życzę ci z całego serca, żebyście byli ze sobą jak najdłużej - odpowiedział życzliwie. 
- Dziękuję, a ja życzę ci tego żebyś oświadczył się Brooke i żebyś w końcu miał dzieci. - powiedziałam uśmiechając się. 
- Sash, a nasz mały Jacklor ? - zapytał.
- Masz rację. Nie długo pojawię się w Stanach to się z nim zobaczysz. - odpowiedziałam śmiejąc się. 
- No już, uciekam. Zadzwoń do mnie jeszcze - powiedział rozłączając się. 
Odłożyłam telefon. Położyłam się na łóżku i zaśmiałam się sama do siebie. 
- Jacklor., jak mogłam zapomnieć - powiedziałam do siebie. 
W sumie kiedy już ocknęłam się z transu musiałam się ubierać. Założyłam turkusową sukienkę i zeszłam na dół. Roger w garniturze był dwa razy bardziej przystojny niż zwykle. Zjedliśmy kolację i usiedliśmy przed kominkiem. Rog objął mnie ramieniem. 
- To jak, dzwoniłaś do niego ? - zapytał zaciekawiony.
- Dzwoniłam i było bardzo sympatycznie - odpowiedziałam uśmiechając się. 
- Czy przypadkiem aż nie za bardzo ? - zapytał śmiejąc się.
- Nie, nie za bardzo. Ale obiecałam mu że się z nim spotkam - odpowiedziałam patrząc na niego.
- Mam być zazdrosny ? - zapytał.
- Powinieneś jeśli mnie kochasz - odpowiedziałam patrząc na niego. 
- Bardzo cię kocham, przecież wiesz - powiedział całując mnie czule.
Spędziliśmy wspólnie resztę wieczoru przy kominku, z dzieciakami na śpiewaniu kolęd i piosenek świątecznych. Ja przy fortepianie a Roger z gitarą akompaniowaliśmy dzieciom. Zastanawiałam się nad tą rozmową z Michaelem. Może on do mnie dalej coś czuł. Z drugiej strony życzył mi tego żebym jak najdłużej była z Rogerem. Troszczył się o mnie można powiedzieć. Czyli jednak mu na mnie zależało. Póki co cieszyłam się Roggie'm, ale gdyby on wrócił do Debbie, nie ukrywam że wróciłabym do Michaela. Po długich rozważaniach zasnęłam. 





Nie ma to jak świąteczny odcinek w lecie <3 


poniedziałek, 24 czerwca 2013

Never Let Me Go XIV

Jak to cudownie, że są wakacje. Nareszcie wolne od szkoły i nauki. Nigdy więcej nie zaniedbuję ocen, nigdy. Ale co będę truła. Zapraszam do lektury ;p 


Miałam przerwę w trasie. Zostały mi tylko trzy miasta, więc stwierdziłam, że zagram te koncerty w styczniu, a grudzień będę miała wolny. Nie dzwoniłam do Michaela od kiedy się rozstaliśmy. Wszyscy starali się wypełnić tak mój czas żebym nie myślała o tym co się stało. Mieszkałam sama pod Londynem z trójką moich kochanych dzieci, bo tylko one trzymały mnie przy życiu i pomagały zapomnieć. Roger albo Brian przychodzili do mnie wieczorem i podtrzymywali na duchu. Szczególnie w dzień po pogrzebie Freddiego. Czułam się taka samotna, nie miałam sensu życia. Miałam myśli samobójcze, ale Felix postanowił mi pomóc. 
- Mamo, co się dzieje ? - zapytał siadając obok mnie.
- Smutno mi synku - odpowiedziałam patrząc na niego. 
- Mamo, nie myśl już o tym. Zaraz ktoś poprawi ci humor - powiedział dając mi buziaka.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Felix pobiegł je otworzyć, a ja czekałam na tą niespodziankę. Okazało się, że był nią Roger. Wszedł do pokoju w garniturze i z bukietem czerwonych róż.
- Cześć myszo. Jak ty wyglądasz ? - zapytał podając mi kwiaty. 
- Wiem, koszmarnie. Nie mam sensu życia - odpowiedziałam wkładając kwiaty do salonu. 
- Idź ubrać się w coś ładnego. Zaraz ci poprawię humor - powiedział siadając w fotelu. 
Uśmiechnęłam się subtelnie i weszłam po schodach na górę. Założyłam klasyczną małą czarną. Do tego rozprostowałam swoje włosy i pomalowałam się podkreślając swoje usta czerwoną szminką. Założyłam buty na obcasach i zeszłam na dół. 
- Czy jesteś gotowa, żeby ze mną wyjść ? - zapytał pożerając mnie wzrokiem. 
- Jestem, zależy gdzie - odpowiedziałam uśmiechając się.
- Nie długo się przekonasz. - powiedział wstając.
W sumie to nie wiedziałam gdzie chce mnie zabrać i w jakim celu, ale sama inicjatywa była bardzo miła. Jeszcze wtedy nie przypuszczałam, co może się stać. Wysiedliśmy w ekskluzywnej restauracji w centrum Londynu. Roger zrobił rezerwację wcześniej więc siedzieliśmy sami, w oddzielnej sali. W pokoju paliły się świeczki i wszędzie czuć było kwiaty. 
- Powiedz, bardzo za nim tęsknisz ? - zapytał patrząc na mnie. 
- Wiesz, trochę tak. Bądź co bądź to był moim narzeczonym. Ale nam się strasznie nie układało - odpowiedziałam biorąc do ręki kieliszek z czerwonym winem. 
- Sash, o co wam najczęściej szło ? - zapytał zaciekawiony.
- Tak szczerze to zawsze o mnie. Wiesz, że różnimy się pod względem charakteru i dlatego tak często się sprzeczaliśmy - odpowiedziałam biorąc łyk wina. 
- Charakterek to ty masz - powiedział uśmiechając się. 
- Przestań - powiedziałam urażona - Chyba nie był taki zły skoro wytrzymałeś ze mną dziesięć lat. 
- To było najlepsze dziesięć lat mojego życia - odpowiedział uśmiechając się. 
- A z Debbie ci się nie układa ? - zapytałam zdziwiona.
- Wiesz, może i jest ładna, szczupła i pociągająca, ale ona jest inna. Nie jest taka romantyczna jak ty. - odpowiedział patrząc mi w oczy. 
- Skubana, ma figurę - przyznałam po chwili.
- Sasha i co z tego ? Jesteś przepiękną, atrakcyjną kobietą. Przynajmniej u ciebie jest na co popatrzeć - powiedział patrząc w mój dekolt.
- Rog, nic się nie zmieniłeś - odpowiedziałam uśmiechając się. 
- Nie prawda, spójrz na mnie - powiedział przybierając odpowiednią pozę. 
- Jesteś dalej tym samym przystojnym mężczyzną, którego poznałam dwanaście lat temu - odpowiedziałam patrząc mu w oczy. 
- Za to ty bardzo się zmieniłaś. Wypiękniałaś przez te dwanaście lat. - powiedział dotykając mojej dłoni - Pomyśleć, że nie zwracałem na to uwagi przez ostatnie trzy lata. 
- Bo byłeś zajęty Debbie - przypomniałam mu.
- Wiem Sasha i dopiero dotarło do mnie co straciłem. Te wszystkie nasze wspólne zdjęcia, które mam. Ten nasz ostatni pocałunek. Ja zrozumiałem, że ja - nabrał więcej powietrza - Ja cię dalej kocham Sasha i nie mogę bez ciebie żyć. 
Zamurowało mnie. Nie wiedziałam, że Rog może mi to powiedzieć, w końcu zostawił mnie dla Debbie w taki prostacki sposób. Ja też go kochałam i chyba nadszedł czas na to żeby mu to powiedzieć. 
- Roger, ja kocham cię nie przerwanie od dwunastu lat. To że raz było tak, raz tak to nie ważne. Było mi z tobą tak dobrze - powiedziałam patrząc mu w oczy. 
- Sasha proszę wróć do mnie. Obiecuję, że już nigdy cię tak nie zranię - powiedział klękając przede mną. 
- Roger, ja nie wiem czy powinniśmy - odpowiedziałam zdezorientowana. 
- Wiem, co do mnie czujesz. Wykorzystaj to - powiedział trzymając mnie za dłonie.
Poczułam nagły ucisk w gardle. Z jednej strony czułam coś do Michaela, ale Roger to moja pierwsza miłość jaką przeżyłam i dała mi trójkę dzieci. Nie chciałam się z nim wtedy rozstać dlatego cieszyłam się kiedy do mnie wrócił. Z resztą dowiedziałam się, że Michael spotyka się aktualnie z Brooke i stwierdziłam że narazie odpuszczę. Pocałowaliśmy się namiętnie i wróciliśmy do domu. Roger jutro miał przeprowadzić się do mnie, a ja czułam się tak jak wtedy. Ważna, kochana, szczęśliwa tylko jak długo ? 



Michael i Brooke Shields



Roger Taylor i Dominique Beyrand  na której wzorowana
jest Sasha Taylor ;) 

wtorek, 18 czerwca 2013

Never Let Me Go XIII

Hej. Muszę dodać odcinek wcześniej, bo nie wiem czy w piątek znajdę chwilę czasu z powodu Michael Jackson The Experience. Nie grałam w to 2 miesiące i muszę nadrobić zaległości. Zmieniłam ustawienia dodawania komentarzy i teraz może to robić każdy, ale anonimy mają się podpisać. Michael With You ;)


Muszę powiedzieć, że 24 listopada 1991 roku, z pewnością zalicza się do najgorszych dni mojego życia. Czytając poranną gazetę, przeczytałam oświadczenie Freddiego o tym, że ma AIDS. Pomyślałam, że skoro się do tego przyznał to jest już z nim bardzo, bardzo źle. Michael, ja i dzieciaki byliśmy w Niemczech. Miałam dzisiaj zagrać wieczorem koncert. Coś jednak tknęło mnie do zadzwonienia do Mary w celu zapytania o stan zdrowia Freddiego. 
- Cześć Mary - powiedziałam kiedy odebrała.
- Hej, Sasha. W czym mogę ci pomóc ? - zapytała życzliwie. 
- Słuchaj. Chcę wiedzieć co z Freddiem -  odpowiedziałam poważnie. 
- Nie wiem, jak ci to powiedzieć. On umiera. Jest z nim tak bardzo źle - powiedziała po chwili. 
- Myślisz, że powinnam jeszcze raz się z nim zobaczyć  ? - zapytałam. 
- Tak, powinnaś. Nie wiadomo ile jeszcze pożyje. - odpowiedziała.
- Będę dzisiaj po 16. - powiedziałam odkładając telefon. 
Siedziałam na fotelu przeglądając terminy koncertów. Powiedziałam przez telefon managerowi, że niestety ale musimy odwołać dzisiejszy koncert i przesunąć go na grudzień. Zdenerwował się na mnie, ale koncert przełożył. Musiałam jeszcze poinformować Michaela, a z tym było najtrudniej. 
- Michael, muszę jechać do Anglii - powiedziałam wchodząc do pokoju, w którym bawił się z Rufusem. 
- Znowu ? - zapytał zajęty.
- Tak, Fred umiera i muszę go zobaczyć. - odpowiedziałam - Czy ty mógłbyś zwrócić na mnie uwagę ?! 
- Uspokój się, chcesz to jedź. - powiedział obojętnym tonem.
- Możesz mi powiedzieć o co ci chodzi ? - zapytałam po chwili. 
- Jedziesz już do niego trzeci raz w tym miesiącu. Może ty po prostu sypiasz z Rogerem co ? - zapytał wstając.
- Jak możesz ?! - zapytałam zirytowana.
- Już wiem co odwaliłaś ostatnio z porwaniem. - odpowiedział patrząc na mnie. 
- Może my po prostu nie powinniśmy ze sobą być ?! - zapytałam wściekła.
- Masz rację. Nie powinniśmy - odpowiedział patrząc mi w oczy.
- A więc proszę bardzo - powiedziałam ściągając pierścionek zaręczynowy. 
Wyszłam z pokoju. Spakowałam rzeczy swoje i dzieciaków i wyleciałam z Niemiec. Byłam w Anglii koło godziny 15, a na lotnisku czekał Roger, bo go o to po prosiłam. Pojechaliśmy tym razem do mnie. Debbie okupowała jego dom więc bezpieczniej było pogadać u mnie. Koło 19 ruszyliśmy w drogę do Kensington. W pewnym momencie zadzwonił telefon Rogera. 
- Zjedź na bok muszę ci coś powiedzieć - powiedział po zakończonej rozmowie. 
Muszę powiedzieć, że obawiałam się najgorszego. Mógł dzwonić Felix, że coś stało się Rory albo Rufusowi. Mógł to być Michael, że też coś jest nie tak. Nie spodziewałam się jednak tego, że to mógł być manager Queen. 
- Co się stało ? - zapytałam kiedy już zatrzymałam się na parkingu. 
- Freddie, on. -  zaczął - Nie żyje. 
Nic nie odpowiedziałam. Łzy zaczęły spływać po mojej twarzy. Zrobiło mi się tak cholernie smutno. Rozstałam się z Michaelem i straciłam najlepszego przyjaciela. Roger cmoknął mnie w policzek. 
- Dasz radę wrócić do domu ? - zapytał patrząc na mnie. 
- Dam - odpowiedziałam zaciskając zęby. 
Wróciliśmy do mojego domu pod Londynem. Weszłam do domu, dzieciaki bawiły się na dywanie pod opieką niani. Roger stanął w drzwiach. 
- To ja już chyba pójdę - powiedział patrząc na mnie. 
- Proszę, zostań ze mną. Muszę się komuś wygadać - odpowiedziałam zdejmując kurtkę. 
- Coś się stało ? - zapytał wchodząc do środka. 
- Porozmawiamy o tym w moim gabinecie - odpowiedziałam poważnie. 
Weszliśmy na górę. Postawiłam dwie szklanki do whisky i usiadłam na przeciwko niego. Popatrzył na mnie i chyba zrozumiał co się stało.
- Pokłóciłaś się z Michaelem ? - zapytał patrząc na mnie.
- Nie, ja się z nim rozstałam - odpowiedziałam wycierając łzę spływającą po moim policzku.
- Sasha, powiedz co się stało - powiedział obejmując mnie. 
- On myśli, że ja zdradzam go z tobą - odpowiedziałam.
- Kotku przejdzie mu zobaczysz. Zadzwonię do niego i wszystko mu wyjaśnię - powiedział. 
Nie wiem czemu Roger chciał to zrobić dla mnie, skoro zależało mu na tym żebyśmy byli razem. Został ze mną na noc, bo nie mogłam się pozbierać psychicznie. Nie, nie myślcie sobie, że skoro zostawiłam Michaela to od razu wróciłam do Rogera, co to to nie. Jednocześnie odczuwałam pustkę po starcie Freddiego. Był mi tak bliskim człowiekiem, moją bratnią duszą. To on mnie poznał z Michaelem. Tak bardzo mi go brakowało. 




 

Proszę bardzo początek lat 80. Freddie i Michael ;)


piątek, 14 czerwca 2013

Never Let Me Go XII

Jej, przepraszam, że dopiero teraz, ale piszę jeszcze w jednym miejscu i się ciężko połapać. Kończę poprawiać oceny więc jest całkiem dobrze, średnia ponad 4,5 powinna być. Ale zobaczymy. 


Ja i Michael wszystko sobie wyjaśniliśmy i postanowiliśmy zacząć od nowa. Nie zrywaliśmy zaręczyn, ale próbowaliśmy odbudować swój związek od samego początku. Byliśmy akurat w Budapeszcie, gdzie odpoczywałam po wczorajszym koncercie na stadionie. Siedzieliśmy razem w pokoju hotelowym przytuleni do siebie. 
- Powiedz, kochasz ty mnie chociaż trochę ? - zapytałam patrząc na niego. 
- Oczywiście, że cię kocham, ale kochać to nie znaczy patrzeć na siebie nawzajem lecz patrzeć razem w tym samym kierunku - odpowiedział Michael cmokając mnie delikatnie. 
- Kotku, przepraszam za to co zrobiłam - powiedziałam speszona.
- Sasha, już raz mnie przeprosiłaś. Nie umiem się na ciebie gniewać. - odpowiedział uśmiechając się.
- Tak mi teraz głupio. Zachowałam się jak tępa idiotka - powiedziałam wstając. 
- Kochanie, co się stało to się nie odstanie. - odpowiedział patrząc na mnie . 
- Mikey - powiedziałam podchodząc do okna. 
- Skończmy ten temat. Porozmawiajmy o pogodzie - odpowiedział podchodząc do mnie. 
- Dobrze, a więc jest słonecznie i ciepło - powiedziałam uśmiechnięta. 
- Faktycznie, szkoda tylko, że nie możemy ruszyć się z hotelu. - odpowiedział smutny
- Niestety kotku. - powiedziałam przytulając się do niego. 
Staliśmy w namiętnym uścisku w blasku po południowego słońca. Było mi tak dobrze, ale jak zawsze kiedy było już dobrze coś musiało się popsuć. Zadzwonił mój telefon i wiadomość, którą usłyszałam wzbudziła we mnie chęć płaczu. Michael otarł łzy z mojej twarzy i pocałował mnie. 
- Co się stało ? - zapytał zatroskany. 
- Dzwoniła Mary, powiedziała, że Freddie umiera i chce się jeszcze ze mną zobaczyć. - odpowiedziałam opanowując emocje. 
- Matko boska. Nie wierzę - powiedział patrząc w podłogę. 
- Muszę wracać do Anglii. On mnie potrzebuje - odpowiedziałam biegnąc do sypialni. 
- Co z koncertem we Francji ? - zapytał wchodząc za mną .
- Jakby ktoś pytał to dostałam zapalenia krtani i się leczę nad morzem - odpowiedziałam. 
- Sasha, nie puszczę cię samej - powiedział trzymając mnie za ramiona. 
- Mike nic już nie odwalę. Obiecuję - odpowiedziałam patrząc mu w oczy.
- Trzymam cię za słowo i będę czekał w Paryżu - powiedział całując mnie namiętnie. 
Wyleciałam tego samego dnia. Jak zwykle tłumy fanów czekały na lotnisku. Szybko pobiegłam do samochodu czekającego na parkingu i odetchnęłam. Pojechałam do domu Freddiego. Leżał cały czas na łóżku i obserwował widok z okna. W pokoju znajdowali się Brian, Roger, John i teraz już ja. Fred ucieszył się na mój widok. 
- Sasha, jak dobrze że jesteś - powiedział uśmiechając się. 
- Fred, nie umierasz prawda ? - zapytałam siadając obok łóżka. 
- Obawiam się, że mój czas już się kończy  - odpowiedział patrząc na mnie. 
- Nie możesz odejść - powiedziałam ze łzami w oczach. 
- Sasha, muszę ale mogę cię pocieszyć. Nawet w obliczu śmierci, przyjemna jest świadomość posiadania przyjaciela - odpowiedział ocierając moją łzę. 
- Fred, na mnie zawsze możesz liczyć - odpowiedziałam. 
- Nie płacz już proszę - powiedział Brian uśmiechając się do mnie. 
- Już nie będę - odpowiedziałam patrząc na niego. 
- A teraz idźcie już. Chcę zostać sam - powiedział Freddie wskazując drzwi. 
Wyszliśmy z pokoju. Freddie zapewne właśnie dostał ataku i nie chciał żebyśmy widzieli jak cierpi. Pojechaliśmy wszyscy do Briana na kolację i długi czas przegadaliśmy. Pojechałam znowu do Rogera, bo klucze od domu zostały w hotelu. 
- To jak będzie z nami ? - zapytał patrząc na mnie.
- Nijak, wróciłam do Michaela i tak już zostanie. - odpowiedziałam wchodząc do mojej sypialni. 
- Ale kochanie, bylibyśmy szczęśliwi. - powiedział biorąc mnie na ręce. 
- Postaw mnie - warknęłam. 
- Sasha, nie opieraj się już. - powiedział kładąc mnie z powrotem - Przyjdę później. 
Kiedy Roger wyszedł, zadzwoniłam do Michaela. Oczywiście nie powiedziałam mu, że mieszkam u Rogera bo by mnie chyba zabił. Powiedziałam że wszystko jest w porządku i powinnam być już za dwa dni w Paryżu. Zasnęłam. Nie wiem czy Rog był ze mną tej nocy czy nie, ale ja mam czyste sumienie. 





Taki krótki, ale zawsze jakiś jest c:


środa, 5 czerwca 2013

Never Let Me Go XI

Hej. Dodaję post wcześniej, ponieważ mam wolny piątek i jutro wieczorem wyjeżdżam. Kończę poprawianie ocen, dlatego myślę, że nie długo będę dodawać częściej kolejne odcinki. Miłej lektury, Michael with you ;3 


Dopiero teraz dotarło do mnie to co zrobiłam. Zdradziłam człowieka na, którym tak bardzo mi zależało. W sumie to nie wiem dlaczego to zrobiłam. Nie rozumiałam dlaczego wtedy pocałowałam Rogera. Doszłam do wniosku, że pogubiłam się w uczuciach. Tak, kochałam Michaela z całego serca, ale Rog to moja pierwsza, wielka miłość, a do takiej zawsze się coś czuje. Szczerze, to w tym momencie miałam ochotę strzelić sobie w łeb. Straciłam narzeczonego i mało tego, zdradziłam go z byłym mężem. Pewnie myślicie, że jestem naiwna, nie wierna i puszczalska, ale naprawdę tak nie jest. Ja po prostu nie potrafię panować nad swoimi uczuciami. Tego dnia grałam swój pierwszy koncert podczas trasy. Siedziałam w garderobie ubrana w mój ulubione czarne body, złotą marynarkę i czerwone trampki. Podwiązałam włosy w wysoką kitę i zawiązałam na nich czerwoną bandamkę. Można powiedzieć, że taki ubiór to mój znak rozpoznawczy. Usłyszałam pukanie do drzwi. 
- Sasha, masz gościa - powiedziała moja asystentka. 
- Już idę - odpowiedziałam wstając. 
Kiedy przeszłam przez długi korytarz zobaczyłam Mary i Freddiego. Było już z nim naprawdę bardzo źle. Siedział na wózku inwalidzkim pchanym przez Mary. Był jeszcze bardziej wychudzony i w ostrzejszym makijażu. 
- Freddie, jak się cieszę, że przyszedłeś - powiedziałam uśmiechając się. 
- Musiałem tu przyjść. To może być ostatni twój koncert jaki zobaczę w życiu. - odpowiedział patrząc na mnie. 
- Fred, napewno jeszcze nie raz zobaczysz mój występ - powiedziałam przytulając go. 
Musiałam to zrobić, dlatego że w moich oczach pojawiły się świeczki. Chciałam to jakoś ukryć i przytuliłam go. Widziała je tylko Mary, więc nie wprawiło to nikogo w zakłopotanie.
- Cześć Sasha - powiedział Brian, który właśnie z Anitą wszedł korytarzem. 
- Cześć - odpowiedziałam przytulając ich na przywitanie. - To na kogo jeszcze czekamy ? - zapytałam po chwili. 
- Michael i Roger - odpowiedziała Nadia, moja asystentka. 
- Michael to chyba nie przyjdzie - powiedziałam po chwili. - No cóż, w takim razie zapraszam za mną na kuluary sceny. - dodałam po chwili. 
Nikt za wyjątkiem Rogera nie wiedział o tym co wydarzyło się kilka dni temu. Nie chciałam o tym rozpowiadać, bo nie było czym się chwalić. Zrobiłam z siebie kretynkę. Pokazałam wszystkim miejsca i pobiegłam za kulisy. Rozśpiewałam się i czekałam na pierwszą piosenkę. Poczułam ciepło dłoni na swojej talii. 
- Masz tremę ? - zapytał Roger. 
- Nie mam i weź te ręce - odpowiedziałam odwracając się do niego. 
- No ale dlaczego ? - zapytał patrząc w moje oczy. 
- Chyba pamiętasz co zrobiłeś - powiedziałam.
- Tak kochanie i niczego nie żałuję. Ty też powinnaś to olać i do mnie wrócić - odpowiedział przyciągając mnie do siebie. 
- A mogę o tym pomyśleć potem ? - zapytałam uśmiechając się. 
- Możesz, a teraz życzę ci powodzenia - odpowiedział całując mnie w policzek. 
Uśmiechnęłam się subtelnie kącikiem ust. Kiedy dostałam sygnał, wbiegłam na scenę. Było tam tylu moich fanów. Nie widziałam ich trochę czasu i sprawiło mi przyjemność to, że tak tłumnie przybyli na mój koncert. Podczas tej trasy stawialiśmy na stare, dobre hity takie jak Illusion czy Prison. Po około dwóch godzinach skakania po scenie i odśpiewaniu trzech bisów zostałam pożegnana gromkimi brawami. Wróciłam do swojej garderoby. Przebrałam się w klasyczną małą czarną i rozpuściłam włosy. Do mojej garderoby weszli Freddie, Mary, Brian, Anita i Roger. 
- Jak zawsze byłaś świetna - skomplementował Brian. 
- Dziękuję. Taki był zamysł - odpowiedziałam uśmiechając się.
- Mogę z czystym sercem stwierdzić, że to był twój najlepszy koncert jaki do tej pory zagrałaś - powiedział Freddie. 
- Fred, to ty jesteś moją inspiracją. Czuję twoją energię i wkładam w to co robię 150 % umiejętności - odpowiedziałam jeszcze raz "rzucając się" mu na szyję. 
- Sasha, nie ważysz już tyle co kiedyś. Złaś - powiedział śmiejąc się. 
- Ranisz - odpowiedziałam udając urażoną. 
- Słyszałam, że będzie after party - powiedziała Anita. 
- Oczywiście że będzie. Dzisiaj w The Millestone Hotel od 20:30 - odpowiedziałam spoglądając na nią. 
- Liczę na to, że nas zaprosiłaś - powiedział Roger.
- Oczywiście że tak. Nie można się bez was bawić. - odpowiedziałam. 
Koło godziny 20, pojawiłam się w The Millestone Hotel w swojej wieczorowej kreacji. Była do czerwona, rozłożysta suknia do ziemi. Na szyi miałam sznur białych pereł a moje włosy były subtelnie pofalowane. Zaprosiłam naprawdę dużo gości. Zresztą nie ważne ilu by ich było, nie było najważniejszego, Michaela. Nie ukrywam że było mi przykro z powodu jego nie obecności, ale nie dziwiłam mu się, po tym co mu zrobiłam. Muszę powiedzieć, że bardzo dobrze się bawiłam. Przetańczyłam prawie całą noc z Rogem, Brianem i Freddiem. Nie mogę też pominąć tego, że sporo wypiłam. Do domu wróciłam o 4 nad ranem. Nie wiem co mnie podkusiło, ale zadzwoniłam do Michaela. 
- Helo ? - powiedział zaspany.
- Kochanie dlaczego nie przyszedłeś ? - zapytałam z trudem wypowiadając słowa.
- Sasha, ty chyba nie do końca jesteś trzeźwa - odpowiedział po chwili.
- Co ty mi tu chrzanisz. Jestem najbardziej trzeźwą osobą na świecie - powiedziałam akcentując. 
- No nie wydaję mi się - odpowiedział.
- Dalej nie odpowiedziałeś - przypomniałam mu. 
- Nie miałem ochoty - powiedział.
- Tak ? To ja się czułam jak kretynka, bo ciebie nie było. Musiałam tłumaczyć ludziom, że nie mogłeś przyjechać. Robiłam to bo cię kocham, a ty mówisz, że nie miałeś ochoty ?! - odpowiedziałam z wyrzutem .
- Nie rozśmieszaj mnie. Doskonale wiem, że nawet nie chciałaś żebym tam był - powiedział poważnie.
- Michael - powiedziałam płacząc - Bardzo chciałam. Ale ty i tak tego nie zrozumiesz - odpowiedziałam odkładając słuchawkę. 
Zawsze po alkoholu miałam takie dziwne odpały, ale ten akurat był potrzebny. Wiem, że po alkoholu jest się szczerym i myślałam, że jeśli wtedy mu to powiem to mi uwierzy, ale się nie udało. Położyłam się na łóżku, cała zalana łzami i po długiej mordędze zasnęłam. 





Taki ładny Michael ;) No i przepraszam, że
dzisiaj piosenka Queen, ale mi pasowała
tematycznie ;3 




sobota, 1 czerwca 2013

Never Let Me Go X part 2

Trochę potrzymałam w napięciu i teraz dodaję drugą część. Mieszko (http://michaeljacksonthecollection.blogspot.com) już ma swoje spekulacje. No zobaczymy co z tego będzie i czy miał rację.

Kiedy już się ocknęłam siedziałam na czymś zimnym i wilgotnym. Moja opaska z oczu została zdjęta. Dostrzegłam ciemne i małe pomieszczenie. To musiała być piwnica. Zastanawiałam się co za kretyn mógł mi to zrobić, przecież nie miałam wrogów ani nawet psychofanów. Poza tym moja garderoba była za dobrze obstawiona przez ochroniarzy i tylko osoba z przepustką mogła się tam dostać. Moje przemyślenia przerwały kroki. 
- Cóż za miłe spotkanie - powiedziała wysoka blondynka. 
- No bardzo. Bardziej miło by było gdybyś mnie rozwiązała i powiedziała co ja tu do jasnej cholery robię - odpowiedziałam powoli przyglądając się postaci do mnie się zbliżającej. 
- Zapewne to kiedyś uczynię - powiedziała siadając na przeciwko mnie.
- Debbie ?! - zapytałam z niedowierzaniem.
- Wow, ale jesteś spostrzegawcza - odpowiedziała bijąc mi brawo.
- Nie ośmieszaj się. - powiedziałam złośliwie.
- Powiedz, jak z Michaelem ? - zapytała udając zaciekawioną. 
- Po co pytasz skoro i tak masz to gdzieś - odpowiedziałam od razu.
- Właśnie bardzo mnie to interesuje - powiedziała rozsiadając się na podłodze. 
- Powiem tyle. Jest świetnie i nic ci do tego - odpowiedziałam zła. 
- No właśnie, a u mnie wręcz przeciwnie. Gdyby nie ty i ten dzieciak to Rufus byłby naszym synem. Spiep****aś mi związek - krzyknęła.
- A ty mi. Widzisz, wszystko do ciebie wraca - odpowiedziałam uśmiechając się. 
- Zamknij się . - powiedziała wstając. 
- No i co ? - zapytałam zaciekawiona. 
- Teraz masz swoje ostatnie trzydzieści sekund na tym świecie - odpowiedziała wyciągając scyzoryk. 
- Czekaj, czekaj może się jakoś dogadamy - odpowiedziałam powoli przetwarzając sytuację. 
- Nie widzę takiej opcji - powiedziała podchodząc coraz bliżej. 
- Nie rób tego proszę - krzyknęłam przestraszona.
- Zamknij się. - odpowiedziała przykładając mi ostrze do gardła. 
Usłyszałyśmy kroki na schodach. 
- Debbie, kotku co tu się dzieję ? - zapytał Roger - Sasha ?! Co ty tu robisz ?! - zapytał zaskoczony widząc mnie z nożem na gardle. 
- A jak myślisz ? - odpowiedziałam pytająco. 
- Debbie zostaw ją - powiedział od razu. 
- Rog, ale ona zniszczyła nasz związek. Musi za to zapłacić - odpowiedziała ściskając mnie jeszcze mocniej.
- Którego słowa z zostaw ją nie zrozumiałaś ?! - zapytał podirytowany. 
- Sam na początku tego chciałeś. Ogarnij się Rog i mi pomóż - odpowiedziała Debbie. 
- Ale dopiero teraz zrozumiałem jak bardzo ją kocham, a ty ją zostaw, bo Sasha nie jest niczemu winna. To, że ją zostawiłem to twoja wina. - powiedział wyrywając mnie z uścisku Debbie. 
- Dziękuję Roger - powiedziałam kiedy sytuacja została już opanowana. 
- Nie ma za co - odpowiedział przytulając mnie. - Byłem ci to winien. 
Weszliśmy razem na górę. Roger przyniósł dwa kieliszki do wina i ustawił je na stole. Zapalił dwie świeczki i usiadł na przeciwko mnie. 
- Jeszcze raz nie wiem jak mam ci dziękować - powiedziałam po chwili.
- Nie musisz. Grunt, że w porę cię uratowałem - odpowiedział uśmiechając się. 
- A Debbie ? - zapytałam.
- Posiedzi 24 na dołku to jej nie zaszkodzi - odpowiedział śmiejąc się. 
- Roger, ty naprawdę dalej coś do mnie czujesz ? - zapytałam po chwili .
- Tak. These Are The Days Of Our Lives napisałem właśnie o nas. Ja cię wciąż kocham - odpowiedział patrząc mi w oczy. 
- Rog, ja ciebie też - powiedziałam. 
Nawet nie wiem kiedy nasze usta złączyły się w tym jakże namiętnym pocałunku przy blasku świec. Zadzwonił dzwonek do drzwi, Felix pobiegł je otworzyć, a ja siedziałam Rogerowi na kolanach. Do pokoju wszedł Michael.
- No widzę, że się dobrze bawisz - powiedział patrząc na mnie.
- Michael to nie jest tak - odpowiedziałam wstając. 
- A jak ? - zapytał zaciekawiony.
- On uratował mi życie - odpowiedziałam podchodząc do niego. 
- Tak, napewno - powiedział zły. 
- Michael, nic między nami nie było rozumiesz ? - zapytał Roger. 
- Właśnie widzę. Nina w gorsecie, świeczki i wino - odpowiedział rozglądając się po pokoju. 
- To nie tak. Porwała mnie Debbie, a on mnie uratował - powiedziałam patrząc mu w oczy. 
- Przestań - odpowiedział - Spakuję twoje rzeczy i ci odeśle. 
- Ale Mikey - powiedziałam.
- Daj już spokój. - odpowiedział wychodząc. 
Poczułam się cholernie na siebie zła. Byłam idiotką. Tak wiem, kochałam Rogera, bo to moja pierwsza wielka miłość, ale chciałam być z Michaelem. Spojrzałam na Rogera przez swoje zapłakane, niebieskie oczy, a on przytulił mnie i przeprosił. Obiecał że pomoże mi wrócić do Michaela. 





Taki uśmiechnięty Mike.