piątek, 28 marca 2014

Living with Michael Jackson XXII

Hej, znowu mnie wzięło i napisałam notkę piątkowej nocy (21 marca XDDD ), ale żeby was nie rozpieszczać wrzucam ją dopiero dzisiaj. Nie wiem czy płakałyście na poprzedniej notce, bo może zabrzmi to głupio, ale ja tak. Zastanawiam się też nad pewnym konkursem, otóż miałabym napisać powieść młodzieżowo-obyczajową, na sześć rozdziałów po trzy strony A4 każdy. Myślicie że dałabym radę i nawet miałabym szanse to wygrać ? Piszcie w komentarzach, a tym czasem miłego czytania.


Od śmierci Briana minęło raptem kilka dni, może dwa, może trzy, przestałam liczyć czas. Dla mnie czas już się skończył, straciłam męża, pal sześć że zostaliśmy małżeństwem na kilka godzin przed jego śmiercią, liczy się, że przyrzekliśmy sobie bycie ze sobą do końca naszych dni. Obwiniałam się o to, że umarł przeze mnie, bo wtedy pojechałam odwieźć Keitha do domu. Może gdybym wtedy przy nim była to nic by się nie stało, może nawet dalej by żył, a właśnie teraz zapewne tuliłby mnie. Siedziałam całymi dniami w pokoju, znowu nic nie jadłam, mało tego, znowu wpakowałam się w ćpanie. Od dwóch dni chodziłam cały czas czymś naćpana, kokaina, metaamfetamina, nie ważne co, ważne że coś było. Dzieckiem zajmowała się moja mama, ja nie byłam w stanie tego robić. Roger wszedł do mojego pokoju, akurat miałam wciągać kreskę.
- NINA CZY CIEBIE JUŻ NAPRAWDĘ POPIEPRZYŁO ?! - zapytał wściekły. 
- Daj...mi...spokój... - nie wiedziałam co się dzieje. 
- Nie będziesz mi się pakowała w ćpanie jasne ? - odepchnął mnie od stołu. Zebrał proszek na rękę i wysypał go przez okno. 
- CO TY ROBISZ ? - chciałam wyskoczyć przez okno.
- STÓJ - złapała mnie za ramię i z całej siły pchnął na ścianę - NINO DIANE MAY CZY TY CHCESZ SIĘ WPIEPRZYĆ W TO CO WSZYSCY ROCKMANI?!
- Chce umrzeć rozumiesz?! Chce być tylko z nim - padłam na kolana płacząc.
- Nina... - przyklęknął przy mnie i objął mnie - Wiem, że tęsknisz za nim, ale musisz wziąć się w garść. Masz cudownego synka, masz mnie i mamę, znajdziesz sobie jakiegoś męża.
- Tato, kiedy ja go kocham. To moja wina... - łkałam w ramię mojego ojca.
- Nie, nie twoja. Tak najwidoczniej miało być. On zawsze przy tobie będzie, zawsze będzie cię kochał, duchowo jest teraz obok ciebie i jest załamany tym co robisz. Nie ćpaj, pomożemy ci z mamą. - otarł moją twarz z łez. 
- Ale mnie kochał ? - zapytałam po chwili.
- On cię kocha - podniósł mnie - A teraz chodź, dzisiaj jest pogrzeb. Powinnaś się pojawić jako jego żona.
- Dobrze tato - wstałam.
Roger mnie otrząsnął, mogłam skończyć tak jak wszyscy, a ja chciałam tylko zapomnieć. Miałam w końcu małe dziecko, naszego małego synka, który chociaż w połowie przypominał mi Briana. Założyłam czarną długą suknię, rozczesałam swoje blond włosy i upięłam je w koka, założyłam czarną woalkę wpiętą we włosy, którą opuściłam na twarz, wszystko zwieńczyłam czarnymi szpilkami i makijażem, który mia ukryć to jak teraz wyglądałam. Nie brałam ze sobą Keitha, on i tak niczego by nie zrozumiał, nawet nie będzie tego pamiętał, więc zostawiłam go z Rory. Pojechałam tam z rodzicami. Byłam jedynym członkiem aktualnej rodziny Briana więc siedziałam przy trumnie, otwartej trumnie... Patrzyłam na jego twarz, była bardzo spokojna, na palcu miał obrączkę, którą niedawno mu założyłam. Płakałam cały czas, fotografowie, którzy dowiedzieli się że Brian nie żyje i że przed śmiercią ożenił się ze mną próbowali za wszelką cenę zrobić wszystko żeby zrobić mi zdjęcie. Po ceremonii siedziałam pochylona nad grobem Briana, poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu. 
- Heeej, bardzo mi przykro - usłyszałam głęboki, męski głos.
- Wiesz, już mi trochę lepiej... - odwróciłam się - Michael ?
- Michael. - usiadł obok mnie. - Co się stało?
- Serce mu nie wytrzymało... - westchnęłam. 
- Bardzo mi przykro Nina... - powiedział głaszcząc mnie po plecach. 
- Nawet się nim nie nacieszyłam, dwie godziny przed śmiercią wzięliśmy ślub. - rozkleiłam się.
- Byliście małżeństwem ? - zdziwił się.
- Dwie i pół godziny - płakałam.
- Ciiiii - objął mnie - Nie płacz, ciiii
- Mike, nie umiem. - wtulałam się w jego ramie. 
- Umiesz, dasz sobie radę. - wziął mnie na ręce. - Chodź, odwiozę cię do domu.
Nie zaprotestowałam, odwiózł mnie do domu, nawet zaprosiłam go na kawę. Pobawił się chwilę z Keithem i pomógł mi go ułożyć do snu. Mieszkałam u Briana, więc obejrzał oryginalną Red Special i nawet próbował zagrać kilka akordów. Kiedy wyszedł, wpadło paru moich znajomych, również z kondolencjami, a między innymi Axl, Slash, Steven Tyler, Joe Perry, Eddie Van Halen i Elton John. Porozmawiałam z nimi chwilę, a Axl nawet próbował mnie poderwać, ale jednak nie dałam się, nie tak szybko. Ciekawe tylko, jak długo będę sama...





piątek, 21 marca 2014

Living with Michael Jackson XXI

Hej, udało mi się wybłagać dzisiaj lapka, w końcu w tym tygodniu skosiłam sześć ocen bardzo dobrych, coś mi się za to należy. Miłego czytania, przygotujcie chusteczki moje drogie :))


Siedziałam cały czas przy Brianie ujmując jego dłoń. Oddychał spokojnie, respirator również pikał powolnym, spokojnym rytmem. Byłam pełna nadziei, na to, że Brian będzie żył, że tak jak zaplanowaliśmy za tydzień powiemy sobie sakramentalne "tak" i do końca życia, będziemy wspólnie spędzać dni i noce. Tego właśnie pragnęłam. 
- Nnnn....ina ? - cichy szept Briana wyrwał mnie z mojego myślenia.
- Tak, Nina - uśmiechnęłam się i odwróciłam się w jego stronę.
- Jak dobrze cię widzieć.. - powiedział cicho.
- Jestem tu, już dobrze - ujęłam mocniej jego dłoń. 
- Kocham cię, tak bardzo cię kocham... - cmokał moją dłoń. 
- Co się stało ? - pogłaskałam go po zakrwawionych częściowo włosach.
- Nie wyhamowałem na zakręcie... - odpowiedział wyraźnie skruszony. 
- Boże... - jęknęłam - Dobrze, że w ogóle żyjesz. 
- Całe życie przeleciało mi przed oczami... - podciągnął się delikatnie. 
- Nie mów o tym.. Nie wolno ci się teraz denerwować. - cmoknęłam go w usta. 
- Chcę ci coś powiedzieć - ujął moją dłoń w swoją - Posłuchaj uważnie. Jeżeli cokolwiek nie daj Bóg by mi się stało, to chce żebyś wiedziała, że jesteś kobietą mojego życia. Nie była nią Chrissy, nie była nią Anita, jesteś nią Ty, Ty Nino Taylor. Jesteś miłością mojego życia. Nikogo nie kochałem tak jak ciebie i naszego syna. 
- Brian... - łzy ciekły po mojej twarzy - Przecież my się za tydzień pobieramy... 
- Wolę, pobrać się teraz, tutaj. Jeżeli mam umierać to tylko jako twój mąż - jego ton głosu był zdecydowany. 
- Ale ty nie umrzesz! - rozkleiłam się na całego. 
- Nina, zrób to dla nas. Ściągnij urzędnika, rodziców i Keitha. Chce ślubu tu i teraz - objął mnie. 
- Dobrze kochanie. Dobrze. - wtuliłam się w niego mocniej.
- Kocham cię myszko - cmoknął mnie w skroń. 
- Ja ciebie też kotku - płakałam mu w ramie. 
- Nie płacz już Ninusia. Jestem tutaj . - mówił do mnie bardzo czułym tonem.
- Martwiłam się o ciebie - tuliłam się do niego. 
- Wiesz, że ja też. To cud, że żyję... - wtulał swoje usta w moją szyję. 
- Co ty robisz ? - zapytałam uśmiechając się.
- Chce poczuć smak twojego ciała... - wpijał się ustami w moją szyję. 
- Może nie tutaj ? Miałam załatwić urzędnika... - przypomniałam pojękując cichutko. 
- Tak, faktycznie. Leć mała.  - wypuścił mnie z objęć.
Cmoknęłam go jeszcze mocno w usta na pożegnanie i pobiegłam załatwiać urzędnika. Ciężko było ubłagać jakiegoś snoba, który raczył by ruszyć swoje cztery litery i pofatygować się do szpitala, żeby udzielić ślubu mi i Brianowi. Po poszukiwaniach zakrojonych normalnie na skalę światową znalazła się jedna bardzo sympatyczna pani, która zgodziła się udzielić nam ślubu. Zadzwoniłam po rodziców, żeby przyjechali razem z Keithem do szpitala o nie pytali o szczegóły, założyłam na siebie białą, koronkową sukienkę i wróciłam do Briana. Wszyscy już na mnie czekali. 
- Może w końcu mi to wyjaśnisz Nina ? - Roger siedział obok łóżka Briana.
- Cicho Nina, nic mu nie mów - Brian trzymał Keitha na rękach i tulił go do siebie. 
- Pani Nino, czy możemy zaczynać ? - urzędniczka obejrzała się w moją stronę.
- Jak najbardziej - usiadłam obok Briana i złapałam jego dłoń. 
Wypowiedzieliśmy razem z Brianem test przysięgi małżeńskiej i założyliśmy na swoje palce obrączki. Przypieczętowaliśmy oficjalnie nasze małżeństwo pocałunkiem. Urzędniczka opuściła salę Briana, a my w gronie rodzinnym zaczęliśmy rozmawiać. 
- Nie mogliście nam po prostu powiedzieć, że ma być ślub? Przygotowałbym się jakoś... - Roger spojrzał na mnie i Briana.
- Tato, to straciłoby cały swój urok - uśmiechnęłam się i podrapałam po nosie Keitha, który spał w ramionach mojego męża. 
- No dobrze dzieciaki. Siedźcie tu. My uciekamy . - mama wstała i pożegnała się z nami. 
- Przyjadę wieczorem - uśmiechnęłam się szeroko.
- Mała... kręcisz mnie w tej koronkowej kiecce - zamruczał Brian po wyjściu moich rodziców.
- Przestań się mną podniecać - zaśmiałam się cicho .
- Ale teraz już na legalu mogę moja małżonko - wsunął jedną dłoń pod kołdrę, zachichotałam cicho. 
- Przestań, mały śpi - wskazałam mu wzrokiem dziecko, śpiące na jego rękach. 
- Ewh... - niechętnie wyciągnął swoją dłoń i otulił mnie ramieniem. 
- Kochasz mnie ? - zapytałam z uśmiechem. 
- Bardzo was kocham. Nie tylko ciebie. Małego też. Patrz, uśmiecha się - szturchnął mnie delikatnie. 
- Ojejku ... Ma twój uśmiech - szepnęłam. 
- I twój nosek ... - cmoknął mnie. 
- No już, idę odwieść nasze maleństwo, a potem tu wrócę. - wstałam i wzięłam dziecko od niego. 
- Dobrze mała, tylko błagam cię, uważaj na siebie - spojrzał na mnie zatroskany. Pocałowaliśmy się namiętnie. - Kocham cię Nina.
- Ja ciebie też i będę uważać - włożyłam dziecko w nosidełko i wyszłam. 
Na ulicach było pusto, nie było zbyt dużo samochodów, dlatego też podróż do domu zajęła mi niewiele czasu. Zawiozłam małego do rodziców, nakarmiłam go i wróciłam do Briana. Jednak kiedy już chciałam wejść do sali, lekarze mi nie pozwolili, trwała akcja reanimacyjna. Zaczęłam płakać, bałam się, że już nigdy więcej nie usłyszę jego głosu ani nie poczuję smaku jego ust. Nie mogłam usiedzieć w miejscu, chodziłam w te i z powrotem, czekając na wiadomość od lekarza.
- Pani Taylor ? - usłyszałam za sobą. 
- Tak - odwróciłam się zapłakana.
- Przykro mi bardzo... Nie udało nam się... - lekarz spojrzał na mnie z troską.
- Czyli, że on.... - nie mogłam nic z siebie wykrztusić. 
- Tak... Niestety... - odszedł. 
Zostałam sama, sama jak ten przysłowiowy palec, za przeproszeniem, w dupie. Mój mąż, z którym wzięłam ślub parę godzin temu właśnie umarł. Padłam na kolana przed jego łóżkiem. Krzyczałam ze złości, że właśnie teraz Bóg mi go odebrał. Z całej siły uderzałam pięściami o podłogę. Lekarze patrzyli na mnie z politowaniem. Do sali wszedł Roger. 
- Nina, wstawaj z tej podłogi - podszedł do mnie. 
- Nie chce... wyjdź stąd! - płakałam głośno 
- Nina - otulił mnie - Tak mi przykro...
- Tato, dlaczego on musiał odejść ?! - łkałam w ramie mojego ojca.
- Mała... tak czasem jest... Ale on cię kocha... dalej jest przy tobie, przy was... - pocieszał mnie. 
- Zabierz mnie do domu... Chcę pobyć sama... - powiedziałam po chwili .
- Dobrze - podniósł mnie z podłogi i zaprowadził do samochodu. 
Weszłam do swojego pokoju, zamknęłam się w nim razem z moim dzieckiem i płakałam, wręcz wyłam, przeraźliwie wyłam. Straciłam mojego męża, osobę, z którą miałam spędzić resztę z swoich dni, straciłam sens mojego życia. Straciłam człowieka, którego kochałam nad życie...






piątek, 14 marca 2014

Living with Michael Jackson XX

Hej kochani. Wiem, ze długo nie pisałam, ale no niestety znowu mam bana, no niestety oceny nie zadawalają. Idę do liceum, pretenduję do tych czołówkowych, a oceny mam marne, do tego wielkie kłopoty mam z matematyką. Nie wiem kiedy będzie kolejna notka, ale zaglądajcie przynajmniej raz w tygodniu. A teraz zapraszam do czytania. 


Nasz synek miał już 3 miesiące i strasznie szybko rósł, w końcu to geny mojego mę.... narzeczonego. Tak narzeczonego, jeszcze narzeczonego, bo planowaliśmy ślub i w to całkiem niedalekiej przyszłości. Całe życie myślałam, że będę miała narzeczonego w swoim wieku, ewentualnie parę lat starszego, a tutaj taka niespodzianka. Brian, między nami jest tyle lat różnicy, nie myślałam, że kiedykolwiek się w nim zakocham, a tutaj proszę nie dość, że mamy dziecko to jeszcze będziemy brać ślub i to z błogosławieństwem moich rodziców. Nie spodziewałam się tego po Rogerze, nie był pozytywnie nastawiony do mojego związku z Brianem, jednak zaakceptował to i nawet jest bardzo, ale to bardzo za tym żebyśmy byli parą. Byłam szczęśliwa, ogromnie szczęśliwa, zawsze marzyłam o takiej rodzinie. 
- Ninusia, wstawaj, idziesz do pracy - czułe pocałunki składane przez usta Briana próbowały mnie obudzić. 
- Nie idę nigdzie, całuj mnie dalej - zamruczałam cichutko. 
- Ach taaaaak ? - uśmiechnął się. 
- Chcesz być moim mężem to mi to udowodnij - zaśmiałam sie. 
- Dobrze moja najpiękniejsza żono - namiętnie wpił się w moje usta.
Była 8 rano, co mogłam na sobie mieć, nic więcej tylko jakąś rozciągniętą koszulkę i dolną bieliznę, rozebranie mnie z tego nie należało do trudnych czynności. Brian miał niesamowite dłonie, nazywane przeze mnie "magiczne spece od Red", wystarczył najdelikatniejszy dotyk, a ja po prostu płonęłam. To właśnie teraz czułam, czułam niesamowite gorąco w miejscu do którego przyłożył swoją dłoń. W końcu zrezygnował z używania dłoni, zaczął używać swoich ust, składał pocałunku na moim ciele, namiętne, długie, jakby za każdym razem naznaczał mnie, naznaczał mnie, że to właśnie ja jestem kobietą jego życia. Zdjął jednym ruchem wszystkie części garderoby jakie na sobie miałam i we mnie wszedł, delikatnie, prawie nie wyczuwalnie. Jęknęłam cicho, mój oddech przyspieszył. Brian chwycił mnie w pasie i zaczął powoli przyśpieszać, jęczałam coraz głośniej, pewniej, nawet nie sądziłam że mam tak wysoki głos ! Zgraliśmy się w jedno, nie tylko głosowo, potrafiliśmy osiągnąć szczyt swoich możliwości w tym samym czasie. Padliśmy oboje na łóżku dysząc ciężko.
- Brrriaaaan.... - pojękiwałam jeszcze.
- Tak moja piękna ? - odgarną mi włosy z twarzy. 
- Zrób mi śniadanko... Wezmę sobie wolne... - dyszałam ciężko. 
- Masz wolne od trzech miesięcy ... - wstał i założył swoje bokserki.
- A to nie szkodzi. Urlop macierzyński jest pełno płatny - zakryłam się kocem. 
- Masz szczęście - wyszedł z błogim uśmiechem z sypialni i po chwili przyniósł mi śniadanie. 
- Ojeeeej - uśmiechnęłam się - Usmażyłeś mi naleśniki w kształcie serca ?
- Jesteś moim sercem Nina... - usiadł obok mnie. - Nakarmić cię ?
- Jeszcze pytasz - spojrzałam na niego . 
- Smacznego kochanie - ukroił kawałek i włożył mi do ust pierwszy kęs.
- Mmmm, przepyszne - zamruczałam z uśmiechem.
Zjedliśmy razem wspólne śniadanie i wskoczyliśmy pod prysznic, szybki prysznic i to pod letnią wodą, coś magicznego. Ubrani w jakieś normalne, wygodne ciuchy zeszliśmy na dół. Akurat Keith się obudził więc nakarmiłam go i ponosiłam chwilę, klepiąc go po pleckach. Położyłam go na brzuszku na dywanie na macie do zabawy i chwilę pobawiłam się z maluchem, który zaczynał już się uśmiechać, miał uśmiech Briana, przesłodki uśmiech. Kiedy już nasz synek stwierdził, że jednak zaśnie usiedliśmy z Brianem w salonie przy herbacie i ciastku. Nie wiem czemu, ale zaczęłam drażniący dla Briana temat.
- Bri... a dlaczego ty tak w ogóle rozwiodłeś się z Chrissy ? - zapytałam wpatrzona w niego.
- Nina, mówiłem ci tyle razy. Nie chcę o tym rozmawiać. - odpowiedział poważnym tonem, którego bardzo u niego nie lubiłam.
- Brian, chcę wiedzieć. Mam być twoją żoną ... - próbowałam cokolwiek od niego wyciągnąć.
- Dobrze, powiem ci - był wyraźnie zdenerwowany - Rozwiodłem się z nią, bo od dawna już jej nie kochałem, nienawidziłem jej, puszczała się za moimi plecami, ale nie mogłem się z nią rozwieść wcześniej, bo miałem wiecznie trasy i sesje nagraniowe.
- Ejj, dlaczego ty się tak denerwujesz ? - zapytałam siadając mu na kolanach. 
- Bo ty musisz do cholery wszystko wiedzieć - warknął. 
- Uspokój się. Nie chce wiedzieć więcej. - objęłam jego szyję i próbowałam go jakoś uspokoić.
- I dobrze, a teraz odejdź. Chcę się przejść - powiedział zdejmując moje ręce z jego szyi . 
- Błagam Brian - wstałam - Nie rób niczego głupiego. 
- Nie zrobię. Chcę się po prostu przejść - cmoknął mnie mocno w usta. 
- Weź telefon ze sobą. - podałam mu telefon i klucze do domu. 
- Nie martw się. Za chwilkę wrócę kochanie. - ostatni raz pocałował mnie czule i wyszedł zakładając kurtkę na swoje ramiona.
Usiadłam na kanapie, martwiłam się o niego. Doskonale wiedziałam, że idzie się przejechać po autostradzie M25, a było ślisko. Jeżeli... nie nic mu cię nie stanie... o czym ja w ogóle myśle?! Rozsiadłam się wygodnie i włączyłam radio. Musiało mi się troszkę przysnąć, bo kiedy się obudziłam usłyszałam ten o to komunikat:
- Wiadomości z ostatniej chwili. Na autostradzie M25 wydarzył się tragiczny wypadek. Kierowca czarnego Astona Martina wpadł w poślizg i zjechał na przeciwległy pas prosto pod tira. Kierowcy tira nic się nie stało, natomiast kierowca samochodu osobowego jest w krytycznym stanie. A teraz czas na ekonomie... - powiedziała spikerka w radiu. W tym samym czasie zadzwonił mój telefon.
- Halo ? - odebrałam niczego jeszcze nie świadoma.
- Witam, nazywam się Erick Twisted, dzwonię ze szpitala św. Anny. Pani Nina Taylor prawda ? - zapytał po przedstawieniu się.
- Tak, coś się stało ? - usiadłam, dalej niczego nie rozumiejąc.
- Pański mąż jest u nas w stanie krytycznym, miał wypadek. - powiedział powoli, tak żebym zrozumiała. 
- Boże... to ... on ... - nie byłam w stanie z siebie nic wydusić.
- Proszę przyjechać, przyda nam się pani. - powiedział.
Lekarz podał mi jeszcze szczegóły odnośnie dokładnego adresu. Pojechałam szybko do rodziców, zawiozłam im Keitha i nic im nie mówiąc pojechałam do szpitala. Wbiegłam na piętro na którym znajdował się Brian, właśnie trwała operacja. Poprosiłam pielęgniarkę o jakieś informacje, poszła po lekarza prowadzącego. 
- Pani Nina tak ? - zapytał wychodząc z bloku.
- Tak.... co z nim ? - ledwo składałam słowa krztusząc się od łez.
- Jego stan jest ciężki, serce nie chce pracować samodzielnie. Robimy wszystko co w naszej mocy - popatrzył na mnie z politowaniem.
- Niech mi go pan ratuje, ja biorę z nim ślub za tydzień ! - padłam na kolana. 
- Zrobię wszystko co w mojej mocy, proszę usiąść i czekać - podniósł mnie i posadził na krześle.
Wrócił na blok operacyjny. Siedziałam sama, kompletnie sama na pustym korytarzu, mój płacz odbijał się od ścian. Czekałam, czekałam na jakąkolwiek informacje, a bałam się tej najgorszej, że się nie udało, że Brian nie żyje. Oddałabym własne życie, żeby go tylko uratować. Ten człowiek, był połową mojego serca, umarłabym z tęsknoty za nim, sama bym się nawet zabiła, żeby nie cierpieć. W końcu po 4  godzinach siedzenia lekarz przywołał mnie gestem dłoni i zaprowadził na salę Briana. 
- Jeżeli przeżyje tą nocą, będzie już tylko lepiej - powiedział otwierając mi drzwi - Niech pani do niego idzie. 
- Dziękuję doktorze - szepnęłam i weszłam do sali mojego narzeczonego.
Spał, miał spokojny wyraz twarzy. Jego dłoń była zaciśnięta, miał w ręku moje zdjęcie, tak jakby wiedział, że będzie miał ten wypadek, ale przecież on by nie zrobił tego specjalnie. Delikatnie ujęłam jego dłoń, zacisnął ją delikatnie, uśmiechając się leciutko jednak dalej spał, aparat pomiarowy spokojnie pikał. Trzymałam go za dłoń, spodziewając się najgorszego, tego, że już nigdy więcej nie powie, że mnie kocha, ani nigdy więcej mnie nie pocałuje... 








sobota, 8 marca 2014

Living with Michael Jackson XIX

Mam nadzieję że nie jesteście wściekli za część XVIII i jeszcze mnie lubicie... Spokojnie, Michael i Nina jeszcze ze sobą będą. Wszystko w swoim czasie moi drodzy .


Mój mały synek miał już dwa tygodnie. Byliśmy z Brianem przeszczęśliwi, nie narzekałam na zmęczenie, bo Brian pomagał mi jak tylko mógł. Cieszyłam się z tego dziecka, rodzice też byli szczęśliwi. Poszłam ich dzisiaj odwiedzić z Keithem. Wybrałam się do nich po obiedzie, Bri akurat miał sprawy związane z trasą do załatwienia. Schudłam już troszkę więc powoli wracałam do dawnego stylu. Ubrana w czarne, skórzane leginsy i białą tunikę, ze związanymi w kitę włosami i subtelnym makijażem, w moich ulubionych adidasach poszłam do domu moich rodziców, oczywiście z Keithem, Roger zakochał się w nim. Zapukałam do drzwi, przywitał mnie.... MICHAEL?!
- Heeeej ? - powiedziałam zaskoczona trzymając Keitha na rękach. 
- Cześć... - uśmiechnął się do mnie - Chodź, twoi rodzice musieli wyjść. 
- Potrzymasz go na chwilę ? - weszłam do środka. 
- Jasne - wziął ode mnie dziecko, ja zdjęłam z siebie płaszcz - Nina, on jest piękny!
- Tak sądzisz ? - zapytałam biorąc od niego mojego synka.
- Tak... wygląda tak jak ty... Tylko oczy ma po Brianie - delikatnie dotknął mojej dłoni.  
- No i parę innych rzeczy też ma po nim... - uśmiechnęłam się i usiadłam na kanapie.
- Jak tam z Brianem ? - zapytał siadając obok mnie. Chyba liczył na to, że zacznę narzekać. Co to, to nie mój drogi. 
- Cudownie! Był przy porodzie, kocha mnie, nosi na rękach, pomaga z dzieckiem - spojrzałam na niego - Jestem szczęśliwa. 
- No tak, w końcu to widać. - posmutniały spojrzał na dziecko - Jak ma na imię ?
- Keith Roger May - odpowiedziałam z dumą w głosie.
- Jak pięknie - zachwycił się. - Prince za tobą tęskni ...
- Tak ? Ojejku... - uśmiechnęłam się - Ja za nim też bardzo tęsknie. 
- To czemu nie przyjechałaś co ? - zapytał przyglądając się mi.
- Nie mogłam Mike. Poza tym my nie jesteśmy dla siebie już nikim. Nie mam po co tam przyjeżdżać - odpowiedziałam po chwili. 
- Nina, jesteś dla niego matką chrzestną... - powiedział.
- Nie Mike, matka chrzestna to nie rodzina - odpowiedziałam - Ale jak tylko Keith podrośnie, to przylecę do Princa.
- Dziękuję - splutł delikatnie palce naszych dłoni.
- Przestań... - drgnęłam lekko.
- Nie chcę Nina... Chcę czuć bliskość twojego ciała... - przylgnął do mnie bliżej.
- NIE. NIE CHCE ŻEBYŚ MNIE DOTYKAŁ - wstałam i przesiadłam się na fotel z Keithem, który wtulony we mnie właśnie spał.
- Kocham cię Nina.... - powiedział po chwili.
- Michael, przestań ze mną pogrywać. - odpowiedziałam piorunując go wzrokiem.
- NINA DO CHOLERY KOCHAM CIĘ. WRÓĆ DO MNIE KOBIETO. - potrząsnął mną.
- Mike mam dziecko na rękach .- odepchnęłam go od siebie.
- Nie wiem jak mam cię zdobyć... - powiedział zrezygnowany.
- Nie wyszło nam rozumiesz ? Zaszłam w ciąże z Brianem i teraz jestem z nim w związku. Znajdź sobie kogoś ! - wkurzyłam się.
- Ale Nina... - przybliżył się znowu do mnie.
- ODSUŃ SIĘ JACKSON - usłyszałam stanowczy ton głosu Briana.
- Bo co ? - Mike odwrócił się w stronę Bri.
- Bo jest teraz moją dziewczyną tak ? Ma dziecko ZE MNĄ. Więc tak jakby jesteś już nie z tej ligi. - doskoczył do mnie w jednej chwili.
- Ale chce ją odzyskać. Wszystko jej wybaczyłem. - Mike był nie ugięty.
- Ale ja nie chce z tobą być rozumiesz ? - zapytałam podirytowana.
- Dobrze. Trudno - Mike usiadł w kuchni.
- Roger go tu podstawił ... - warknęłam do Briana kołysząc Keitha.
- Nina już, nie stresuj się. Tobie nie wolno - cmoknął mnie i wziął ode mnie dziecko.
- Wiem, ale... - przesunęłam się robiąc miejsce Brianowi.
- Nie ma "ale" - usiadł obok mnie z dzieckiem i mnie otulił - Zaraz pogadamy z Rogerem.
- Dobrze kochanie - wtuliłam się, Michael bacznie obserwował naszą trójkę.
- Oooo cześć gołąbeczki. Jest mój Keith ? - Roger od razu podszedł do nas.
- Jest tato, tylko śpi... - odpowiedziałam piorunując go wzrokiem - Może pójdziemy na górę ?
- Dobrze, coś się stało ? - zapytał zatroskany.
- Mamy to pogadania - wstałam i poszłam na górę. Roger wszedł za mną i zamknęliśmy się w jego gabinecie.
- Więc o co chodzi kochanie ? - zapytał siadając na fotelu.
- Co on tu robi ? - zapytałam podenerwowana.
- Kto ? - zapytał udając zdziwionego.
- MICHAEL, NIE UDAWAJ IDIOTY - warknęłam
- Nina, on chce cię odzyskać ... - spojrzał na mnie.
- Ale ja go nie chce. Kocham Briana i Keitha. Nie chce być z Michaelem rozumiesz ?! - krzyknęłam.
- Nie denerwuj się, proszę. To tym razem nie był mój pomysł. - bronił się.
- Tato, to jest moje życie. Chcę być z Brianem i naszym synkiem. - odpowiedziałam spokojniejsza.
- Wiem kochanie. Nie zabronię ci tego myszeczko - powiedział podchodząc do mnie - Jestem szczęśliwy bo urodziłaś mi wnuka, pięknego zdrowego wnuka.
- Tato to nie było zamierzone - przypomniałam.
- Oj tam, ważne że jest - pogłaskał mój jeszcze odstający brzuszek.
- Kocham cię tato - powiedziałam tuląc go.
- Ja ciebie też słonko - odpowiedział obejmując mnie.
Zeszliśmy na dół, moja mama i Brian zaabsorbowani byli moim syneczkiem, Michaela już nie było. Usiadłam koło nich i wzięłam dziecko na ręce, akurat zrobił się głodny. Wyszłam do innego i nakarmiłam Keitha, po czym chwilę go pokołysałam i maluszek z powrotem zasnął. Kiedy wróciłam z nim znowu do pokoju Brian czekał na mnie z bukietem kolorowych tulipanów. Uklęknął przede mną.
- Nina uważam, że skoro mamy już ze sobą dziecko to powinniśmy być dla siebie kimś więcej .... - był wyraźnie zdenerwowany.
- Kochanie, przecież jesteśmy parą. - odłożyłam małego na fotel i otuliłam go kocykiem.
- Nina, ja mam na myśli co innego - odwróciłam się do niego, a on odchrząknął - Nina, czy zostaniesz moją żoną ?
- Ja....ja....ja... - nie mogłam nic z siebie wydusić - Tttt....aaa....k.....
- W takim razie, podaj mi dłoń - zrobiłam to co kazał, a on wsunął pierścionek na mój serdeczny palec.
- Jest ... piękny... nie wiem co mam powiedzieć... - byłam zaskoczona i szczęśliwa jednocześnie.
- Nie mów nic - stanął naprzeciwko mnie i podał mi kwiaty - Ważne, że się zgodziłaś.
- ZGODZIŁA SIĘ?! - Roger wbiegł do salonu.
- Zgodziła ! - Brian objął mnie mocno.
- W takim razie powiem to - Roger podszedł do Briana - Witaj w rodzinie, synu!
- Brzmi idiotycznie.... - zaśmiałam się.
- Będę miał dobrego zięcia do picia. - powiedział Roger z uśmiechem .
Spędziliśmy razem rodzinne popołudnie. W końcu tak jakby mieliśmy teraz wszyscy być rodziną. Oczywiście teraz największą uwagę moich rodziców skupiał Keith, z resztą nie tylko rodziców. Felix i Rory też bardzo polubili mojego maluszka. Po tych oświadczynach Briana byłam szczęśliwa, bardziej niż po oświadczynach Michaela.








poniedziałek, 3 marca 2014

Living with Michael Jackson XVIII

Mój poród zbliżał się wielkimi krokami. Skoro Roger już wiedział o mojej ciąży to wróciliśmy z Brianem do Londynu, wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Leżałam na kanapie w salonie Briana, czułam się koszmarnie. Brian zrobił mi herbaty i przysiadł obok mnie.
- Jak się czujesz ? - zapytał zatroskany.
- Do porodu jeszcze tydzień, a ja umieram ... - wzięłam od niego kubek z herbatą.
- Ale co ci jest ? - pogłaskał mnie.
- Czuję się jakbym była spuchnięta, chodzić nie mogę, siedzieć nie mogę . - odpowiedziałam zmęczona.
- No już... - cmoknął mnie w usta.
- Nawet mi troszkę lepiej - uśmiechnęłam się.
- Zaraz poczujesz się lepiej...  - przysunął się do mojego brzuszka - Synku mój... nie dokuczaj mamie. Albo najlepiej to już stąd wyjdź.
- Brian, nie wywołuj mi go na świat - zaśmiałam się.
- To chcesz go rodzić czy nie?! - zapytał zniecierpliwiony.
- No chce, ale się boje... - powiedziałam.
- A czego ? - zapytał zaciekawiony.
- Bólu, panicznie boję się tego bólu... - odpowiedziałam.
- Będę przy tobie.... - położył się obok i przytulił mnie.
- Chcesz to widzieć ? - zapytałam zaskoczona.
- Miałbym przegapić narodziny własnego syna? Nigdy . - odpowiedział.
- Ale to już twoje czwarte dziecko... - powiedziałam z krzywym uśmiechem.
- Ninusia, każde dziecko jest wyjątkowe. Zobacz, James to mój pierwszy syn i pierwsze dziecko zarazem. Louisa to moja pierwsza córeczka, a Emily to długo wyczekiwana córka. - cmoknął mnie - A Keith będzie moim drugim synem i to z najpiękniejszą kobietą świata.
- Brian... - zawstydziłam się, a moje policzki spłonęły rumieńcem.
- Ooo, a kto się tak słodko zarumienił ? - złapał mnie za policzki i cmoknął je.
- To chyba ja... - zamruczałam.
- No przecież nie Keith - spojrzał na mnie jak na idiotkę.
- A ja tam nie wiem co on robi - poczułam kopnięcie - Osz ty mały gadzie.
- Co?! - Brian wybuchnął śmiechem.
- Właśnie dostałam kopniaka. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Synku... - Brian przyłożył dłoń do mojego brzuszka - Nie wolno kopać mamy.
- Uważaj bo cię posłucha - powiedziałam.
- Musi, niech nie zapomina, że to pod twoim sercem jest. A twoje serce jest wyjątkowe Nina. - spojrzał w moje oczy poczym czule mnie pocałował.
- Coś ty mi dzisiaj za bardzo słodzisz.... - uśmiechnęłam się.
- Kochanie moje najdroższe .... - przesunął dłonie na moje pośladki.
- MAY NIE DAM CI SIĘ TERAZ PRZELECIEĆ - ostrzegłam go.
- Próbować zawsze można... - wstał i przesiadł się na fotel.
- Czemu mi uciekłeś ? - zapytałam patrząc na niego.
- Jak nie ma kochania to nie ma i przytulania - odpowiedział głaszcząc kota, który wskoczył mu na kolana.
- Brian, kochanie się ze mną w tym stanie grozi porodem... - przypomniałam mu.
- No rozumiem... - podrapał kociaka za uchem.
- Przepraszam kochanie... - usiadłam na kanapie.
- Oj Nina, nie marudź. - kot ułożył mu się na kolanach i zasnął.
- Nie marudzę - fuknęłam - Idę coś porobić.
- Dobrze - wziął gazetę .
Poszłam na górę do gabinetu Briana i odpaliłam internet. Wpisałam w internet 10 sposobów na wywołanie porodu i oddałam się jakże wciągającej lekturze. Znalazłam kilka ciekawych sposobów, a najbardziej zaciekawił mnie sposób z praniem dywanów. Przystąpiłam więc do działania. Nalałam do miski ciepłej wody, dodałam płynu do prania dywanów i wyniosłam tak przygotowaną miksturę na korytarz. Wzięłam szczotkę do prania dywanów i zaczęłam prać. Wydawało mi się to idiotyczne. Przyjechali moi rodzice i razem z Brianem przyglądali się temu co robie, tylko moja mama wiedziała co chce zrobić i starała soę to wytłumaczyć chłopakom w jak najbardziej delikatny i dosadny sposób. W pewnym momencie wygięłam się od skurczu, kurczowo trzymając się brzucha.
- Nina co się dzieje ? - Brian od razu do mnie podbiegł.
- Rodze.. - jęknęłam z bólu.
- O jezu... - pobiegł po moją torbę, dobiegł do mnie Roger.
- No już.... - wziął mnie na ręce i włożył do samochodu.
- A teraz Nina oddychaj głęboko i powoli - mama usiadła obok mnie i próbowała mnie uspokoić.
- Sta...ram....się... - dyszałam.
- Nina spokojnie, za 15 minut będziemy w szpitalu - Brian usiadł za kierownicą.
Po chwili naprawdę brawurowej jazdy dojechaliśmy do szpitala. Brian wszedł ze mną na izbę przyjęć i w dosyć szybki sposób zarezerwował nam salę porodową. Brian nie odstępował mnie na krok, wszedł ze mną na salę i cały czas próbował zrobić coś żebym zapomniała o bólu. Taki poród to jednocześnie niesamowite i cholernie bolesne uczucie. Leżysz na łóżku, masz bardzo bolesne skurcze, krew tryska na ściany, twój partner trzyma cię za dłoń i wspiera cię w tym bólu. Jednak wszystko wynagradza fakt, że kiedy słyszysz już płacz swojego dziecka, a chwile potem pielęgniarka podaje ci dziecko to jesteś najszczęśliwszą osobą na świecie. Tak właśnie było z Keithem.
- A oto pański syn - pielęgniarka podała mi dziecko. - 59 centymetrów i 3780 dekagramów.
- Jaki jesteś śliczny - otuliłam dziecko.
- A jaki jesteś podobny do mamusi - w głosie Briana było słychać dume.
- Ale ma twoje oczy - powiedziałam z uśmiechem.
- I twój nosek - cmoknął mnie delikatnie - Byłaś dzielna.
- Mówisz ? - zapytałam patrząc na niego.
- Bardzo. Jestem z ciebie dumny - pogłaskał mnie.
- I jak, zdrowy ? - Roger i moja mama weszli do sali.
- Zdrowy i duży - uśmiechnęłam się.
- Jaki jest do ciebie podobny - Rog usiadł obok mnie i pogłaskał Keitha po główce.
- A najważniejsze, że jest zdrowy - moja mama usiadła obok Rogera.
Spędziliśmy razem popołudnie w szpitalu. Wszyscy zajmowali się Keithem i zachwycali się nim. Byłam dumną mamą. Przy okazji wpadli jeszcze do nas John Deacon, Steven Tyler i Joe Perry, wszyscy chcieli zobaczyć mojego syna i wnuka Rogera. Zapomniałam o Michaelu, przynajmniej narazie. Teraz byłam zbyt zajęta dzieckiem i uśmiechaniem się do gości.

niedziela, 2 marca 2014

Living with Michael Jackson XVII

Uwaga uwaga, kolejny odcineczek. Tylko mnie nie zabijcie ... ;C rozdział XVIII pod XVII

Zostało nam parę godzin do koncertu Madonny, dla której mieliśmy zagrać support. Byliśmy w pokoju hotelowym, czułam się nie za dobrze. Coś wisiało w powietrzu, stresowałam się chociaż sama nie wiedziałam czym. Brian zrobił mi gorącej herbaty o smaku wanilii z Madagaskaru oraz miodu, zachęcił mnie jej opis, smak nieco mniej. Brian usiadł obok mnie na kanapie i otulił mnie ramieniem. 
- Troszkę ci lepiej ? - zapytał zatroskany. 
- A tam, gówno lepiej... - odpowiedziałam. 
- Może ty dzisiaj nie śpiewaj, ktoś cię zastąpi. Zoe jest chyba dzisiaj wolna - powiedział po chwili kalkulacji. 
- No aż tak źle to ze mną nie jest. - uśmiechnęłam się. 
- Nina mówię to z troski o naszego synka - pogłaskał mnie. 
- Nic nam nie jest kotku - cmoknęłam go delikatnie. 
- Moja mamusia Ninusia - wziął mnie na kolana i zakołysał się ze mną. 
- Nie jestem ciężka ? - zapytałam wtulając się w niego. 
- No coś ty. Jesteś leciutka jak.... - spojrzał na mnie. 
- Jak fortepian ? - zapytałam patrząc na niego.
- Nina - zaśmiał się - Jak piórko!
- Teraz to jakoś nie chce mi się wierzyć twoim słowom  - mruknęłam obrażona.
- Ale mój najdroższy skarbeńku, jesteś leciutka. Naprawdę - wstał z sofy trzymając mnie na rękach - Mogę tak cały dzień i całą noc.
- Przedźwigniesz się. Ważę 70 kilogramów - powiedziałam patrząc na niego.
- Dla mnie to nic. - odpowiedział wpijając się w moje usta. Odwzajemniłam namiętnie jego pocałunek.
- No już, stawiaj mnie. Muszę wybrać ciuchy na wieczór - westchnęłam.
- Tylko uważaj na brzuch, wiesz że nie może być go widać... - powiedział stawiając mnie na ziemi.
- Tak wiem słonko - cmoknęłam go i poszłam do sypialni, w której stały torby z kostiumami.
Otworzyłam je i wywaliłam z nich wszystkie ciuchy. Po godzinie poszukiwań w dżungli porozrzucanych ubrań znalazłam: jeansowe shorty, kamizelkę z naszywkami i luźną bluzkę. Zjedliśmy z Brianem obiad i z zapakowanymi ciuchami pojechaliśmy do hali koncertowej. Mieliśmy wspólną garderobę, nawet była podpisana, czułam się nareszcie ważna. Przeważnie podpisany był tylko Brian, a tutaj na karteczce znajdowałam się również i ja. Założyłam wybrany przez siebie zestaw ubrań i w makijażu stanęłam przed Brianem. Stwierdził on, że ta bluzka nie pasuje, a ja nie miałam żadnej innej ze sobą co skutkowało tym, że wystąpię z odsłoniętym brzuszkiem. Brian po chwili przestał protestować, a wręcz nawet się ucieszył wyrażając swoją aprobatę milionem namiętnych pocałunków złożonych na moim ciele. Ubrani i wyszykowani ustawiliśmy się na scenie. Muszę przyznać, że hala była ogromna, publiczność również dopisała. Wyszłam podczas jednej piosenki bliżej Briana, mieliśmy śpiewać ją we dwoje. Brian złapał mnie za brzuszek i pocałował czule. Odwróciłam się w stronę publiczności z uśmiechem i zobaczyłam twarz kogoś, kogo nie chciałam akurat wtedy widzieć, twarz mojego ojca. Dałam Brianowi znak wzrokiem o tym, że Roger stoi na publiczności, a Bri kazał mi wracać na backstage i tam siedzieć. Po skończonym koncercie Brian szybko zamknął się ze mną w garderobie, do której chwile potem wparował wściekły Roger.
- CO TO DO KURWY MA ZNACZYĆ ?! - zapytał wściekły.
- Nie drzyj ryja Taylor - warknął Brian tuląc mnie.
- Co to w ogóle ma znaczyć. Nina czy ty jesteś w ciąży ? - Roger usiadł obok mnie, już trochę bardziej opanowany.
- Jestem tato... - odpowiedziałam zmieszana.
- Jezu kochany... - zdenerwował się - I zapewne to dziecko Briana... ?
- No a czyje ... - odpowiedziałam przestraszona.
- Nina czego ty mi nic nie powiedziałaś ?! - wybuchł nagle.
- A co miałam do ciebie i podejść i powiedzieć: Tato będę miała dziecko z Brianem ?! - wstałam wściekła.
- Tak Nina, to miałaś zrobić - powiedział łapiąc mnie za ramiona.
- Kiedy ja się bałam, że zrobisz coś mi i Brianowi - przestraszona wpatrywałam się w twarz mojego ojca.
- Wściekłbym się, to prawda, ale nigdy bym ci niczego nie zrobił - powiedział.  Brian podszedł i otulił mnie - I Brianowi też nie.
- Tato... a Michael ? - zapytałam. W tym samym momencie drzwi garderoby otworzyły się, a stanął w nich nikt inny tylko Michael.
- Cześć Nin.... NINA?! - zapytał z wyraźną wściekłością w głosie.
- Mich....Mich.... Michael ... - tylko to zdołałam z siebie wykrztusić.
- CO TY ROBISZ TUTAJ, PÓŁ NAGA, WTULONA W BRIANA ?! TO TAK SIĘ BAWICIE NA TRASIE ?! - zapytał podchodząc do mnie.
- Nnn...nie... - odwróciłam się w jego stronę, teraz wyraźnie było widać mój brzuszek.
- A TUTAJ WIDZĘ MAŁY MAY TAK ?! - zapytał patrząc na mój brzuch.
- No May... - odpowiedziałam zmieszana.
- Pojechałaś na trasę ze swoim ex i zrobiliście sobie dziecko, zapominając o tym że masz narzeczonego. No świetnie - Mike był załamany .
- Michael to nie tak. Ja z nim wpadłam... Dowiedziałam się o ciąży w walentynki. Uciekłam z Brianem żebyście się niczego nie dowiedzieli . - próbowałam to jakoś wytłumaczyć.
- Zamknij się już. Oszukałaś mnie podła szmato - Michael wybiegł z garderoby trzaskając drzwiami. Zostałam tylko ja, Brian i Roger.
- Tatusiu... chociaż ... ty... mnie ... nie... zostawiaj... - rozpłakałam się.
- Nie zostawię - przytulił mnie mocno - Ale skoro już masz to dziecko, to masz być odpowiedzialna, wybrałaś Briana, to z Brianem będziesz.
- Roger... zajmę się nią... przyrzekam - powiedział Brian patrząc na mnie.
- Nie masz wyjścia May - Roger przykucną i pocałował mnie w brzuszek - Co wam się urodzi ?
- Synek - uśmiechnęłam się.
- Ojej .... - rozczulił się - Macie imię ?
- Ja myślałam nad Keith Roger... - odpowiedziałam patrząc jednocześnie i na ojca i na Briana.
- No i to mi się podoba ! - Brian wziął mnie na ręce i zakręcił się ze mną.
- Mnie również - Roger "napuszył piórka dumy" i odebrał mnie z rąk Briana - Moja córeczka.
- No już teraz nie taka córeczka - uśmiechnęłam się.
- Najpiękniejsza mama świata - cmoknął mnie w skroń i usiadł ze mną na kanapie mocno mnie tuląc.






sobota, 1 marca 2014

Living with Michael Jackson XVI

Od trzech miesięcy byłam z Brianem na trasie koncertowej Another World. Michael był nastawiony niechętnie co do mojego wyjazdu, ale  dał się namówić po kilku razach... Relacje moje i Bri, były dosyć dziwne. Całowaliśmy się, tuliliśmy się, mieszkaliśmy razem i spaliśmy w jednym łóżku, ale nigdy nie mówiliśmy sobie jednego, nigdy nie mówiliśmy sobie słów Kocham Cię. Nie wiem z czego to wynikło, po prostu panował zakaz wypowiadania tych dwóch słów w stosunku do nas. Mój brzuszek już wyraźnie się zaokrąglił, dlatego chodziłam w coraz luźniejszych ubraniach. Aktualnie byliśmy w Montreux, obudziło mnie delikatne smyranie po brzuchu.
- Ninusia.... wstawaj mała... - mówił czułym tonem.
- Skoro tak mnie budzisz.... to wstanę ... - szepnęłam z uśmiechem.
- Ale ty to mnie tak nie budzisz - spojrzał na mnie.
- Bo ty wstajesz pierwszy! - zaśmiałam się.
- Jak się czujesz ? - zapytał zatroskany.
- Ja czuje się świetnie - odpowiedziałam.
- A nasze misiątko ? - cmoknął mój brzuszek.
- Też dobrze, tylko wiesz. Nie wiemy jeszcze czy to misiątko, czy niedźwiedzica - uśmiechnęłam.
- To nieważne, ważne że będziemy je kochać - położył się obok i otulił mnie.
- Cieszę się, że niedługo się urodzi - wtuliłam się.
- A ja się cieszę, że jego mamą będzie najpiękniejsza kobieta we wszechświecie - spojrzał mi w oczy.
- Bri... - zawstydziłam się.
- No co? - uśmiechnął się.
- Nie jestem aż taka piękna... - odpowiedziałam.
- Dla mnie jesteś - otarł się swoim nosem o mój nos - Koch..... Uwielbiam cię.
- Ja ciebie też - pocałowaliśmy się.
- Dzisiaj kolejny koncert - westchnął Brian po skończonym pocałunku.
-  Ale najpierw idziemy obejrzeć nasze dziecko - uśmiechnęłam się.
- Mam nadzieję iż będzie to syn - powiedział zadowolony.
- A ja to chce dziewczynkę - odpowiedziałam kładąc głowę na piersi Briana.
- Widzę że tak to my się nie dogadamy - uśmiechnął się.
- No, ale możemy spróbować inaczej.... - wymruczałam.
- Taaaak ? - odmruczał .
- Tak panie May. - uśmiechnęłam się.
Brian bez słowa położył mnie na plecach i podparty na rękach leżał nade mna. Zaczął obsypywać moja czyję pocałunkami, najpierw delikatnymi, potem nieco bardziej namiętnymi. Pojękiwałam cichutko, a dla Briana był to znak, że podoba mi się to. Zdjął moją koszulkę i zaczął namiętnie całować mój dekolt. Jęczałam coraz głośniej i pewniej, Brian chwycił mnie za biodra i przyciągnął mnie mocno do siebie. Ja nie pozostałam mu dłużna, popchnęłam go do tyłu i położyłam się na nim swoim prawie całkowicie nagim ciałem. Obcałowywałam namiętnie jego szyję i tors, a on gładził moje plecy, pośladki i uda. Zdjęłam z niego wszystkie ubrania i oddałam się przyjemności robienia mu dobrze. Jego jęki przyprawiały mnie o gęsią skórkę i samej zdażyło mi się pojękiwać. Nie oszukujmy się, Brian miał dosyć.... bogaty arsenał. Kiedy doszedł pchnął mnie na plecy i pozbył się resztek mojej bielizny, po czym wszedł we mnie z wyczuciem. Jęknęłam głośno i dałam się mu zdominować. Robił to coraz szybciej, a mój krzyk zaczął odbijać się od ścian. Doszłam pierwsza, on doszedł zaraz po mnie.
- May...zgadzam się... na tego syna... - dyszałam szybko.
- Trzymam za słowo - pocałował mnie namiętnie.
- Ale mi było dobrze - westchnęłam cicho.
- Nie tylko tobie Ninusia ... - cmoknął mnie.
- Lubie jak mówisz do mnie Ninusia - uśmiechnęłam się szeroko.
- Nina.... - oparł się swoim czołem o moje.
- Tak ? - zapytałam obejmując go. Przybliżył swoje wargi do moich .
- Kocham cię .. - wyszeptał.
- Ale Brian... - zaczęłam. Brian położył palec na moich ustach.
- Ciii... Kocham cię... - poraz kolejny wyszeptał tą sama frazę.
Wpił się mocno w moje usta, a ja nie zaprotestowałam tylko odwzajemniłam jego pocałunek. Poczułam przyjemne łaskotanie w brzuchu.
- Ja ciebie też... - odszeptałam po zakończonym pocałunku.
- Czy teraz oficjalnie, możemy być parą ? - zapytał splatając palce naszych dłoni.
- Możemy i nawet będziemy - uśmiechnęłam się słodko.
- Moja piękna Ninusia - przytulił mnie mocno.
- Mój śliczny kotełek - położyłam mu głowę na ramieniu i wtuliłam się.
- No już... Zamówimy sobie śniadanko i pojedziemy do lekarza - cmoknął mnie we włosy.
- To idź, ja tu poczekam - ugryzłam go delikatnie w ucho.
Brian ubrał się szybko i poszedł na dół po 30 minutach przyniósł tacę ze śniadaniem dla naszej dwójki, a właściwie już teraz to trójki. Zjadłam śniadanie składające się z omleta z warzywami oraz herbaty karmelowej, którą po prostu kocham! Brian naprawdę o nas dbał, starał się bardzo. Z Michaelem rozmawiałam prawie codziennie, chociaż coraz bardziej zastanawiałam się czy to ma sens. Może w końcu czas zaprzestać tej całej mistyfikacji i przyznać sie przed resztą, że jestem w ciąży z Brianem ? Nie, nie chce tego kończyć, nikt nie może się dowiedzieć. Po śniadaniu pojechaliśmy razem do pani doktor, która miała dzisiaj jednoznacznie stwierdzić, co nam się urodzi.
- Pani Taylor i pan May. Zapraszam - uśmiechnęła się do nas.
- My to w końcu chcielibyśmy poznać płeć naszego potomka.  - Brian usiadł na krześle.
- Rozumiem, pani Nino proszę się położyć i podwinąć bluzkę do góry - wydała mi polecenie.
- Ale tu wygodnie - uśmiechnęłam sie po wykonaniu polecenia.
- Jak się pani czuje? - zapytała smarując mi brzuch żelem.
- Kręgosłup mnie boli w odcinku lędźwiowym - odpowiedziałam.
- To normalne - włączyła ultrasonograf - Ależ on jest duży!
- Co ma pani na myśli ? - Brian przysiadł się obok mnie.
- Jak na piąty miesiąc jest bardzo duży - zanotowała.
- Duży? To znaczy że chłopiec ? - zapytałam podekscytowana.
- Tak, bardzo duży i zdrowy chłopczyk ! - zachwyciła się.
- Widzisz Nina, mówiłem . - Brian uśmiechnął się szeroko.
- Termin porodu, według wyliczeń będzie 5 września - zanotowała.
- W urodziny Freda - wyszeptałam z uśmiechem.