poniedziałek, 19 stycznia 2015

Just One Life VIII

Jednak seks z Brianem nie był tym czego tak naprawdę chciałam, to była moja zachcianka.  Miałam wyrzuty sumienia,  że zdradziłam Davida wiec o powrocie do niego, nie było mowy. Rano razem z Keithem wyszłam z domu Briana,  pojechałam do domu Dave'a, na szczęście był już w pracy. Spakowałam wszystkie swoje rzeczy i pojechałam do domu rodziców,  była w nim tylko mama.
- Hej mamo. - ucałowałam ją w policzek.
- Nina! - ucieszyła się.
- Dawno mnie tu nie było... - rozejrzałam się po pokoju,  Roger powiesił zdjęcia swoich dzieci.
- Siebie tu nie znajdziesz... - posmutniała.
- Wiem. Prowadza się znowu z Leng.  Zastanawiam się,  czemu dalej tu mieszkasz... - spojrzałam na nią.
- A co ja zrobię sama? - po jej twarzy spływały łzy.
- Nie sama. Pakuj się i szukamy nowego domu. Właściwie to przenosimy się do Southampton. - powiedziałam.
- Zostawiasz Davida? - zdziwiła się.
- Chce nareszcie stąd uciec. - spojrzałam na nią. 
- Co zrobiłaś wczoraj z Brianem?  - podejrzliwość mojej mamy wzięła górę.
- No my.... no wiesz.. - odchrząknęłam wymownie.
- Jesteś taka sama jak twój ojciec! - wydarła się na mnie.
- Swój do swego ciągnie.  - przypomniałam jej.
- Stul pysk!  - pchnęła mnie na ścianę.
- Uważaj,  bo jestem w ciąży. - warknęłam.
- Ciekawe kto jest ojcem.  - zaśmiała się.
- Brian.  - spojrzałam na nią - Myślałam, że w tej rodzinie chociaż ty jesteś normalna.
Wyszłam z domu trzaskając drzwiami, gdy wsiadałam do samochodu Roger do mnie poszedł.
- Witam.  - spojrzał na mnie.
- Przepraszam za to, że się urodziłam i musiałeś tyle lat męczyć z Beatą- spojrzałam na mojego ojca, stał jak wryty patrząc na mnie.
- Co się stało?  - zapytał zaskoczony.
- Zapytaj twojej ex żony.  - zamknęłam drzwi do samochodu.
Z piskiem opon ruszyłam z podjazdu, kierowałam się już do Southampton.  Przejechałam całą M25 bez żadnych przeszkód,  jednak zaczął padać deszcz ze śniegiem,  który przymarzał do nawierzchni.  Przy zjeździe na M3 nie wyhamowałam i nie pamiętam już nic więcej niż krzyk lekarzy i białe rażące światło.  Obudziłam się na sali, siedział obok mnie David,  Roger i Brian, który ujmował moją dłoń. Gdy się obudziłam spojrzał mi w oczy.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Wszystko mnie boli... - ledwo mówiłam,  wszystko bolało - Gdzie Keith?
- Jest w sali obok, nic mu się nie stało. - uspokoił mnie.
- A.. jak moje maluchy...? - zapytałam.
- Przykro mi ... - Brian puścił moją dłoń i wyszedł ze łzami w oczach z sali.
- To nie prawda. - spojrzałam na Rogera - Tato...
- Kochanie. .. - pogłaskał mnie po włosach - Cud, że żyjesz... Cieszmy się tym.
- Jak się mam cieszyć?! Zabiłam własne dzieci!  - spojrzałam na Rogera.  David tez nie był w stanie znieść mojego widoku wiec również wyszedł.
- Nie zabiłaś.  Nina,  to nie była twoja wina.  - otulił mnie.
- A skąd wiesz, że ja...
- Beata mi powiedziała, że jedziesz do Southampton,  więc wziąłem Briana i jechaliśmy za tobą.  - spojrzał na mnie.
- A Brian po co? - zapytałam po chwili.
- Wiem, że się stukaliście. .. - zaśmiał się - I znaleźliśmy papiery rozwodowe.
- Będziemy rozmawiać o rozwodzie jak stąd wyjdę. - spojrzałam mu w oczy.
- Kochasz go? - zapytał.
- Tato. ..  On mnie oszukał. .. - Brian obserwował wszystko przez szybę.
- Ale kocha cię nad życie.  Wiesz jak on pragnie tego żebyście znowu byli rodziną?  - spojrzał na mnie.
- Kocham go, ale złamał mi serduszko. .. - po mojej twarzy płynęły łzy. Brian oparł swoje czoło o szybę  i płakał patrząc na mnie. - Brian chodź tu...
- Nina. .. - wszedł do sali i padł na kolana przed moim łóżkiem.
- Wstawaj,  nie rób teg....
- Zostań moją żoną. Na zawsze -  złapał mnie za dłoń.
Nasze oczy spotkały się w jednym miejscu,  palce naszych dłoni splotły się na moim udzie.  Brian patrzył mi głęboko w oczy, mimo, że  płakał. Roger wyszedł z sali i zostawił nas samych. Nie wiem ile tak patrzyliśmy na siebie z Brianem,  ale był to długi czas, nie wypowiedzieliśmy ani jednego słowa. Bri zasnął z głową na moim brzuchu,  głaskałam go delikatnie po włosach, a on uśmiechał się do mnie przez sen. Nagle wszystkie wspomnienia do mnie wróciły. Przestałam czuć się oszukana, poczułam,  że kocham go znowu tak jak przed wypadkiem. Potrząsnęłam lekko ramionem Briana.
- Mam już iść...? - zapytał zaspany.
- Niee... - uśmiechnęłam się - Połóż się obok mnie.
- Chyba nie powinienem. - spojrzał na mnie.
- Chodź - przesunęłam się.
Brian delikatnie ułożył się obok mnie. Mocno otulił mnie swoim ramieniem i pocałował mnie w usta. Odwzajemniłam jego pocałunek i wtuliłam się w niego. Roger uśmiechnął się przez szybę i przesłał mi buziaka.
- Kocham cię... - uśmiechnęłam się i spojrzałam Bri w oczy.
- Ja ciebie bardziej. - przesunął swoją dłonią po moim policzku.
- Przepraszam, że bliźniaki. ...
- Nina... Myślisz,  że już nie umiem tego zrobić?  - uśmiechnął się wymownie.
- Minął prawie rok... -  spojrzałam na niego.
- Ale ON się nie zmienił - zaśmiał się głośno.
- Wiesz... nigdy bym się tego nie spodziewała. ... - westchnęłam cicho.
- Czego? - zdziwił się.
- Że nasza miłość przetrwa aż tyle.  - popatrzyłam mu głęboko w oczy, a on mocno mnie pocałował.

sobota, 3 stycznia 2015

Just One Life VII

Minęło 15 dni, na dobre wprowadziłam się już do Davida. Nie mogłam mieszkać dłużej z Brianem, a tym bardziej z moim ojcem, który nie powiedział mi o takim kłamstwie. Dzisiaj miałam zrobić pierwszy test ciążowy od zabiegu. David przyniósł mi trzy pudełeczka.
- Wiesz jak to działa? - zapytał podając mi papierową torbę.
- A wiesz jak zakłada się gumkę? - przedrzeźniałam go.
- Nina, jestem jak cholera zdenerwowany. - przypomniał mi.
- To w końcu moje dziecko - stwierdziłam.
- Myślałem, że mam być ojcem... - spojrzał na mnie.
- Masz, ale nie sraj mi tu żarem no... w razie czego będziemy się starać o następnego dzidziusia - cmoknęłam go mocno w usta - A teraz poczekaj na dole, za chwilę przyjdę.
- Jasne... - przejęty całą sprawą zszedł na dół.
Wyjęłam pierwszy bobo test z torby, rozpakowałam z pudełka i użyłam tak jak było napisane na opakowaniu. Odłożyłam go na bok i to samo zrobiłam z resztą testów. Nie chciałam patrzeć na wynik, chciałam, żebyśmy widzieli go oboje. Wzięłam plastik w dłonie i zeszłam do mojego mężczyzny.
- I jak? - zapytał podenerwowany.
- Nie wiem, chcę zobaczyć z tobą. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Więc chodź... -  pociągnął mnie na kolana.
- Proszę ... - usadowiłam się na kolanach Davida i odwróciłam pierwszy test.
- Pozytywny... - usłyszałam zadowolony szept Davida.
- Teraz drugi... - obróciłam kawałek plastiku.
- Ten też pozytywny... - wyszeptał z uśmiechem na ustach.
- No i trzeci... - obróciłam kawałek plastiku i aż pisnęłam - BOŻE JESTEM W CIĄŻY!
- Tak się cieszę... - przytulił mnie mocno i pocałował w usta.
- Ja też, tak bardzo mocno... - wtuliłam się w niego.
- To chyba czas odwiedzić ginekologa, co? - uśmiechnął się.
- Aż tak ci się spieszy? - zapytałam zadowolona.
- Tak, chcę je nareszcie zobaczyć.- przyłożył dłoń do mojego brzucha.
- To chodź - pociągnęłam go za sobą.
Ubrani i wyszykowani zeszliśmy do salonu. Córka Dave'a była w żłobku, ale Keith nie chciał z nią chodzić, więc siedział właśnie na dywanie i ssał swój kciuk u ręki. Wzięłam go na ręce.
- NIE DŹWIGAJ GO! - David wrzasnął na mnie i odebrał dziecko z moich rąk.
- Ej, nie rób ze mnie niepełnosprawnej.. - skrzywiłam się.
- Ty masz uważać na dziecko. Ja go ponoszę. - powiedział stanowczym tonem.
- Dave, jestem mamą i wiem, że nic mi się nie stanie jak wezmę go na ręce. - spojrzałam na niego.
- Lekarze wyrazie mówili 'zero dźwigania' prawda? - Keith chyba jednak postanowił mi pomóc, bo rozpłakał się i wyciągał do mnie rączki.
- No już... - wzięłam go na ręce i wtuliłam w siebie, a on cichutko zamruczał - Widzisz, nawet on wie co dla mnie dobre.
David tylko cicho westchnął.Wsadziłam małego w fotelik i pojechaliśmy do lekarza. Weszliśmy do poczekalni, a potem do gabinetu.
- Czy pan jest biologicznym ojcem dziecka? - zapytał lekarz.
- Nie... - spojrzałam na Davida.
- Bardzo mi przykro, ale jest potrzebny ojciec biologiczny. - zdjął okulary i spojrzał na mnie.
- Dzwoń po Briana, powiedz, że to pilne. - podałam Davidowi telefon.
Siedziałam w gabinecie lekarza na kolanach razem z Keithem i opowiedziałam o tym, dlaczego przyszłam z Davem a nie z Brianem.
- To pani jest tą szczęściarą... - skrzywił się.
- Tak... - spojrzałam na dziecko, któro bawiło się pluszowym lwem.
 - Bardzo pani współczuje... Gdybym wiedział, nie prosiłbym o to, żeby ojciec przyjechał... - delikatnie ujął moją dłoń - Więcej już pani tego nie zrobię.
- Jaka pani.. - speszyłam się - Jestem Nina.
- Leon - ścisnął moją dłoń.
- O... witam.. - Brian wszedł do gabinetu w czarnych, seksownych spodniach i białej koszuli z rozpiętymi dwoma górnymi guzikami.
- Hej... - spojrzałam na niego.
- Pan jest ojcem ? - Leon spojrzał na Briana.
- Tak. - usiadł obok mnie.
- Więc... wiedzą państwo, że ciąże in vitro w większości przypadków są mnogie? - zapytał notując na kartce.
- Wiem, pragnę bliźniąt. - Brian spojrzał na mnie czule.
- Ja też... - uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Rozumiem... Czy państwo chorują na coś? - zapytał Leon.
- Ja na serce, a żona jest po załamaniu nerwowym... - Bri ujął moją dłoń, nie puściłam jej.
- Hmm... Ale Keith jest zdrowy prawda? - zapytał ginekolog po chwili namysłu.
- Jak rybka. - zaśmiałam się.
- To nie mamy się czym martwić. - wskazał mi kozetkę - Proszę się położyć.
Wykonałam jego polecenie. Podwinął mi bluzkę i nasmarował brzuch żelem. Brian wziął Keitha na kolana. Dziecko tuliło się do niego z całych sił. Lekarz przyłożył urządzenie do mojego brzucha.
- Hmm... - spojrzał na monitor - Bliźnięta.
- Boże... - po mojej twarzy płynęły łzy szczęścia.
- Nie płacz... - Brian otarł moje łzy rękawem.
- Ja ze szczęścia idioto.... - spojrzałam na niego.
- Wybacz.... - zaśmiał się.
- Wszystko w porządku. - lekarz włączył głośniki - Serduszka też pracują w normie. Gratuluję.
- Dziękujemy - Brian pocałował mnie w usta, poczułam to samo, co wtedy. Poczułam pożądanie.
- Widzimy się za trzy tygodnie. Wykonamy wtedy wszystkie badania. - wytarł mi brzuch.
- Jasne.  - uśmiechnęłam się.
- Proszę moment poczekać, za chwilę wrócę. -  wstał i wyszedł z gabinetu.
- Nina... - Brian zamruczał cicho do mojego ucha.
- Tttt.... taaak...? - dostałam gęsiej skórki.
- Znowu będziemy mieli dziecko... - delikatnie przyłożył dłoń do mojego podbrzusza.
- Chcieliśmy go... a mamy podwójne szczęście... - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Może wpadniesz do mnie na herbatę po wizycie. Nacieszę się Keithem i dogadamy się co do dzieci... - spojrzał na mnie.
- Jasne. Powiem tylko Davidowi.  - cmoknęłam go odruchowo w usta -Boże przepraszam...
Brian patrzył z napięciem w moje oczy, ja robiłam to samo. Okłamywałam samą siebie,  dalej kochałam go jak szalona. Wtuliłam się w jego ramiona, on objął mnie mocno i całował moje włosy.  Lekarz wszedł do gabinetu.
- Pani May mam dla pan... Chyba przeszkadzam.  - wytrzeszczył oczy.
- Nie, nie.  Wiem, płyta z USG. - wzięłam płytkę.
- Widzimy się za 3 tygodnie. - uśmiechnął się.
Wyszłam z Bri z gabinetu,  Keith spał na jego rękach. Powiedziałam Dave'owi, że idę jeszcze do Briana, zgodził się.  Kiedy weszliśmy do domu, May położył dziecko w łóżeczku, a mnie wziął w ramiona.
- Nareszcie znów mam cię dla siebie. - wymruczał obcałowując moją szyję.
- Brian, jestem z Davidem... - przypomniałam.
- Wiem, że mnie bardzo kochasz... A ja ciebie tez kocham... - spojrzał mi w oczy - Wróć do mnie.
- Nie wiem czy mogę ci zaufać. - stwierdziłam po chwili.
- Możesz.  Nigdy więcej cie juz nie oszukam. - wpił się w moje usta.
Nie zaprotesowałam, odwzajemniałam jego pocałunki. Nawet nie wiem kiedy wylądowaliśmy w łóżku. Było mi tak dobrze... Nareszcie czułam to, co wtedy. Czułam prawdziwe pożądanie,  osoby, którą kochałam nad życie.

niedziela, 28 grudnia 2014

Just One Life VI

Byłam w klinice zapłodnień w Paryżu. Pragnęłam dziecka z Brianem, zresztą pragnęłam dziecka z kimkolwiek, ale nie miałam potencjalnego ojca dla mojego potomka. Zabieg już się odbył, pod pełną narkozą. Zaczęłam się budzić. Moje drogi rodne i macica były obolałe. Byłam szczęśliwa, znowu nosiłam w sobie nowe życie. Czułam, że ktoś ujmuje mnie za dłoń. Otworzyłam oczy.
- Br...ian...? - zapytałam zaskoczona.
- Tak skarbie, spij... - odpowiedział całując mnie w usta.
- Jejku mam cudowny sen... - zamknęłam ponownie oczy i.zasnęłam.

 Spałam długi czas, byłam wykończona. Ale zaraz, widziałam Briana, całował mnie. Nie, nie to chyba nie był sen. Czułam jego pocałunek, to na pewno był Brian. Po narkozie nie miałabym takiego odpału. Po raz kolejny się obudziłam. Brian trzymał dłoń na moim brzuchu i delikatnie mnie po nim smyrał.
- BRIAN?! - zapytałam wściekła. 
- Kochanie nie denerwuj się, nie możesz teraz.. - spojrzał na mnie.
- KURWA CZŁOWIEKU TO TY ŻYJESZ?! - podciągnęłam się. 
- Leż. - przytrzymał mnie - Zaraz ci to wyjaśnie. 
- Co mi chcesz wyjaśniać?!To że mnie oszukałeś?! - zapytałam wściekła.
- Nie denerwuj się do cholery! - krzyknął - Daj mi wszystko wyjaśnić!
- Dobrze, mów. - oparłam się o poduszkę. 
- Posłuchaj, nie zrobiłem tego, żeby sprawić ci ból. Musiałem coś zrobić, bo ktoś chciał mnie zlikwidować za to, że z tobą jestem. - ujął moją dłoń - Teraz wiem, że warto było to zrobić, bo jesteś warta mojego uczucia.
- Zrobiłeś to tylko po to, żeby mnie sprawdzić? - zapytałam z niedowierzaniem. 
- Nina to nie do końca tak, bo ja...
- Zrozumiałam - przerwałam mu - Zrobiłeś ze mnie idiotkę. Nie wybaczę ci tego do końca życia.
- Nina nie mów tak, proszę. - spojrzał na mnie.
- A jak mam na to mówić? - zapytałam z niezrozumieniem.
- Nina, przepraszam... - odpowiedział.
- Nie przepraszaj, bo to niczego nie zmieni. Zabieraj rzeczy i stąd spadaj. - warknęłam.
- Ja cię nie zostawię. - powiedział ze łzami w oczach.
- Ty nie masz nic do gadania. Masz wyjść i tyle. - wskazałam mu drzwi.
- Nosisz w sobie moje dziecko. - spojrzał na mnie.
- Zawsze mogę się go pozbyć. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. - rozpłakałam się.
- Jak ty tak możesz... Uratowałem ci dupę, wziąłem do siebie i traktowałem jak królową, a ty odpłacasz mi się takim czymś ... - był załamany. 
- A ty nie uważasz, że zrobiłeś źle? - zapytałam po chwili. 
- Wiem, zrobiłem. Kicia, ja musiałem... Wiem, że mogłem ci powiedzieć, ale nie wiem czemu tego nie zrobiłem... Wszystko było upozorowane... Nawet wypadek.. Nie wiedziałaś, tylko ty...  - odpowiedział po chwili, spokojnym tonem.
- Czyli... Davida też podstawiłeś... - cicho wyszeptałam.
- Nie... Jakiego Davida? - zdziwił się.
- Nieważne. Idź już stąd. - zakryłam się kołdrą. 
- Ninusia...- załkał - Ty... mnie...?
- Zakochałam się w nim. - spojrzałam na Briana - BO MYŚLAŁAM ŻE NIE ŻYJESZ.
Wyszedł. Bez żadnego słowa. Nawet na mnie nie spojrzał. Dla mnie lepiej, moje serce zostało złamane przez tego sukinkota. Sprawdzać mu się mnie zachciało. Jak on mógł?! Kochałam go jak idiotka, teraz nie czuje kompletnie nic.  Czuję tylko nienawiść. Zadzwoniłam do Davida, próbowałam powstrzymać łzy.
- Tak, mój najdroższy skarbie ? - zapytał miłym, ciepłym, głębokim głosem. 
- Już po wszystkim... - odpowiedziałam zanosząc się płaczem. 
- Kochanie, to dlaczego płaczesz? Przecież chciałaś mieć dzidziusia... - próbował mnie uspokoić.
- Nie, nie płaczę przez dziecko... - powiedziałam.
- A co się stało ? - zmartwił się.
- Brian żyje... Był u mnie - wyjaśniłam.
- Kochanie, co oni ci tam dali do wdychania? - zaśmiał się.
- Nie żartuję. Na prawdę.. - próbowałam go przekonać.
- Nina... - westchnął - Będę u ciebie wieczorem. Wszystko mi wyjaśnisz. 
- Przyjedziesz? - zapytałam zaskoczona.
- Tak. Chcę zobaczyć jak się czujesz. - powiedział czułym głosem - Kocham Cię.
- Ja ciebie jeszcze bardziej ... - cmoknęłam do słuchawki.
- No już, widzimy się wieczorem. - również cmoknął i rozłączył się.
(http://asiadragonsmusic.blogspot.com/2012/11/dima-bilan-julia-volkova-lyubov-suka.html)   
Odłożyłam telefon na stolik, pielęgniarki przyniosły mi akurat obiad. Pomogły mi zjeść i chwilę porozmawiałyśmy. Ponownie zasnęłam, obudziło mnie smyranie po brzuchu.
- Dave? - zapytałam  zaspana.
- Dzień dobry, mamusiu.. - powiedział z uśmiechem. 
- Nie jesteś w pracy? - zapytałam powoli się budząc.
- Wziąłem wolne, musiałem przy tobie być. - przyłożył dłoń do mojego brzucha - Wszystko się udało?
- Na razie tylko je wszczepili... - odpowiedziałam łapiąc go za dłoń. 
- Wiem.... czytałem w pracy... za 15 dni zrobisz test... potem usg... a potem będziemy się przygotowywać na narodziny maluszka. - objął mnie mocno.
- Hej, bo uszkodzisz mamusie. - zaśmiałam się.
- Powiedz lepiej, o co chodzi z Brianem ... - spojrzał na mnie.
- Był tu... rozmawiałam z nim.... Mówił, że musiał udać, bo "ktoś chciał go zlikwidować i warto było, bo wie, że byłam warta"... - wyjaśniłam.
- Żartujesz, prawda? - zapytał po chwili.
- Nie. - odpowiedziałam - Czemu mi nie wierzysz?
- Kochanie, to jest niem.... - Brian wszedł do pokoju.
- To to jest ten David? - zapytał.
- Ttt...ak... - wydusiłam przestraszona.
- Nie bój się - podszedł bliżej - Gratuluję odbicia mojej żony. 

 




wtorek, 23 grudnia 2014

Just One Life V

Ponieważ jutro mamy Wigilię i nie będę miała jak nawet usiąść do komputera to chcę Wam wszystkim życzyć Wesołych Świąt spędzonych w gronie rodziny i wystrzałowych prezentów. Trzymajcie się cieplutko <3

Lata 90. to też era popularności techno, z którego pochodzą gatunki takie jak hardcore czy dubstep. Wielu wykonawców w tamtych czasach nagrywało teledyski, w których tańczyły piękne kobiety. Właśnie byłam na planie takiego teledysku. Musiałam jakoś odreagować to, co stało się z Davidem kilka dni temu. Stałam właśnie w żółtym staniku sportowych, krótkich, różowych spodenkach z wycięciem na pośladkach oraz włosami zebranymi w kucyk i podwiązanymi różową apaszką przed głównym choreografem.
- Czy nasza gwiazda oprócz tego, że jest piękna potrafi tańczyć? - zapytał złośliwie.
- Potrafi - warknęłam.
- To niech pokaże. - klasnął w dłonie - PRÓBA GENERALNA.
- Udław się debilu... - usłyszałam za sobą cienki, dziewczęcy głos.
- Hej, wszystko w porządku? - zapytałam odwracając się do tyłu. Szła za mną słodka nastolatka o oliwkowej karnacji i kręconych, brązowych włosach.
- Jasne, że tak. Jak zawsze. - burknęła pod nosem - Jesteś gwiazdą, nie wiesz co to znaczy kiedy zgadzasz się na bycie nago w teledysku tylko po to, żeby zarobić więcej.
- Kazali ci być nago? - zapytałam zdziwiona - Przecież ty jeszcze dzieckiem jesteś...
- Skończyłam 17 lat, nie zdałam w collage'u i rodzice wyrzucili mnie z domu. Musze jakoś zarabiać - uśmiechnęła się krzywo.
- Jejku... - przytuliłam ją - Pomogę ci.
- Dlaczego ty to robisz? - zapytała zdziwiona.
- Bo szkoda mi cię, nie mogę patrzeć jak ludzie cierpią. - odpowiedziałam spokojnym tonem.
- Nina, jesteś kochana - uśmiechnęła się.
Poszłyśmy w wyznaczone miejsce, stały tam trampoliny. Miałyśmy na nich skakać, tańczyć, wygłupiać się. Bynajmniej tak odebrałam koncepcję Wielkiego Choreografa "U Madonny mi nie wyszło, wziąłem się za techno".  No, ale nie ważne. Po próbie przeszliśmy w końcu do nagrania. Trwało ono do późnych godzin nocnych. Koło północy dotarłam do hotelu Ritz w Berlinie, gdyż tam nagrywaliśmy. Przy recepcji spotkałam znajomą mi osobę.
- Michael ? - zapytałam nieśmiało.
- Nina ?! - uśmiechnął się szeroko - Dziewczyno jak ja cię dawno nie widziałem!
- Ja ciebie jeszcze dłużej! - zaśmiałam się.
- Zapraszam na górę, trzeba świętować nasze spotkanie - z uśmiechem weszliśmy do windy.
- Jakie świętowanie masz na myśli? - zapytałam mrugając wymownie rzęsami.
- Wypijemy wino, porozmawiamy, zjemy coś... - przesunął delikatnie dłonią po moim biodrze.
- Ej... - zamruczałam cichutko.
- Chodź, jesteśmy na miejscu... - wyszliśmy z windy i poszliśmy w stronę apartamentu Michaela.
- To co masz do picia? - zapytałam po wejściu.
- Czerwone wino ? - zaproponował.
- Jasne . - usiadłam na kanapie.
Michael zniknął na chwilę w swojej sypialni. Rozejrzałam się dookoła. Apartament wyglądał jakby Mike mieszkał w nim od kilku tygodni. Ubrania były porozrzucane po całym pokoju, podobnie jak zabawki dla dzieci . Wstałam i weszłam do sypialni, był w niej Mike i dzieciaki, właśnie otulał je w łóżeczkach.
- Tu jest mój słodki chrześniak... - szepnęłam podchodząc do łóżeczka.
- Właśnie zasnął .. - pociągnął mnie w swoją stronę - Poznaj Paris.
- Dzień dobry maleńka... - połaskotałam dziecko po nosie. Dziecko zaśmiało się.
- Teraz będzie się chciała przytulać... - skrzywił się.
- Żaden problem. - wzięłam małą na ręce i usiadła z nią na łóżku.
-Mamusia Ninusia.. - usiadł obok nas - Jak się trzymasz po...?
- Trzymam. Muszę się trzymać dla Keitha. - westchnęłam.
- Kochałaś go? - zapytał po chwili.
- Kocham nadal, to miłość mojego życia. - moje oczy zaszkliły się od łez.
- Ciiiiii, nie płacz... - otulił mnie ramieniem - Wiem, ze to boli, ale musisz być twarda...
- Jestem, ale ...
- Ale co? - spojrzał na mnie.
- Dzwoniła jakaś laska z kliniki zapłodnień i mówiła, że Brian zostawił u nich swoje nasienie... - wydukałam z płaczem.
- No i ? - dopytywał.
- Ja chcę to zrobić... Jednak chce.. - wtuliłam się zapłakana.
- Jeśli uważasz, że tego właśnie chcesz, to zrób to. - spojrzał w moje oczy.
- Tak myślisz? - zapytałam zdziwiona.
- To ty masz być szczęśliwa, nie inni. - pocałował mnie w czoło.
- A co pomyślą inni ? - zapytałam.
- Kochanie, to nie ważne. Jeśli pragniesz dziecka z Brianem i masz taką możliwość to zrób to. - przytulił mnie mocno.
- Jesteś kochany, dziękuję... - wtuliłam się mocniej.
- To drobiazg... - uśmiechnął się - I ten drobiazg też usnął..
- Odkładam do łóżeczka i uciekam... - wstałam z małą.
- Ile tu zostajesz? - zapytał podając mi kocyk.
- Do niedzieli ... - okryłam małą i włożyłam ją do łóżeczka - Wpadnę jutro.
- Czekam skarbie - pocałował mnie w policzek.
Wyszłam z apartamentu i poszłam do siebie. Usiadłam na łóżku i zaczęłam myśleć nad tym co powiedział mi Michael. Może faktycznie powinnam się zgodzić, z resztą pragnęłam dziecka z Brianem. Miałabym teraz dziewczynkę, żeby było do pary z Keithem. Wyciągnęłam telefon.
- Klinika zapłodnień, przy telefonie Madeleine. - powiedział miły głos w słuchawce.
- Witam tu Nina Diane May.. - powiedziałam spokojnie.
- Witam pani May. Jaka decyzja? - zapytała.
- Zgadzam się. - odpowiedziałam zdeterminowana.




piątek, 19 grudnia 2014

Just One Life IV

Nie poleciałam do Paryża, nie wierzyłam w to, że rzeczywiście Brian mógłby zrobić coś takiego, znałam go tyle lat, powiedziałby mi gdyby chciał zrobić coś takiego. Keith wyszedł ze szpitala, czuł się o niebo lepiej, ja i David spotykaliśmy się ze sobą od tygodnia, no może półtora... David postanowił dzisiaj wyciągnąć mnie na romantyczny spacer we dwoje późnym popołudniem. Poszliśmy do parku niedaleko mojego domu, Keith został z Rogerem.
- I jak ci się podoba ? - zapytał David siadając ze mną na ławce.
- Całkiem przyjemnie, naprawdę. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Powiedz mi, jak ty to robisz? - spojrzał na mnie.
- Ale co? - zapytałam z niezrozumieniem.
- Jesteś cały czas uśmiechnięta, promienna, chociaż tęsknisz za Brianem... - powiedział po chwili.
- Tęsknie każdego dnia, ale muszę być twarda. Nie mogę płakać przy małym. - wyjaśniłam.
- Podziwiam cię, skarbie - pocałował mnie delikatnie.
- Jak już zacząłeś to podziwianie, to nie kończ... - zamruczałam.
- No dobrze, kicia... - przyciągną mnie mocno do siebie.
Zaczęliśmy się namiętnie całować. Jego usta były niezwykle miękkie, ciepłe, a jego pocałunki były subtelne. Chociaż mimo subtelności całował niesamowicie. Czułam oddech Davida na moich policzkach, delikatnie mnie łaskotał. W pewnym momencie dostałam fleszem po oczach. Oderwałam się od mojego chłopaka.
- NINA SPÓJRZ TUTAJ! - rzuciło się na nas stado reporterów.
- Nosz kurwa! - pociągnęłam Davida za sobą.
Jak najszybciej wybiegliśmy z parku, oczywiście paparazzi biegli za nami. Niedaleko parku mieszkał David, więc pobiegliśmy do niego do domu żeby jakoś przeczekać atak fotografów z brukowców.
- Codziennie tak masz? - zapytał zdejmując buty.
- Nie, tylko jak ktoś ich na mnie naśle.. - zdjęłam swoje buty i poszliśmy do salonu.
- Często to robią? - zapytał zaciekawiony.
- Robi. - poprawiłam go - Była dziewczyna Briana, Anita się mści.
- Co jej zrobiłaś? - zaciekawił się.
- Zaszłam z Brianem w ciąże i pojechaliśmy razem na trasę. To wystarczyło. - westchnęłam cicho.
- Zdradzał ją ? - spojrzałam mu w oczy.
- Nigdy jej nie kochał. - szepnęłam.
- Tatusiu, a kto to jest? - mała dziewczynka weszła do pokoju.
- Cassie... - wziął małą na kolana -  To jest Nina.
- Dzień dobry pani Nino... - powiedziała zawstydzona.
- Dzień dobry Cassey -  wzięłam ją na swoje kolana - A kto tu się tak zawstydził?
- Chyba ja... - wtuliła twarz między mój biust.
- Cassandra, tak nie ładnie. - David zdjął ją z moich kolan.
- Tatusiu, ale one są ogromne! - zachwyciła się.
- Cassie... - lekarz zrobił się czerwony na twarzy.
- Przestań. - zaśmiałam się - Keith też je bardzo lubi.
- Idź się bawić na górę. - dziewczynka zeskoczyła z kolan Davida i pobiegła - Chyba nie tylko Keith...
- Co masz na myśli? - zapytałam zaskoczona.
- A na przykład to.. - wyjął z gazetnika kalendarz, do którego pozowałam nago.
- aa....eeee.....yyy.... - nie mogłam się wysłowić.
- Chciałbym zobaczyć cię nago... - zamruczał mi do ucha.
- A to niby dlaczego? - zaczęłam się z nim droczyć.
- Na zdjęciu jesteś niesamowicie pociągająca i kipisz seksapilem... - przyciągnął mnie mocno do siebie i wymruczał do uszu - Chciałbym sprawdzić, jaka jesteś naprawdę..
- Masz małą w domu... - przełknęłam głośno ślinę.
- Ona jest z nianią na drugim piętrze, a ja mam sypialnie w piwnicy... - jego ton głosu był coraz bardziej zachęcający.
- Dobrze... Niech będzie... - uśmiechnęłam się uwodzicielsko.
David porwał mnie z kanapy, wziął mnie na ręce i zaniósł do swojej sypialni. Zamknął drzwi na klucz i usiadł na mnie okrakiem. Odgarnął włosy z mojej twarzy i wpił się w moje usta. Jego zarost przyjemnie łaskotał moją brodę. Miałam na sobie sukienkę, Dav przesunął dłońmi po moich ramionach po czym zsunął ramiączka mojej sukienki, jęknęłam cichutko. Jego dłonie delikatnie przesunęły się na mój dekolt, był na nim suwak, który jednym ruchem rozpiął. Zaczął namiętnie obcałowywać moją szyję pocałunkami wytyczając ścieżkę do mojego dekoltu, moje jęki stawały się coraz głośniejsze, a David pomrukiwał z zadowolenia. Pchnęłam go do tyłu, tak że wylądował na plecach, usiadłam na jego biodrach. Kusząco się nad nim nachyliłam i powoli, guzik po guziku zaczęłam rozpinać jego koszulę.
- Taylor bardzo niegrzeczna z ciebie dziewczynka... - zdjął ze mnie sukienkę.
Byłam przed nim tylko w koronkowych figach. David przez chwilę przestał oddychać, wgapiał się we mnie przez dłuższą chwilę. Kiedy już oddech mojego chłopaka powrócił, dosłownie się na mnie rzucił żeby dokładnie obcałować każdy milimetr mojego ciała. Kiedy już oboje byliśmy nadzy postanowił na chwilę przerwać.
- Nie mogę... - stwierdził po chwili.
- Coś nie tak ? - zapytałam zatroskana.
- Coś mnie blokuje wewnątrz. Mam przed oczami moją żonę... - ukrył twarz w dłoniach.
- Blokuje cię to, czy ona byłaby zadowolona. Rozumiem cię. Nie musimy tego robić. - założyłam moje ubrania.
- Nina, nie myśl że mnie nie pociągasz... - spojrzał na mnie.
- Widziałam twoją minę kiedy byłam naga. - uśmiechnęłam się - Muszę lecieć.
- Przepraszam cię kochanie... - objął mnie.
- Nie szkodzi. Widzimy się jutro - cmoknęłam go delikatnie i wyszłam.
Droga do domu wydawał mi się dłuższa niż zwykle, dłuższa, bo cały czas myślałam o tym co zaszło między mną, a Davidem, a właściwie o tym co nie zaszło... Pragnęłam go, bardzo, ale on mnie chyba nie... Za wyjątkiem tego, że pociągam go fizycznie, nic więcej między nami raczej nie wyjdzie, tak mam na myśli seks. Z drugiej strony, co pomyślałby o mnie Brian, to nie cały rok po jego śmierci... Czy ja i David to przeznaczenie, czy jednak czysty przypadek?

(źródło:godkova.tumblr.com)

(źródło: http://esctodaygdd.s3.amazonaws.com/wp-content/uploads/2013/01/DIMA_BILAN_2012_1920x1440.jpg)

niedziela, 12 października 2014

Just One Life III

Wieczorem przyjechałam zmienić moją mamę, która siedziała przy dziecku. Trafiłam akurat na obchód, David w towarzystwie młodej pielęgniarki przeglądał wyniki badań Keitha.
- No, pani synek szybko wraca do zdrowia - David obdarzył mnie szerokim uśmiechem.
- To cudownie! - ucieszyłam się.
- Zapraszam za 10 minut do mojego gabinetu ... - puścił mi oczko i poszedł do kolejnej sali.
- Dzień dobry mój mały robaczku... - wzięłam na ręce Keitha, który mocno się we mnie wtulił.
Chodziłam z małym po korytarzu, on tak słodko się do mnie tulił... Przypominał mi Briana, z dnia na dzień stawał się coraz bardziej do niego podobny, śmiech, oczy i niezwykle długie nogi, których na pewno nie odziedziczył po mnie. Keith w końcu wrócił do życia i bawił się pasmami moich włosów śmiejąc się przy tym głośno. Nie mogłam go teraz zostawić samego, więc zabrałam go ze sobą do gabinetu lekarza.
- Hej... - uśmiechnęłam się kiedy David otworzył mi drzwi.
- Widzę, że przyszłaś ze swoim małym robaczkiem - zamknął za mną drzwi i wskazał mi krzesło, na którym mogę usiąść.
- Tęsknił za mną ... - rozsiadłam się z dzieckiem na kolanach.
- To prawda, cały dzień cię wyglądał - lekarz usiadł na przeciwko mnie.
- Skąd wiesz? - zapytałam z uśmiechem.
- Nosiłem go dziś trochę na rękach, a on cały czas patrzył w okna i na drzwi - połaskotał dziecko po nosie, Keith zaczął się śmiać.
- Moje śliczne maleństwo.. - pocałowałam malucha w główkę.
- Nina, chciałbym porozmawiać o tym, co mi wczoraj powiedziałaś... - spojrzał na mnie.
- To znaczy..? - zapytałam zdziwiona.
- Miałaś rację, to nie był przypadek, że się spotkaliśmy, ktoś z góry to...
- Zaplanował ? - przerwałam mu.
- Tak - popatrzył na mnie - Szukałem twoich zdjęć kiedy jeszcze byłaś blondynką i bardzo przypominałaś mi moją żonę - pokazał mi zdjęcie.
- Faktycznie, jesteśmy bardzo podobne. - uśmiechnęłam się.
- Wiesz co to znaczy? - odwzajemnił mój uśmiech.
- Że zaprosisz mnie na kawę? - zapytałam.
- Kawę ? - parsknął śmiechem - Zapraszam na kolację, Nino.
 - Och David - zarumieniłam się - Sam ugotujesz?
- Hmmm.... Mogę spróbować, ale uprzedzam, że nie mieszkam sam... - odpowiedział.
- A z kim? - zaskoczył mnie.
- Z moją roczną córeczką i moją mamą, która się nią opiekuje - wyjaśnił mi.
- Masz córeczkę ? - zapytałam z uśmiechem.
- Tak, ma na imię Cassie - pokazał mi jej fotografie.
- Jest prześliczna - powiedziałam zachwycona.
- Opowiedz mi coś o tym, jak poznałaś Briana... - uśmiechnął się.
- Co chciałbyś dokładnie wiedzieć? - zapytałam zaciekawiona.
- Jak się poznaliście i takie tam.... - uśmiechnął się.
- Brian znał mnie od dziecka... Urodziłam się 1974 roku, Brian na papierze figurował jako mój ojciec chrzestny, jednak zawsze był dla mnie kimś więcej... - zaczęłam swoją opowieść.
- Ojciec chrzestny ? - zdziwił się.
- Tak, to był najlepszy przyjaciel mojego ojca. - odpowiedziałam.
- To kim jest twój tata? - zapytał.
- Mój tata to Roger Taylor. - odpowiedziałam.
- PERKUSISTA QUEEN ?! - był zaskoczony.
- Tak. Mój tata. - uśmiechnęłam się.
- O jasna cholera, wiedziałam że kogoś mi przypominasz... - spojrzał na mnie - A twoja matka to Debbie Leng, prawda?
- Coś ty, Leng miała 10 lat jak się urodziłam. Moja mama jest polką, rozstali się z moim tatą pod koniec lat 80., a teraz do siebie znowu wrócili. - wyjaśniłam się.
- Jaka z ciebie szczęściara - uśmiechnął się - No, ale kontynuuj.
- Zabierał mnie do siebie na weekendy jak byłam starsza, miałam może 10 lat, jego syn miał 6, córeczka dopiero 3. Opiekował się mną. Kiedy wyprowadziłam się z mamą, miałam 14 lat. Przysyłał mi wtedy listy Polski. Czasem zabierał mnie na wakacje. Zaczęłam pracować w hotelu jak miałam 21 lat, wtedy wszytko się zmieniło... - westchnęłam.
- To znaczy co? - zaciekawił się.
- Pracowałam dla Michaela Jacksona, kiedy przyleciał do Polski, zakochaliśmy się w sobie. Problem pojawił się po jakimś czasie. Zadzwonił do mnie Brian, mówił, że robi badania i bardzo się boi wyniku. Przyleciałam do niego ze Stanów... Wtedy wyznał mi miłość... Był ode mnie 26 lat starszy, wiem, że to głupie, ale jak cholera go kochałam, nawet dalej kocham. Nigdy nie chciałam mieć dziecka, a to że z nim wpadłam jednej nocy spowodowało, że ojciec wyrzucił mnie z domu, Michael to samo... Uciekłam z Brianem na trasę, śpiewałam w chórkach, w między czasie urodziłam małego i byłam szczęśliwa. Tata mi wybaczył. Wszystko było pięknie dopóki nie miał tego wypadku... - łzy zaczęły spływać o mojej twarzy.
- Hej... - przytulił mnie - Nie płacz... Przecież jak sama mówiłaś, on koło ciebie jest...
- Boli mnie to, że on nie żyje - spojrzałam mu w oczy - A ty nie tęsknisz za swoją żoną?
- Tęsknie jak cholera, ale Bóg zesłał mi ciebie... Wiem, że to dzięki Alice i Brianowi teraz jesteśmy razem. - odwzajemnił moje spojrzenie.
- Powiedz mi coś o niej... o twojej żonie - poprosiłam.
- Była modelką, ale miała studia medyczne, była nefrologiem jak ja. Prowadziła mnie na praktykach. Zaiskrzyło między nami. Była ode mnie 6 lat starsza. Po roku urodziła nam się córka, byliśmy wniebowzięci. Podobnie jak Brian zginęła w wypadku. Miała sesję, z motorami... wiesz o co mi chodzi... nie wyhamowała na zakręcie... i wtedy..
- Ciii - przyłożyłam mu palec do ust. - Nie mówmy już o tym.
- Brakuje mi jej... - popatrzył na dziecko wtulone we mnie.
- Wiem. Tak samo jak mi Briana - wstałam. - Idę, położę go w łóżeczku i poczytam książkę.
- Wpadnę potem. - cmoknął mnie przelotnie w policzek.
Poszłam z dzieckiem na salę. Ułożyłam je w łóżeczku, przykryłam je kołderką i sama siadłam na fotelu. Wzięłam do ręki moją ulubioną książkę. Kiedy chciałam zacząć ją czytać zadzwonił mój telefon. Wyszłam na korytarz żeby odebrać.
- Halo ?
- Witam, czy to pani Nina Diane May ? - zapytał ciepły, kobiecy głos.
- Tak. O co chodzi ? - zapytałam zdziwiona.
- Pani mężem był Brian Harold May prawda? - dopytała.
- Tak, ale w dalszym ciągu nie wiem o co pani chodzi... - zaniepokoiłam się.
- Już tłumaczę. Nazywam się Madeleine i dzwonię z kliniki św. Elżbiety w Paryżu. Pański mąż krótko przed śmiercią zostawił u nas próbkę swojego nasienia i...
- SŁUCHAM? MYŚLI PANI, ŻE WIERZĘ W TAKIE BZDETY?! - obruszyłam się.
- Nie, proszę przylecieć jutro do Paryża. Wszystko pani wyjaśnię. - powiedziała i odłożyła słuchawkę.
To nie mogła być prawda... Przecież Brian nie mógł wiedzieć że umrze... Chociaż jeśli to prawda, to moje marzenie o kolejnym dziecku z mężczyzną mojego życia zostałoby spełnione. Postanowiłam jednak tam polecieć.

 

piątek, 26 września 2014

Just One Life II (LWMJ XXV)

Od miesiąca nie miałam odzewu od Emmy, kobiety do której zgłosiłam się w sprawie tego co działo się w moim domu, a w moim domu było cudownie. Czułam obecność Briana na każdym kroku i było mi z tym świetnie, nie musiałam do niego mówić, ważne, że czułam to, że tu jest. Tak, to wydaje się idiotyczne,  ale nie dla mnie. Dopiero oswajałam się z myślą,  że Brian nie żyje. Moje życie było idealne,  dopóki Keith nie trafił do szpitala. Przez całą noc płakał, nie wiedziałam co się dzieje. Zadzwoniłam do Rogera, który przyjechał do mnie i zawiózł mnie i małego do szpitala. Weszłam z dzieckiem na izbę przyjęć.
- Witam, nazywam się Nina May. - stanęłam przy recepcji.
- W czym mogę pomóc,  pani May? - pielęgniarka spojrzała na mnie.
- Mój synek płacze od trzech godzin, do tego ma wysoką gorączkę - powiedziałam przejęta,  Keith znowu zaczął płakać.
- Ojej, dawała mu pani jakieś leki?  - zapytała notując wszytko w karcie.
- Tak, paracetamol dla dzieci - odpowiedziałam.
- Kiedy?  - dopytała.
- Około dwie i pół godziny temu - powiedziałam po chwili namysłu.
- Rozumiem, proszę usiąść,  za chwilę przyjdzie do pani lekarz. - wskazała mi krzesła.
- Dobrze. - usiadłam z dzieckiem na krześle - No już nie płacz, zaraz pan doktor ci pomoże... - cmoknęłam dziecko w czoło,  któro było rozpalone.
- Pani May,  zapraszam do gabinetu numer 5 - pielęgniarka wskazała mi odpowiednie drzwi.
Wstałam i weszłam do gabinetu, oniemiałam. Lekarz był cholernie podobny do Briana,  aż łza zakręciła mi się w oku.
- Tu jest to maleństwo tak? -zapytał podchodząc do mnie, jego głos był jak głos Briana, miękki, ciepły.
- Tak - podałam mu dziecko. 
- Cześć maluszku, jestem David i zaraz postaram ci się pomóc - wziął mojego synka na ręce i położył go na leżance. - W jakim wieku jest pani synek?
- 7 miesięcy - odpowiedziałam zaglądając do książeczki dziecka.
- Jaki ty jesteś malutki... - uśmiechnął się. 
- Chyba pod względem wieku... On jest bardzo wysoki. - odwzajemniłam uśmiech lekarza.
- To prawda, jest bardzo dużym chłopcem - zdjął z Keitha śpioszki i zaczął go badać. 
- I jak doktorze? - zapytałam po chwili.
- Nereczka. Zaraz go zbadam na nefrologii - odpowiedział ubierając dziecko.
- O boże... - załamałam się. 
- Pani Nino, proszę mi tu nie płakać - podał mi dziecko - Jest pani piękną, twardą kobietą. Zapraszam za mną. 
Wykonałam jego polecenie. David przebadał dokładnie mojego synka, mały miał zapalenie nerki i musiał zostać w szpitalu kilka dni. Siedziałam obok łóżeczka, w którym spał Keith. Usłyszałam za sobą cichy głos. 
- Pani May, proszę na chwilkę do mnie do gabinetu - David delikatnie dotknął mojego ramienia. 
- Jasne - uśmiechnęłam się.
Okryłam mojego syna kołderką,  pocałowałam go w czółko i poszłam po cichu do pokoju lekarza.
- Pani May... - wskazał mi krzesło. 
- Nie pani, jestem Nina - usiadłam ze słodkim uśmiechem. 
- W takim razie,  jestem David - ucałował moją dłoń. 
- Ojej... - zarumieniłam się lekko.
- Aż tak na Ciebie działam ? - zaśmiał się.
- Wiesz, nie miałam nikogo od pół roku. Dziwne to - śmiałam się razem z nim.
- Muszę w takim razie zaprosić Cię na kawę, kiedy twój mały książę wyzdrowieje - spojrzał na mnie.
- Jeśli znajdę chwilkę czasu, to czemu nie. - uśmiechnęłam się. Kurcze, pierwszy raz od pół roku się uśmiecham. To niesamowite uczucie... Chyba się zauroczyłam...
- Posłuchaj, zaraz będę uciekał do domu, bo kończy mi się dyżur. Stan Keitha jest stabilny, podajemy mu antybiotyk, za parę dni wyjdzie do domu. Zastanawia mnie tylko to, że w tym wieku ma zapalenie nerki. Powiedz mi, czy ty, albo ojciec dziecka mieliście coś z nerkami? - zapytał.
- Nie, Brian i ja na pewno nie... Chyba, że moi rodzice, ale nie jestem pewna. - odpowiedziałam po chwili zastanowienia.
- Chciałbym przebadać ciebie i ojca dziecka. - spojrzał na mnie. Świeczki stanęły mi w oczach. - Coś nie tak?
- Jego ojciec zmarł pół roku temu... - otarłam łzę.
- Przepraszam, nie wiedziałem... - odparł skruszony.
- Nie, nic się nie stało. - powiedziałam po chwili, kiedy już opanowałam swoje łzy.
- Przykro mi... - delikatnie mnie przytulił. Poczułam się cholernie dziwnie. Czułam się bezpieczna, ale dlaczego? Przecież znam Davida od dwóch godzin, a ja czuje jakbym znała go kilka miesięcy... Ej, zaraz, on mi strasznie przypomina Briana, to nie może być przypadek...
- Staram się zapomnieć, ale to nie jest takie proste, wiesz...? - powiedziałam patrząc mu w oczy.
- Wiem, straciłem żonę rok temu... Miała wypadek na planie zdjęciowym. - patrzył w moje oczy, zatapiając się w nich.
- Twoja żona była modelką, prawda? - zapytałam po chwili.
- Tak, skąd wiesz? - odpowiedział zaskoczony.
- Bardzo przypominasz mi mojego męża. Nie wierzę w to, że wpadliśmy na siebie przypadkiem, to było z góry zaplanowane, że właśnie na twoim dyżurze przyjadę do szpitala. - powiedziałam po chwili.
- To zwykły zbieg okoliczności - powiedział wypuszczając mnie z objęć.
- Nie, nie wierzę w to. Zbyt dużo rzeczy dzieję się w moim domu żebym wierzyła w przypadki. - odpowiedziałam.
- O czym ty mówisz? - zapytał zaintrygowany.
- Spadające ramki ze zdjęciem moim i mojego męża. Śmiech Keitha do ściany. List, który widziałam widziałam pierwszy raz, pięć miesięcy po śmierci Briana... - popatrzyłam na niego.
- Chcesz mi wmówić, że prześladuje cię duch twojego męża? - zapytał po chwili.
- Ja nie muszę ci tego wmawiać. Wystarczy, że połączysz dwa zbiegi okoliczności, ja jestem modelką i twoja żona była modelką. Pomyśl nad tym. - wstałam i wyszłam z gabinetu.
Poszłam na salę Keitha, dalej spał słodko w swoim łóżeczku szpitalnym. Przysnęłam na krześle na godzinkę, może dwie, obudziła mnie moja mama.
- Nina, co się stało ? - cmoknęła mnie w policzek.
- Zapalenie nerki. Powiedz mi, czy ktoś w rodzinie miał chore nerki ? - zapytałam po przebudzeniu się.
- Twój ojciec. - odpowiedziała.
- Ooo, miło wiedzieć. - uśmiechnęłam się.
- Jedź do domu, zmienimy się wieczorem - podała mi kluczyki do auta.
- Dziękuję mamo - cmoknęłam ją w policzek.
Za nim pojechałam do domu, postanowiłam odwiedzić Emmę, pomyślałam, że coś za pewne dla mnie ma. Weszłam do jej pokoiku, ucieszyła się. Podała mi kopertę i kazała wracać do domu. Kiedy już dotarłam na miejsce położyłam się na łóżku i wzięłam kopertę do rąk Otworzyłam ją. Wyjęłam kartkę i zaczęłam ją czytać.

"Kochana Ninusiu!

Tak, to wszytko co dzieję się w naszym domu to ja, nie mogłem Cię tak po prostu
zostawić tutaj samej, tym bardziej, że wiem jak bardzo cierpisz. 
 Nie mogę powiedzieć, że bardzo Cię kocham, bo jako duch, nie mam uczuć, co nie zmienia faktu, że opiekuję się Wami każdego dnia i nocy. Żeby nie było Ci smutno postanowiłem poznać Cię z Davidem. Jesteś bardzo podobna do jego nie żyjącej już żony, a on charakterem pasuje do mnie. Nie mogłem podsunąć ci przecież kogokolwiek, jesteś moją królową, muszę o Ciebie zadbać. 
Posłuchaj, będę do Ciebie przychodził dotąd, aż nie ułożysz sobie życia z kimś innym, jeśli to zrobisz, będę musiał usunąć się w cień. Będę mógł do Ciebie przychodzić tylko raz w miesiącu, chyba, że przyjdziesz na mój grób, tam będę cały czas.
Pamiętaj, czuwam nad Wami i nie pozwolę żadnemu z Was nigdy zrobić krzywdy. Patrzę codziennie na Ciebie i Keitha, wracam myślami do wspomnień, kiedy mi o nim powiedziałaś, do wspomnień o naszej trasie koncertowej, a co najważniejsze, do wspomnień o tym, że byłem przy Tobie każdego dnia i każdej nocy i czuwałem. Proszę, daj szanse Davidowi, znalazłem go specjalnie dla Ciebie, gdyż wiem, że będzie kochał Ciebie i naszego synka tak, jak ja Was kochałem. 
 A teraz idź już spać, jesteś zmęczona i pamiętaj, czuwam nad tobą. 

Twój kochany Brian"

Wiedziałam, że David to nie był przypadek, wiedziałam że podesłał mi go Brian, a teraz miałam na to dowód. Otarłam łzy, które spłynęły po mojej twarzy, poczułam oddech na moim policzku.
- No już, przestaje płakać. - uśmiechnęłam się.
Położyłam się na łóżku i zasnęłam, pogrążona w snach o Brianie. Dałabym wszystko żeby był przy mnie, a teraz okazało się, że mogę go mieć na wyciągnięcie ręki...