wtorek, 27 sierpnia 2013

Living with Michael Jackson I

A więc obiecałam nowe opowiadanie. Wszystko zostało już opisane w intro i po zapoznaniu się z nim dopiero można zacząć czytać. No to co, zapraszam do lektury. 


"Zostało 15 dni do koncertu Michaela Jacksona w Polsce. Bilety od jutra w sprzedaży. Polacy odliczają dni do tego wydarzenia. To może być większy koncert niż występ The Rolling Stones z 1967 roku. " - powiedziała spikerka w Wiadomościach. 
- Mamo, od której sprzedają bilety na koncert Jacksona ? - krzyknęłam z salonu. 
- Od 8 rano na Bemowie - odpowiedziała wchodząc do salonu - A czemu pytasz ?
- Wiesz, nazbierałam już kasę na bilety i chciałabym kupić - odpowiedziałam. 
- Kochanie, ja mam dla ciebie dwa bilety i wejściówki dla vipów. - powiedziała podając mi kopertę. 
- Skąd je masz? - zapytałam zachwycona.
- Przecież pomagam w przygotowaniu koncertu. Każdy z nas dostał po dwa bilety i po dwie wejściówki - odpowiedziała. 
- Boże mamo dziękuję - powiedziałam przytulając ją z całej siły. 
Wiem, to dziwne jak na 23 letnią dziewczynę, ale sprawiła mi prezent taki o jakim marzyłam od czasu koncertu Queen  w 1986 roku na Wembley w ramach trasy Magic Tour. Doskonale pamiętam ten koncert mimo, że miałam tylko 13 lat. Od najmłodszych lat tata uczył mnie słuchać rocka. Znałam na pamięć piosenki The Beatles, Deep Purple, Davida Bowiego czy właśnie Queenu. Fanką Michaela zostałam po wydaniu albumu Bad. Zafascynował mnie jego głos, taniec i to, co chciał przekazać w piosenkach. Od tamtej pory marzyłam o pójściu na jego koncert. Koło 16 poszłam na swoją zmianę do hotelu. Asia razem z resztą pracowników stała na apelu.
- Więc drodzy państwo. Jak wiecie, za ponad dwa tygodnie do naszego hotelu przybędzie Król Popu. Wybraliśmy już osoby, które będą dla niego do usług na każde zawołanie. - powiedziała managerka wyciągając listę - A więc panu Jacksonowi będą podlegać Anita, Asia i Nina.
- O Boże zobaczę Jacksona z bliska ! - krzyknęła Anita.
- Tak, uważamy że wasza trójka zachowa się najbardziej odpowiedzialnie - powiedziała szefowa.
- Czuję się wyróżniona - odpowiedziała Asia.
- Moje panie, a więc do roboty. Apartament ma być gotowy na za tydzień. Państwo Tourel przyjadą żeby sprawdzić, czy apartament nadaje się dla Michaela i czy spełniliśmy jego wymagania. Listę z wymaganiami odbierzecie w sekretariacie. A teraz do roboty. Goście czekają - powiedziała managerka.
Przebraliśmy się w odpowiednie ubrania i popędziliśmy do pracy. Na śmierć zapomniałam, że mam dla Asi bilety na HIStory. Z resztą teraz wejściówki Vip, nie mają już takiego znaczenia skoro będę mu usługiwać przez całą noc. Koło 21 miałam przerwę na coś do jedzenia. Pobiegłam szybko do Asi.
- Hej piękna. - powiedziałam przytulając ją.
- Nina, boooże tak się cieszę że jutro razem pójdziemy po bilety na koncert - odpowiedziała uśmiechając się.
- A właśnie zapomniałam ci powiedzieć. Nie pójdziemy - powiedziałam po chwili.
- Jak to  ?! - zapytała zaskoczona.
- Ja już mam te bilety - odpowiedziałam szeptem.
- Jak to ?! One są od jutra w sprzedaży - powiedziała zdezorientowana.
- Moja mama dostała dwa bilety i dwie wejściówki vip. - odpowiedziałam szeptem.
- Zobaczę go za kulisami ?! - wydarła się na całe pomieszczenie.
- Tak, ale cicho . ! ! - powiedziałam przykładając jej palec na usta .
- Przepraszam - odpowiedziała. - Nie mogę w to uwierzyć.
- Do roboty, goście sami się nie obsłużą ! - krzyknęła szefowa.
Nasza rozmowa została przerwana. Zawsze boss pojawiał się wtedy kiedy trzeba było o czymś ważnym pogadać. Kiedy wróciłyśmy do domu pobiegłyśmy na górę. Było już po 3 w nocy. Rzuciłyśmy się na łóżko w piżamach i zaczęłyśmy rozmawiać o tym jak to będzie wyglądało. Czy damy radę podołać jego wymaganiom. A może któraś z nas mu się spodoba. Nasze rozważania przerwała moja mama która weszła do pokoju.
- Zmęczone ? - zapytała.
- Trochę. Dzisiaj było dużo roboty - odpowiedziała Asia.
- Słyszałam, że Michael zatrzyma się w Mariocie. - powiedziała siadając na łóżku.
- Tak, zostałyśmy przydzielone jako jego prywatna służba - odpowiedziałam uśmiechając się.
- No to świetnie. Pójdziecie na koncert potem się nim zajmiecie. Nikt nie będzie mieć z nim takiej styczności jak wy - powiedziała wyciągając telefon.
- A ty gdzie dzwonisz ? - zapytałam.
- Wiesz, muszę powiedzieć Marcinowi, że się raczej jutro nie spotkamy. - odpowiedziała.
- A dlaczego ? - zapytała Asia.
- Muszę się spotkać z przedstawicielami pana Jacksona. Trochę się zejdzie - odpowiedziała wstając. - Śpijcie dobrze.
No właśnie, o tym jeszcze nie wspomniałam. Mój tata zmarł kiedy byłam małym dzieckiem. Moi rodzice promowali album Queen Sheer Heart Attack. Wracał akurat ze spotkania i miał poważny samochodowy. Jego stan był tak ciężki że nie dało się go uratować, więc zmarł w szpitalu. Moja mama nie mogła się pozbierać po wypadku. Dlatego wtedy Roger, Brian  i Freddie byli dla niej dużym wsparciem. Mówiła mi, że przez jakiś czas mieszkała z Rogerem. Nawet nie przez jakiś czas tylko przez 13 lat. Był dla mnie jak ojciec,wiele osób myślało że jest moim biologicznym ojcem bo jestem do niego podobna.Jestem wysoką blondynką z niebieskimi oczami i długimi nogami o jasnej karnacji, więc ludzie często byli zdezorientowani. Moja mama i Roger, mają dwójkę dzieci więc mam rodzeństwo, Felixa i Rory. .Nawet teraz kiedy nie jest już z moją mamą dzwoni do mnie i pyta co słychać. Proponował mi wiele rzeczy, na przykład bycie chórzystką w The Cross, czy pracę jako manager w największym hotelu w Londynie. Każdej ofercie z jego strony jednak odmawiałam, chciałam być normalną dziewczyną. Teraz kiedy już pracuje w Mariocie zrozumiałam, że chciał dla mnie jak najlepiej. Z drugiej strony gdybym zgodziła się na pracę w Londynie, teraz nie miałabym okazji poznać Michaela. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Po obejrzeniu teledysków na wideo zasnęłam razem z Asią. Nie mogłyśmy doczekać się tego dnia, dnia koncertu.

A więc udajmy, że jest to mama Niny i Roger Taylor w latach 80,

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Living with Michael Jackson - Intro.

Hej. Obiecywałam, że będę pisała nowe opowiadanie tym razem już inne. Teraz planuję rozłożyć akcję na lata 1996-2009. Nie wiem ile odcinków mi z tego wyjdzie i czy każdy będzie tak dobry jak nie które, ale będę się bardzo starać. A o to bohaterowie, którzy pojawią się w tej historii. 

Nina Wojciechowska - 23 latka ze Skierniewic. Przeprowadziła się do Warszawy w celu studiowania na jednej z warszawskich uczelni. Studiuje hotelarstwo i marzy o byciu managerem hotelu. Aktualnie jest pokojówką w prestiżowym hotelu Mariot. Cały czas czeka na tego jedynego, którego pokocha od pierwszego wejrzenia. Wielka fanka Michaela Jacksona. 

Asia Szymańska - Najlepsza przyjaciółka Niny od liceum. Pracują razem w Marocie tyle, że Asia pracuje na kuchni, gdyż zajmuje się branżą gastronomiczną. Mieszkają razem w domu Pani Wojciechowskiej.  

Beata Wojciechowska - Mama Niny. 45 letnia biznes woman posiadająca największą agencję reklamową w Warszawie. Pomaga zorganizować HIStory World Tour. 

Adrian Nowakowski - Razem z Asią i Niną pracuje w Mariocie tyle, że na recepcji. Jest od nich o dwa lata starszy. Jest zakochany w Ninie, ale boi się jej o tym powiedzieć. Ma swój plan na to, żeby zdobyć jej serce. 

Michael Jackson - Chyba nie muszę przedstawiać. Przyjeżdża do Polski na HIStory World  Tour i ........ , a nie będę zdradzać. 

Akcja rozpoczyna się we Wrześniu 1996 roku. 



piątek, 23 sierpnia 2013

Never Let Me Go XXV - Last Episode

No i Never Let Me Go dobiegło końca. Muszę przyznać, że trochę będę tęsknić za opisywaniem przygód Sashy i Michaela, oraz ich perypetii miłosnych. Kolejne opowiadanie będzie już troszkę dłuższe i opowiadać już będzie o kimś innym. No cóż, a jedyne co zostaje mi teraz to dokończyć historię Sashy i Michaela. Miłego czytania =D


Była połowa listopada. Dokładniej 15 listopada 1992 roku. Do końca życia zapamiętam ten dzień jako jeden z najzabawniejszych dni mojego życia, a jednocześnie najpiękniejszych. Będąc w dziewiątym miesiącu ciąży wszystko wydaję się być dwa razy bardziej skomplikowane. Ja jednak nie rezygnowałam z pracy. Dla mnie ciąża nie jest chorobą i uważam, że można normalnie pracować nosząc dziecko w sobie. Poza tym to zdrowo kiedy rozwijając się słucha muzyki. Dostałam propozycję nagrania ścieżki dźwiękowej to filmu animowanego dla dzieci i użyczenia głosu jednej z głównych postaci. Zgodziłam się, nigdy wcześniej tego nie robiłam i chciałam tego spróbować. Siedzieliśmy w studiu nagrywając Fly fast, fly high. Miałam problem z wyciągnięciem wyższych dźwięków. 
- Co jest Taylor ? - zapytał Mark. 
- Młody mi za bardzo uciska na przeponę i nie dam rady - odpowiedziałam śmiejąc się. 
- Jeszcze dwa dni temu było dobrze - powiedział zdziwiony. 
- Ogólnie jest jakiś bardziej ruchliwy. - odpowiedziałam wychodząc z gabloty. 
- Nie próbuj mi rodzić w studiu. Wiesz, że nie poradzę sobie z rodzącą - powiedział patrząc na mnie poważnie. 
- Przecież jeszcze dwa dni do terminu. Nic się nie stanie. Zawsze rodzę po terminie - odpowiedziałam uspokajając go. 
- Miejmy nadzieję - powiedział producent. - Spróbujesz, jeszcze raz ?
- Tak - odpowiedziałam zdeterminowana.
Weszłam do gabloty i założyłam słuchawki. Przejrzałam jeszcze raz tekst i gestem wskazałam to, że jestem gotowa na nagranie. Ostatkiem sił dograłam najwyższe partie i po prosiłam o krzesło.
- Rodzisz ?! - zapytał przerażony manager.
- Chyba - odpowiedziałam głęboko oddychając.
- Nie, nie. Nie teraz ! Michaela nie ma, Rogera też nie. Brian w Londynie. Kto cię zawiezie ? Ja pierdzielę co robić ?! - krzyczał mój przerażony manager.
- Ogarnij się człowieku. Dopóki nie odejdą mi wody to wszystko będzie dobrze - powiedziałam - Na razie to tylko jeden skurcz. Równie dobrze to może być fałszywy alarm.
- Dzwońcie po Michaela - krzyknął producent.
- Cisza! - wydarłam się. - Ja zadzwonię.
- Wedle życzenia - powiedział Mark przynosząc mi telefon.
- Helo ? - zapytał Michael.
- Kochanie, za ile kończysz  ? - zapytałam.
- A cholera ich wie. Coś się dzieję ? - odpowiedział zatroskany.
- Wiesz, miałam jakiś skurcz. Nie wiem, ale dobrze by było gdybyś przyjechał po mnie. - powiedziałam spokojnie.
- Matko jedyna, a co ile masz te skurcze ?! - zapytał przerażony.
- Na razie miałam jeden. Spokojnie . - odpowiedziałam - A teraz drugi.
- Po ilu minutach był ten ? - zapytał szybko.
- Po trzydziestu - odpowiedziałam.
- Spokojnie. Oddychaj. Wysyłam po ciebie limuzynę. - powiedziałam zdenerwowany.
- A ty ? - zapytałam biorąc łyka wody.
- Nie dam rady być tak szybko. Za 45 minut najwcześniej. - odpowiedział zdenerwowany.
- Człowieku jesteś Michael Jackson. Ty możesz wszystko ! - krzyknęłam zła.
- No, ale akurat nie to - powiedział zdenerwowany - Nie rodzisz pierwszy raz.
- No tak, najlepiej mnie olać - odpowiedziałam zirytowana.
- Nie moja wina, że mam ważne spotkanie - powiedział.
- Nie, no spotkanie ważniejsze. Zapamiętam to sobie - odpowiedziałam.
- Ogarnij się . Jedź do domu. Zaraz tam będę - powiedział rozłączając się.
- No pięknie, mąż mnie olał. Ten też się pcha na świat. Co się jeszcze może stać ?! - zapytałam wkurzona.
- Sasha jak ja cię dawno nie widziałam - powiedziała Debbie machając mi zza szyby.
- No i po cholerę pytałam ?! - zapytałam sama siebie.
Wyszłam z gabloty udając opanowaną i uśmiechnęłam się do Debbie .
- A ty tu czego ? - zapytałam uśmiechnięta .
- Chciałam się spotkać czy coś. - odpowiedziała podając mi butelkę wina.
- Zatrute czy przeterminowane ? - zapytałam złośliwie.
- Ani takie, ani takie. - odpowiedziała udając, że moje pytanie jej nie uraziło.
-  Dziękuję - odpowiedziałam biorąc od niej butelkę. - Swoją drogą. Mogłabyś pojechać ze mną do mojego domu, skoro chcesz pogadać. - zaproponowałam.
- Dobrze. Samochód stoi przed studiem - powiedziała zadowolona.
- Chcę jeszcze żyć. - odpowiedziałam - Pojedziemy moją limuzyną.
- Jak tam chcesz - powiedziała uśmiechając się.
Wsiadłyśmy do limuzyny podstawionej przez Michaela. Pojechałyśmy do mojego domu. Dzieciaki siedziały w szkole, a Rufusem zajmowała się niania. Usiadłyśmy w salonie. Zrobiłam nam herbaty.
- To o czym chciałaś pogadać ? - zapytałam zaciekawiona.
- Chcę cię za wszystko przeprosić. Za to, że cie porwałam, za to że nakłamałam z ciążą. Zrozum mnie, ja się zakochałam w Rogerze. - odpowiedziała po chwili.
- Nie szkodzi. W końcu byłaś moją przyjaciółką. - powiedziałam.
- Byłaś dla mnie jak starsza siostra. To ja się zachowałam jak dziwka - odpowiedziała patrząc na mnie.
- Skończ. Nie chcę o tym rozmawiać - powiedziałam poważnie.
- Nie denerwuj się na mnie. Nie w tym stanie - odpowiedziała karcąc mnie.
- Za późno - powiedziałam zagryzając wargi .
- Co?! - zapytała zdezorientowana.
- Debbie to już - odpowiedziałam spanikowana.
- Nie gadaj, że rodzisz - powiedziała zdezorientowana. - Co ja mam zrobić ? - zapytała z płaczem.
- Nie rycz mi tu teraz ! - krzyknęłam - Zawieź mnie do szpitala .
- No to bierz torbę i idziemy - powiedziała pomagając mi wstać.
Dojechałyśmy do szpitala po 15 minutach. Nigdy w życiu, więcej nie pojadę z Debbie. Nie wiem kto jej dawał to prawo jazdy, ale myślałam że nie dojadę w jednym kawałku. Serio, nigdy więcej nie jeżdżę z taką wariatką. Leżałam na łóżku w klinice. Pojawił się pielęgniarz.
- Pani się nazywa ? - zapytał stojąc z kartą szpitalną.
- Sasha Taylor - odpowiedziałam głęboko oddychając.
- A nie Jackson ? - zapytał zdziwiony.
- Czy ja mówię nie wyraźnie ?! Skoro podałam Taylor, to niech pan do cholery piszę Taylor - odpowiedziałam podirytowana.
- Dobrze, proszę się uspokoić - powiedział - W którym tygodniu ciąży pani jest.
- W 39 tygodniu - odpowiedziałam kalkulując .
- Czy jest pani pewna, że rodzi ? - zapytał po chwili.
- Nie no co pan, z nudów sobie krzyczę, takie dziwne hobby - odpowiedziałam - Oczywiście że jestem pewna że rodzę. Mam już prawie 4 dzieci. Ja nie wiem, za co płacą takim gamoniom.
- O cześć Taylor, w czym problem  ?  - zapytała moja doktor prowadząca.
- Ten tutaj, nie wyedukowany przyszły położnik pyta się nie mnie czy jestem pewna że rodzę - odpowiedziałam skręcając się z bólu.
- Nie spoko spoko. On oblał jak coś - powiedziała Susie uśmiechając się - Zawieźcie ją do sali 115
- Wedle życzenia - powiedział pielęgniarz zawożąc mnie pod wskazany adres.
Kiedy już leżałam na sali wbiegł do niej Michael. Pocałował mnie i uśmiechnął się. Muszę przyznać, że naprawdę był dzielny znosząc moje krzyki przez godzinę. Wszystko jednak wynagradza fakt, że kiedy już podadzą ci tą małą kruszynkę to czujesz się najszczęśliwszą osobą na świecie. Michael wziął dziecko na ręce.
- On jest taki piękny - powiedział ostrożnie trzymając dziecko na rękach.
- Bo jest twoim synem - odpowiedziałam uśmiechając się.
- Sasha, ja chcę jeszcze raz - powiedział patrząc na mnie.
- O nie, nie, nie . Nie namówię się na 5 dziecko. Ile można ?! - odpowiedziałam zirytowana.
- Kochanie, jeden to za mało - powiedział patrząc na mnie.
- Mamy już czwórkę dzieci. Wychowajmy na razie tę gromadkę. - odpowiedziałam biorąc Freddiego na swoje ręce.
- Masz rację - powiedział przytulając mnie. - Kocham cię skarbie.
- Michael jesteś dla mnie kimś najważniejszym w życiu. - odpowiedziałam.
Michael pocałował mnie namiętnie po czym uśmiechnął się do mnie. Widziałam jaki jest szczęśliwy z powodu narodzin syna. Do końca dnia przyjmowaliśmy gratulacje i kwiaty z powodu narodzin dziecka. Ta radość jaka przepełniała mojego męża udzielała się wszystkim obecnym. Mama Mike'a pogratulowała nam przez telefon narodzin i stwierdziła że musimy pokazać jej wnuka jak tylko wyjdę ze szpitala. Byłam po prostu najszczęśliwszą osobą pod słońcem.
***************************************
No, a co działo się potem ? Byłam przy Michaelu do jego ostatnich dni. Mimo, że raz między nami było lepiej, a raz gorzej nigdy nie myśleliśmy o rozwodzie. Kochaliśmy się naprawdę ponad życie. 6 lat po urodzeniu Freddiego zdecydowałam się jeszcze na dziecko. Dlatego też w kwietniu urodziła się Paris Katherine. Potem nie mieliśmy już dzieci, ale Michael traktował Felixa, Rory i Rufusa jak swoje dzieci, a one jego ja "tatę". Byliśmy kochającą się rodziną. Rodzice i rodzeństwo Michaela szybko mnie zaakceptowali. Ja stawałam w obronie jego, on w mojej. Był kimś innym niż Roger, był wspaniałym człowiekiem i dopiero po latach zrozumiałam, że to on był miłością mojego życia. Taką, jaka trafia się raz na całe życie.









sobota, 17 sierpnia 2013

Never Let Me Go XXIV

Niestety, zbliżamy się do końca wakacji ;c Jeżeli się uda, nowe opowiadanko zacznę jeszcze przed nim. Mam taką nadzieję. Zapraszam do czytania. A no i jeszcze jedno. W zakładce na górze są dostępne wszystkie części Never Let Me Go. Jeżeli komuś nie chce się szukać tych pierwszych odcinków to wystarczy tam wejść i są wszystkie w jednym miejscu :) 


Sierpień zapowiadał się dobrze. Dałam parę świetnych występów z The Cross, za co chwalili mnie krytycy muzyczni. Stwierdzili, że wracam do korzeni, w sumie to Roger mnie wypromował razem z resztą zespołu Queen. To im zawdzięczam sukces. Michael grał koncerty, a ja w Montreux urządzałam pokoik dla maluszka. Musiałam go umeblować, więc o pomoc poprosiłam Briana. Ktoś musiał pomóc mi przydźwigać zakupy. Kiedy wybieraliśmy łóżeczko i inne akcesoria, paparazzi rzucili się na nas jak hieny. Zaczęli robić nam zdjęcia. Następnego dnia w Daily Mirror ukazał się nagłówek Sasha i Brian - stara miłość nie rdzewieje. Wściekłam się jak cholera. Kiedy akurat czytałam artykuł na temat mojego rzekomego romansu zadzwonił Michael.
- Stara miłość nie rdzewieje ?!  Chcesz mi o czymś powiedzieć ?! - zapytał wściekły.
- Posłuchaj. To nie jest rozmowa na telefon - odpowiedziałam próbując go uspokoić.
- Czyli jednak masz romans z Brianem tak ? - zapytał jeszcze bardziej sfrustrowany.
- Nie mam żadnego romansu z Brianem. - odpowiedziałam dobitnie.
- Dobrze. Będę u ciebie za trzy godziny i wszystko mi wyjaśnisz - powiedział rozłączając się.
Wściekłam się do tego stopnia, że dostałam skurczy. Felix zadzwonił po Rogera, który akurat pracował w studiu w Montreux. Wszedł do domu i spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Co ci jest ? - zapytał podchodząc do mnie.
- Nie wiem. Dostałam jakiś skurczy - odpowiedziałam skręcając się z bólu.
- Musisz jechać do szpitala. Chodź zawiozę cię - powiedział pomagając mi wstać.
- Nic mi nie będzie - odpowiedziałam.
- Siedź cicho. Wizyta tam ci nie zaszkodzi - powiedział "pakując" mnie do samochodu.
Zawiózł mnie na izbę przyjęć. Po serii badań jakie zostały przeprowadzone dostałam leki na podtrzymanie ciąży. Mogłam wrócić do domu, ale miałam leżeć przez dwa tygodnie. Akurat kiedy Roger pomógł mi wejść do domu, na kanapie siedział wściekły Michael.
- Ooo, widzę że raz Brian, raz Roger. To z kim się jeszcze prowadzasz ? - zapytał złośliwie.
- Hmm, pomyślmy. Z nikim - odpowiedziałam kładąc się na kanapie.
- To co oznacza ten nagłówek w Daily Mirror ? - zapytał wściekły.
- Ja i Brian mieliśmy romans parę lat wcześniej. - odpowiedziałam speszona.
- Co ?! - zapytali razem.
- To było w 1988 roku. Brian rozwiódł się z Chrissy, moje małżeństwo też się sypało. Wtedy jakoś zaczęliśmy romansować. Ale to było krótkotrwałe. Pół roku później pojawiła się Anita i ty - odpowiedziałam patrząc na Michaela.
- Dalej coś do niego czujesz ? - zapytał Mike.
- Mikey, nie. Ja go kocham jak przyjaciela. Jest dla mnie kimś bardzo ważnym, bo zawsze potrafi mi pomóc. - odpowiedziałam uśmiechając się.
- No dobra. Przyznam się. Debbie dowiedziała się o tym od Anity i puściła to do prasy. Ona wiedziała jak się ustawiliście z tymi zakupami i nasłała tam fotografów - powiedział patrząc na mnie.
- Rog, to nie twoja wina. Anita jest chorobliwie o niego zazdrosna. Na szczęście małemu już nic nie jest - odpowiedziałam poprawiając poduszkę pod głową.
- A to coś mu było ? - zapytał zaskoczony Michael.
- Dostałam jakiś skurczy przez ten stres - odpowiedziałam.
- Ale już jest dobrze ? - zapytał łapiąc mnie za dłoń.
- Tak. mam tylko leżeć przez dwa tygodnie - odpowiedziałam gładząc jego policzek.
- Kochanie, dlatego chciałem cię właśnie ze sobą zabrać - powiedział Mike.
- Nie ma potrzeby. Umiem się sobą zająć - odpowiedziałam cmokając go.
- Tata - krzyknął Felix rzucając się Michaelowi na szyję. Roger spojrzał na mnie zdziwiony.
- Felix, to nie ja jestem twoim ojcem tylko Roger. Rozmawialiśmy o tym - odpowiedział Michael.
- No tak. Cześć tato - powiedział Felix przytulając się do Rogera.
- Co tak oschle synu ? - zapytał Rog.
- Bo w końcu mam okazję ci wygarnąć. - odpowiedział - Mam ci za złe to jak potraktowałeś mamę. Zostawiłeś ją ze mną i pół tora rocznym dzieckiem. Normalny ojciec by się tak nie zachował.
- Synu - powiedziałam patrząc na niego.
- Masz racje - odpowiedział Roger kierując się w stronę drzwi.
- Roger poczekaj - powiedziałam zatrzymując go.
- Powinnaś leżeć - przypomniał mi.
- Posłuchaj. On tego nie powiedział, bo cię nie kocha. On po prostu powiedział to, jak to odebrał. Nie wiedział o tym co oboje czujemy. - powiedziałam patrząc na niego.
- Ma rację, normalny ojciec by się tak nie zachował. Ja nie jestem normalnym ojcem. - odpowiedział zakładając kurtkę.
- Proszę cię. Nie wychodź. Porozmawiam z nim - powiedziałam próbując go zatrzymać.
- Sasha. Michael jest taki, jaki ja zawsze chciałem być. Uważam, że on będzie lepszym ojcem dla moich dzieci - odpowiedział - Nie chciałem żeby tak wyszło - dodał po chwili.
- Nie zapominaj, że to ty je ze mną masz i zawsze będziesz dla nich tatą. Nie pamiętasz jak chciałeś Felixa, jak staraliśmy się o Rory ? Oboje ich chcieliśmy, tak jak Rufusa mimo, że wyszło jak wyszło - powiedziałam uśmiechając się.
- Masz rację. Wiesz, do tej pory nikt nie sprawił mi takiej przyjemności - odpowiedział odwzajemniając mój uśmiech.
- Roger chcę z tobą pogadać - powiedział Michael stając obok mnie.
- Nie ma sprawy. - odpowiedział.
- To może chodź na spacer - zaproponował Mike - A ty pójdziesz się położyć - dodał patrząc na mnie.
- Dobra już idę - odpowiedziałam wracając na kanapę.
- Mamo przepraszam - powiedział Felix siadając obok mnie.
- Kochanie, powiedziałeś to co myślisz - odpowiedziałam głaskając go po włosach.
- Wiesz, widziałem jak wtedy cierpiałaś mamo. Nie mogłem ci pomóc to zrobiłem chociaż to - powiedział smutny.
- Synku. Tata jest na tyle inteligentnym człowiekiem, że to zrozumie. A ty już niczym się nie przejmuj. - odpowiedziałam cmokając go w czoło - Jeżeli chcesz to możesz mi pomóc wybrać zabawki dla brata.
- Wolałbym siostrę - powiedział patrząc na mnie.
- Synu, ja też wolałabym córkę. Dlatego liczę, że się pomylili i jednak będzie dziewczynka - odpowiedziałam śmiejąc się.
- Oby tak - powiedział uradowany.
- Skończmy to wróżenie. Teraz mam dla ciebie misję - odpowiedziałam.
- Jaką ? - zapytał zaciekawiony.
- W garażu, wujek Brian zostawił to co kupiliśmy do pokoju dla dziecka. Pójdziesz do ochroniarzy i karzesz im to wnieść na górę. - wyjaśniłam - Ok ?
- Dobrze mamusiu - powiedział biegnąc na dół.
Zostałam sama, nareszcie. Miałam ochotę się zdrzemnąć więc poszłam na górę to uczynić. Kiedy się obudziłam poszłam zobaczyć czy Felix wykonał swoje zadanie. Kiedy weszłam do pokoju Felix, Rory, Michael i Roger zajmowali się meblowaniem pokoju dla Freddiego. Nie mogłam w to uwierzyć. To dziwne uczucie kiedy twój ex-mąż i mąż urządzają pokój dla twojego dziecka. Uśmiechnęłam się.
- Co wam się stało ? - zapytałam zdziwiona.
- Stwierdziłem, że nie warto drzeć kotów z Michaelem. On wychowuje Rufusa, a ja mu pomogę chociaż w tym - odpowiedział uśmiechając się.
- Miałaś leżeć - przypomniał Michael.
- Ile można ?! Mnie już wszystko boli - powiedziałam siadając obok niego.
- I tak cię kocham - odpowiedział przytulając mnie.
- Ja ciebie też - powiedziałam całując go czule.
Nie wiem co spowodowało to, że Roger i Michael nagle się pogodzili. bardzo pozytywnie mnie to zaskoczyło, a jednocześnie zaintrygowało. Na szczęście kiedy posiada się sześcioletnie dziecko w domu można się wszystkiego dowiedzieć. Okazało się, że po długiej rozmowie między dwoma osobnikami płci męskiej wszystko zostało wyjaśnione. Roger wyjaśnił Michaelowi jak naprawdę między nami było i że już nigdy nie będzie zabiegał o moje względy. Byłam zadowolona z takiego przebiegu rozmowy. Wieczorem Michael zaproponował Rogerowi wino. W życiu nie widziałam tak upitego Michaela. Zachowywał się jak dziecko i cały czas się śmiał. Sama się z niego śmiałam. Muszę przyznać, że mimo tego artykułu w Daily Mirror oni poprawili mój humor.





niedziela, 11 sierpnia 2013

Never Let Me Go XXIII

Hej. Ostatnio założyłam pingera. Taki miniblog na pisanie opowiadań. Jeżeli ktoś ma ochotę to zapraszam - A New Life Is Born . 


Długo ze swoim mężem to się nie nabyłam. Dwa dni po ślubie Michael zaczynał Dangerous World Tour i musiał wyjechać do Monachium. Zostałam sama z prawie czwórką dzieci. Jednak nie zachowywał się tak jak Roger, był inny. Dzwonił do mnie codziennie i pytał jak się czuję i czy wszystko jest w porządku. Jakoś dawałam sobie radę. Po koncertach na Wembley, Mike miał 4 dni przerwy do kolejnego koncertu w Cardiff. Przyleciałam do Londynu, wprowadziliśmy się do mojego domu w Surrey, nie daleko Briana i Rogera. Wtuleni w siebie siedzieliśmy na kanapie. 
- Kochanie, na pewno dobrze się czujesz ? - zapytał gładząc dłonią mój brzuszek. 
- Tak, w końcu to moje czwarte dziecko. Wyczułabym gdyby coś się działo - odpowiedziałam uśmiechając się.
- Ciekawe czy to chłopiec czy dziewczynka - powiedział patrząc na mnie. 
- Frederick Michael - odpowiedziałam uśmiechając się jeszcze bardziej. 
- Czyli będzie syn ?! - zapytał zaskoczony. 
- Tak, syn - odpowiedziałam entuzjastycznie. 
- Nie wiesz jak się cieszę - powiedział zachwycony. Zachowywał się jak dwunastolatek na koncercie The Beatles. 
- Moje marzenie o posiadaniu córki legło w gruzach - powiedziałam zasmucona.
- Jak nie to, to następne - odpowiedział wymownie mrugając rzęsami. 
- O nie. I tak już teraz wyglądam jak jakiś przerośnięty hipopotam, nie dam ci się na drugie namówić. - powiedziałam od razu. 
- Dasz, dasz. Rogerowi się dałaś namówić to i mi się dasz - odpowiedział rozpinając guzik u mojej koszuli. 
- Pfff, żebyś się nie zdziwił - powiedziałam urażona. 
- Kochanie, przecież żartuję. Jesteś piękną, seksowną kobietą - odpowiedział obejmując mnie. 
- Teraz to sobie możesz - powiedziałam wstając. 
- A ty gdzie ? - zapytał zaciekawiony. 
- Idę się poskarżyć Brianowi, że mnie już nie kochasz - odpowiedziałam zakładając kurtkę. 
- No przestań. - powiedział podchodząc do mnie. Pocałował mnie czule. 
- No masz szczęście - odpowiedziałam przytulając się do niego. 
- Więc jak czuje się mój Freddie ? - zapytał Michael siadając na kanapie i biorąc mnie na kolana. 
- Dobrze, już daje o sobie znać - odpowiedziałam przykładając jego dłoń do mojego brzuszka. - Czujesz ?
- Faktycznie - powiedział uśmiechając się. - Mój mały synek. 
- Nasz mały synek, a właściwie to mój. To ja go urodzę - odpowiedziałam patrząc na niego. 
- Nie zapominaj dzięki komu go masz - powiedział przedrzeźniając mnie. 
- Faktycznie, raz ci się coś udało - odpowiedziałam śmiejąc się.
- Coś ty powiedziała ?! - zapytał urażony. 
- No kochanie, taka prawda - odpowiedziałam. 
- Teraz się policzymy - powiedział łaskocząc mnie 
- Przestań - pisnęłam.
- A żałujesz tego co powiedziałaś ? - zapytał patrząc w moje oczy. 
- Tak, ale już przestań - odpowiedziałam przyciągając go do siebie za szyję. 
- Dobrze kotku - powiedział całując mnie namiętnie. Zadzwonił dzwonek do drzwi. 
- Otworzę - powiedziałam wstając. 
Podeszłam do drzwi. Otworzyłam je, za nimi stał Roger i Spike Edney, klawiszowiec The Cross. 
- Dzień dobry, nie przeszkadzamy ? - zapytał Roger uśmiechając się. 
- Nie, coś ty. Chodźcie - odpowiedziałam zapraszając ich do środka. 
- Widzę, że mały rośnie - zauważył Spike uśmiechając się. 
- Jak na drożdżach - odpowiedziałam odwzajemniając jego uśmiech - Siadajcie, zaraz przyniosę coś do jedzenia. 
- Przestań, nie rób sobie kłopotu - powiedział Roger. 
- Jestem w ciąży, myślę o jedzeniu 24 na dobę  - odpowiedziałam śmiejąc się.
- Nie wyglądasz - skomplementował Rog. 
- Dzięki - odpowiedziałam uśmiechając się. 
Poszłam do kuchni, po jakieś ciastka i coś do picia. Michael również przysiadł się do nas. 
- Więc w jakiej sprawie przychodzisz ? - zapytałam zaciekawiona. 
- Słuchaj, potrzebujemy chórzystki. Mamy teraz parę występów telewizyjnych i byś się przydała - odpowiedział Spike. 
- Pewnie. I tak siedzę na dupie w Montreux i nic nie robię, więc mogę wam pomóc - powiedziałam od razu. 
- Nie. Jesteś w szóstym miesiącu ciąży i powinnaś odpoczywać - odpowiedział Michael. 
- Wiem co robię. - powiedziałam patrząc na niego. 
- Chyba właśnie nie do końca - odpowiedział wstając. 
- To kiedy ? - zapytałam po chwili .
- Od 3 sierpnia do 15 sierpnia. Tylko 11 dni - odpowiedział Roger pokazując mi program występów. 
- Dobra, nie ma sprawy. - powiedziałam uśmiechając się. 
- Jak mały ? - zapytał Roger chowając dokumenty. 
- Dobrze. Czuję się dobrze i umieram z nudów w domu - odpowiedziałam biorąc łyk wody. 
- Michael jest nad opiekuńczy ? - zapytał Spike zdziwiony.
- Tak jak widzisz. Pokłócę się z nim dzisiaj, zobaczysz - odpowiedziałam po chwili wzdychając. 
- Jeżeli ma to być taki problem, to nie musisz tego robić - powiedział Roger.
- Przestań. Dam sobie radę - odpowiedziałam poważnie.
- My już nie będziemy przeszkadzać. Do zobaczenia jutro - powiedział Spike wstając. 
Odprowadziłam chłopaków do drzwi i wróciłam do salonu. Zaczęłam przeglądać teksty, których miałam się nauczyć. Michael nie odezwał się do mnie do wieczora. Wykąpałam się wieczorem i weszłam do sypialni. 
- Nie nocujesz u Rogera ? - zapytał złośliwie. 
- Nie, chyba to tutaj jest mój dom - odpowiedziałam od razu. 
- Cholera cię wie. Zgodziłaś się na występowanie z The Cross to i może do niego wrócisz - powiedział biorąc do ręki książkę.
- Jesteś po prostu chorobliwie o mnie zazdrosny. Roger i ja to już przeszłość. A to, że mnie o to po prosił to bardzo miłe z jego strony - odpowiedziałam poważnie . 
- Czy ty tego nie widzisz ? - zapytał zdziwiony. 
- Czego ? - odpowiedziałam zdziwiona.
- On próbuje nas poróżnić. Ślub, teraz te koncerty. On chce cię ode mnie odizolować  - powiedział Michael patrząc na mnie. 
- Oj uspokój się zazdrośniku. Obściskujesz się z fankami na scenie i myślisz, że nie jestem zazdrosna ?! Chyba zapomniałeś, że noszę twoje dziecko - wybuchnęłam. 
- Przecież, to część mojej kariery. - powiedział. 
- Nie, ty masz śpiewać i tańczyć, a nie podrywać jakieś laski - odpowiedziałam. 
- Przestań Sasha. Przecież wiesz, że cię kocham - powiedział przytulając mnie. 
- Nie dotykaj mnie - warknęłam . 
- Ty chyba sama nie wiesz czego chcesz - stwierdził. 
- Cholera, to ty się nie możesz zdecydować. Nie moja wina, że Roger mnie o to poprosił. Bądź co bądź to jest mój mąż, były ale jednak mąż. - odpowiedziałam patrząc na niego. 
- Ja już się nie liczę, tak ? - zapytał.
- Liczysz. Michael liczysz, ale ja też chce mieć swoje zdanie w naszym związku. Nie zabraniaj mi występowania z Rogerem i nie bądź o niego zazdrosny. - odpowiedziałam kładąc głowę na jego klatce piersiowej. 
- Już. Nie gniewam się - powiedział uśmiechając się. 
- Kocham cię, zazdrośniku. - odpowiedziałam zamykając oczy. 
- Ja ciebie też hipopotamico - powiedział śmiejąc się. 
- Idiota - warknęłam dźgając go w żebra. 
Pogłaskał mnie po włosach. Zasnęłam wtulona w niego. W sumie to może miał i rację w tym, że Roger próbuje nas poróżnić. Ale nie chciałam w to wierzyć, Rog taki nie jest. Poza tym to Spike mi to zaproponował, a to już coś znaczy. On nie dał by się wkręcić w coś takiego. Chciałam po prostu jeszcze trochę po występować za nim zrobię się tak gruba, że będę się turlać zamiast iść. 


Skład The Cross. 






środa, 7 sierpnia 2013

Never Let Me Go XXII

Przede mną najtrudniejsze zadanie, opisać ceremonię ślubną Sashy i Michaela. Robiłam to tylko raz, więc nie gwarantuję, że mi się uda. Waszą krytykę postaram się znieść z godnością, bo nie opisywałam ceremonii ślubnych. Tak więc, przejdźmy już do odcinka :)


Nadszedł ten dzień, dzień w którym miałam oficjalnie zostać żoną Michaela. Mimo, że miał to być mój drugi ślub to strasznie się denerwowałam.  Ja i Michael byliśmy oddzielnie, ja w domu on w hotelu. Owszem, byłam przesądna i wierzyłam w to, że widok panny młodej w sukni przez przyszłego męża przynosi pecha. W moim domu była Natalie, Anita i Mary. Próbowały wmusić we mnie śniadanie. 
- Jedz to. Jesteś w czwartym miesiącu ciąży no. - powiedziała Natalie.
- Kiedy nie mogę. - odpowiedziałam poważnie. 
- Żryj te kanapki - powiedziała Mary. 
- No dobra, ale już nie krzyczcie - odpowiedziałam uśmiechając się. 
Z przymusu zjadłam kanapki zrobione przez Mary i poszłam wziąć prysznic. Po dokładnym odświeżeniu się weszłam do mojej sypialni. Siadłam przed lustrem i dziewczyny się mną "zajęły". W około dwie godziny byłam już umalowana, a moje włosy zostały upięte w koczka z pasmem włosów pozostawionym na mojej twarzy. Natalie wyjęła z szafy suknię. Była do samej ziemi. Gorset wysadzany był kryształkami, a dół był rozłożysty. Była bardzo podobna do mojej pierwszej sukni ślubnej. Strasznie podobał mi się ten fason. Założyłam ją i stanęłam przed lustrem. 
- Mam jakieś deja-vu - powiedziałam po chwili. 
- Przestań, tym razem będzie lepiej - odpowiedziała Anita.
- Mam nadzieję - powiedziałam uśmiechając się. 
Wyszykowana razem z moimi druhnami wsiadłam do samochodu. Ślub miał odbyć się w urzędzie, dlatego że Michael odszedł od wiary, a ja byłam protestantką. Wszyscy goście czekali już w urzędzie łącznie z Michaelem i moimi dzieciakami. Weszłam do sali w otoczeniu moich druhen i świadka, stanęłam przed Michaelem. Uśmiechnął się do mnie słodko. 
- Zgromadziliśmy się tutaj na uroczystości zaślubin Michaela i Sashy. Jeżeli ktoś ma coś przeciwko temu małżeństwu, niech przemówi teraz, albo zamilknie na wieki - powiedział urzędnik. 
- Ja mam - powiedział Roger wstając.
- Roger - warknęłam patrząc na niego. 
- A więc, w czym problem ? - zapytał urzędnik.
- Z tego co się orientuję to Michael wcale nie kocha Sashy - odpowiedział.
- Słucham ? - zapytałam zaskoczona.
- Otóż wczoraj, widziałem go w restauracji z Brooke Shields na romantycznej kolacji - odpowiedział pokazując mi zdjęcie. 
- Co to jest ? - zapytałam wściekła. 
- Nie denerwuj się kotku, nie w tym stanie - odpowiedział uspakajając mnie. 
- Ja ci zaraz dam kotku. Pytam się co to jest ?! - zapytałam jeszcze bardziej wściekła.
- To było nic nie znaczące spotkanie - odpowiedział próbując załagodzić sytuację. 
- Ta jasne - powiedział Rog. 
- Powiedział co wiedział - warknął Michael. 
- O nie, ja w takich okolicznościach nie będę brała ślubu - odpowiedziałam opanowując emocje. 
- Nie całowałem się z nią, nie wyznałem jej miłości ani nic z tych rzeczy. Spotkałem się z nią, bo chciała mi oddać pierścionek - powiedział po chwili. 
- Jaki pierścionek ?! - warknęłam. 
- Kupiłem jej go, z okazji pierwszej randki - odpowiedział. 
- Dobra, niech ci będzie. Nie przedłużajmy, bo nie mogę się męczyć - powiedziałam po chwili. 
- No to skoro już sobie to wyjaśniliśmy to przejdźmy dalej - odpowiedział urzędnik uśmiechając się. 
- Tak, tak. Dalej - powiedziałam uśmiechając się. 
Urzędnik kazał nam powtórzyć tekst przysięgi małżeńskiej. 
- Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuje w związek małżeński z Sashą i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe - powtórzył Michael patrząc mi w oczy.
- Świadoma praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuje w związek małżeński z Michaelem i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe - powtórzyłam po Michaelu również nie spuszczając wzroku z jego oczu. 
Założyliśmy obrączki i przypieczętowaliśmy małżeństwo pocałunkiem. Muszę przyznać, że zaliczam go do najpiękniejszych pocałunków mojego życia. Wszyscy nagrodzili nas owacjami na stojąco. Michael wziął mnie na ręce. Oparłam się głową o jego ramię i zamknęłam oczy. Pojechaliśmy na zamówiony obiad. Michael wziął kieliszek z szampanem. 
- Nie mówiłem o tym wszystkim, bo było by za dużo do obdzwonienia, ale skoro już mam tutaj wszystkich to się pochwalę. - zaczął przemowę - Zostanę ojcem - dokończył z uśmiechem. 
- No, no brat. W końcu zrobiłeś coś co ma ręce i nogi - wypalił Randy. 
- Synu, jak ty się zachowujesz - skarciła go Katherine hamując śmiech. 
- Przepraszam - odpowiedział uśmiechając się do mnie. 
Po obiedzie Michael poszedł porozmawiać z Elizabeth Taylor, którą zaprosił. Ja podeszłam do Rogera, musiałam mu wygarnąć za dzisiaj. 
- Napiłeś się za dużo ? Gdzie mi kurwa na ślubie wiochę robisz ?! - zapytałam strzelając go w tył głowy. 
- No przepraszam - odpowiedział speszony. 
- No ja mam nadzieję że ty przepraszasz - powiedziałam dźgając go w żebro. 
- To prawda, że będziesz miała dziecko ? - zapytał zaciekawiony. 
- Tak. - odpowiedziałam od razu
- Szczęściarz z niego. Ma w końcu ciebie - powiedział całując mnie w dłoń.
- Skończcie już - odpowiedział Brian śmiejąc się. 
- Już, skończyłam  - powiedziałam śmiejąc się. 
- Kochanie, ktoś chciałby z tobą porozmawiać - powiedział Michael podchodząc do mnie. 
- Już idę - odpowiedziałam uśmiechając się. 
Całe po południe przegadałam z rodziną Michaela na której wywołałam duże wrażenie. Katherine cały czas prawiła mi komplementy podobnie jak bracia Michaela, tylko że oni bardziej mnie podrywali. Poznałam również Liz Taylor. To zbieg okoliczności, że akurat posiadamy to samo nazwisko. Była naprawdę sympatyczną kobietą i można z nią było szczerze porozmawiać. A jak wyglądała nasza noc poślubna ? Normalnie, jak każdej normalnej pary. Nie muszę chyba tłumaczyć co robiliśmy i jak było, ale było nieziemsko. W końcu znowu byłam mężatką i przeczuwałam, że już teraz na zawsze. 

Tak mniej więcej wyglądała suknia Sashy.






Ps. Jak ktoś ma ochotę to niech polajkuje Keep Calm And Love Queen . Z góry będę wdzięczna :)

niedziela, 4 sierpnia 2013

Never Let Me Go XXI

Wakacje mijają tak szybko, że nie mam na nic czasu. Dzisiaj kolejna część. Liczę na to, że skończę nie długo opowiadanie i będę miała chwilę na odpoczynek. Nie wiem jeszcze czy zacznę kolejne, bo nie mam pomysłu jakie. Chociaż, może jeden taki mam.... No cóż, miłego czytania. ;3


Do mojego ślubu zostały tylko trzy dni. Chodziłam cała nabuzowana. Mimo, że był to mój drugi ślub i tak się denerwowałam. Michael był w Stanach, załatwiał jakieś swoje sprawy i przy okazji miał jutro przylecieć z rodziną. Ja siedziałam w Montreux i wszystko nadzorowałam. Moja suknia została już uszyta i wisiała w szafie. Siedziałam w salonie układając menu na obiad weselny. Zadzwonił mój telefon. 
- Helo ? - zapytałam po odebraniu.
- Sasha, mógłbym do ciebie wpaść ? - zapytał znajomy, męski głos.
- Pewnie, tylko najlepiej przed obiadem. Tak to się jeszcze załapiesz - odpowiedziałam zadowolona.
- Akurat jestem w Montreux, więc będę u ciebie za jakieś 15 minut - powiedział uśmiechając się.
- W takim razie czekam - odpowiedziałam odkładając słuchawkę. 
Uśmiechnęłam się i szybko przygotowałam coś do jedzenia. Brian to w końcu mój najlepszy przyjaciel i cieszyłam się, że chcę się mną spotkać. Miałam do niego też ważną sprawę, ale sama raczej nie miałabym odwagi zadzwonić. Po 15 minutach zadzwonił dzwonek do drzwi. Pobiegłam żeby je otworzyć.
- Hej, jak ja cię dawno nie widziałem - powiedział podając mi kwiaty. 
- Tęskniłam - odpowiedziałam przytulając go. 
- No już nie przesadzaj. Będzie zazdrosny - powiedział uśmiechając się.
- Mike ? Jest w Stanach. Będzie jutro -  odpowiedziałam wkładając kwiaty do wazonu. 
- Hmm, no to mamy dla siebie jeszcze jakieś 24 godziny - powiedział siadając ze mną na kanapie.
- Czy ty coś sugerujesz ? - zapytałam zdziwiona.
- Oczywiście że tak. Szczerą rozmowę - odpowiedział śmiejąc się.
- Boooże, nic się nie zmieniłeś - powiedziałam odwzajemniając jego uśmiech. 
- Za to ty wypiękniałaś w ciąży - powiedział dotykając mojego lekko zaokrąglonego brzuszka. - Widzę że rośnie. 
- Tak. Lekarze mówią, że będzie syn - odpowiedziałam pokazując mu USG. 
- No to chyba dobrze. - powiedział oglądając zdjęcia.
- Wolałam dziewczynkę - odpowiedziałam smutniejąc.
- Ciesz się, tym co masz. Zawsze mogłabyś mieć bliźniaki - powiedział chichocząc po cichu. 
- Zamknij się - odpowiedziałam ciskając w niego poduszką. 
- A więc tak pogrywasz ? - zapytał Brian dźgając mnie w żebra.
- Przestań, uszkodzisz Freddiego - odpowiedziałam śmiejąc się. 
- Wybrałaś mu imię ? - zapytał zaskoczony. 
- Frederick Michael - odpowiedziałam uśmiechając się. 
- Świetnie do siebie pasują - powiedział odwzajemniając mój uśmiech. - Powiedziałaś mu ?
- Nie, poczekam z tym do nocy poślubnej. Wiesz, sam taką miałeś to mnie rozumiesz - odpowiedziałam mrugając rzęsami. 
- Hahahahaha, to samo poczucie humoru co wtedy . Masz szczęście dziewczyno - powiedział smutniejąc. 
- Co jest ? - zapytałam kładąc dłoń na jego ramieniu. 
- Od kiedy Freddiego już nie ma odczuwam samotność. Zmarł mój tata, odeszła ode mnie Chrissy i jeszcze śmierć Freda. Ja już nie mam po co żyć - odpowiedział chowając twarz w dłonie.
- Masz Brian, masz. Masz trójkę wspaniałych dzieci i Anitę - powiedziałam podnosząc jego twarz.
- Anita odeszła - odpowiedział głęboko wzdychając. 
- Brian tak mi przykro - powiedziałam przytulając go. 
- Słuchaj ja naprawdę nie widzę sensu mojego życia - odpowiedział patrząc na mnie. 
- Dzieci, pomyśl o nich, pomyśl o mnie - powiedziałam patrząc mu w oczy. 
- Dzieciaki są z nią. Nie widziałem ich już rok. Ty masz już Michaela. Ja nie mam nikogo. - odpowiedział odwracając się w przeciwną stronę.
- Jesteś dla mnie kimś bardzo ważnym. Pamiętasz co było między nami pięć lat temu. - powiedziałam uśmiechając się do niego słodko. 
- Mało brakowało, a teraz byłabyś moją żoną. - odpowiedział zamyślony. 
- Rzeczywiście, naprawdę mało. Ale z perspektywy czasu zostaliśmy jeszcze lepszymi przyjaciółmi - powiedziałam poprawiając swoją grzywkę. 
- Masz rację. - odpowiedział patrząc mi w oczy - Jesteś taka piękna .
- Brain, ty przystojniaku - powiedziałam odgarniając kosmyk loków z jego twarzy. 
- Chciałbym, żebyś teraz ze mną była w Surrey. Wiesz, chyba jako jedyna kobieta jesteś w stanie mnie zrozumieć. - odpowiedział nie spuszczając wzroku ze mnie.
- Brian, kotku. Wiesz, że mam Michaela i go kocham. - powiedziałam patrząc na niego - Co nie zmienia faktu, że dla ciebie zawsze będę miała czas. 
- Dla mnie zawsze będziesz najważniejsza - odpowiedział przytulając mnie. 
- Dlatego chcę cię o coś poprosić. - zaczęłam. 
- Tak ? - zapytał zaciekawiony. 
- Chcę żebyś był moim świadkiem na ślubie i został ojcem chrzestnym dziecka - odpowiedziałam uśmiechając się. 
- Zgadzam się i na to i na to. Czuję się zaszczycony - powiedział cmokając mnie w policzek.
Ucieszyłam się. Wiedziałam, że tylko jemu mogę zaufać. Póki co to tylko on i John wiedzieli o tym, że spodziewam się dziecka, i nikomu tego nie wygadali. Wzięłam telefon. 
- Kotku ? - zapytał Michael kiedy już go odebrał.
- Tęsknie za tobą - odpowiedziałam uśmiechając się. 
- Ja za tobą też słońce. Jutro poznasz moich rodziców. - powiedział .
- Nie mogę się doczekać. 
- Oni też bardzo chcą cię poznać osobiście. Zresztą Janet też. Uważa cię za inteligentną i piękną kobietę. 
- To mi schlebia. I to bardzo. 
- Myślę, że taki był tego zamysł. 
- Brian dzisiaj ze mną zostanie. Musimy pogadać . 
- Tylko nie rób niczego głupiego i uważaj na maleństwo. 
- Nie zrobię. Do zobaczenia jutro.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też. 
Odłożyłam telefon. Brian i ja zrobiliśmy kolację dla siebie i dzieciaków, które właśnie Roger przywiózł do mnie. Postanowił też z nami zjeść więc mieliśmy dużo roboty. Po kolacji Roger pojechał do hotelu, dzieciaki poszły do swoich pokoi, a ja i Brian rozmawialiśmy i to bardzo długo. Położyliśmy się spać dopiero koło trzeciej. Przy okazji dałam mu numer do kliniki w Arizonie, która pomaga ludziom cierpiącym na depresje. Musiałam mu pomóc w końcu to mój przyjaciel . 




piątek, 2 sierpnia 2013

Never Let Me Go XX

Hej, Hej ! Dawno nie pisałam, bo niestety nie miałam dostępu do laptopa. Wyświetleń jeszcze przybyło. Ostatni odcinek pobił chyba dotychczasowe rekordy popularności i komentarzy. Mam do was wielką prośbę. W komentarzach pozostawcie też propozycję imienia dla dziewczynki i chłopca. Nie potrafię wybrać imienia, więc może wy mi pomożecie. Miłej lektury :) 

Kolejne miesiące mijały, a ja i Michael cieszyliśmy się szczęściem jakie nas spotkało, a mianowicie dzieckiem, któro miało się urodzić za pięć miesięcy. Dalej mieszkałam w Montreux, bo tutaj było spokojnie i przytulnie. Siedzieliśmy we dwoje w moim domu, sami. Dzieciaki spędzały tydzień z Rogerem, więc mieliśmy czas tylko dla siebie. 
- Jak się czuje moja przyszła pani Jackson ? - zapytał Michael cmokając mnie czule. 
- Ja się czuję bardzo dobrze i maleństwo raczej też - odpowiedziałam uśmiechając się. 
- Ciekawe czy będzie syn - powiedział zamyślając się.
- Chciałbyś synka ? - zapytałam patrząc na niego.
- Oczywiście, że tak. Marzeniem każdego mężczyzny jest mieć syna. - odpowiedział patrząc na mnie. 
- A marzeniem każdej kobiety jest mieć córkę - powiedziałam poprawiając grzywkę.
- Ty już jedną masz - odpowiedział uśmiechając się. 
- No właśnie, jedną. Chcę jeszcze jedną - powiedziałam smutniejąc. 
- Masz Rory. - odpowiedział pocieszając mnie. 
- Owszem, mam dwóch synów i jedną córkę. - powiedziałam - Masz być dziewczynką - dodałam spoglądając na brzuszek. 
- Nie masz być chłopcem - powiedział Michael przedrzeźniając mnie.
- Dziewczynka.
- Chłopiec.
- Dziewczynka.
- Chłopiec.
- Przestań - odpowiedziałam w końcu zirytowana tą kłótnią. 
- Kochanie, przecież nie ważne co się urodzi. Ważne że będzie miał wspaniałych rodziców i rodzeństwo. Dzieciństwo to najpiękniejszy czas w życiu - powiedział patrząc w podłogę - Ja go nie miałem. 
- Wiem - odpowiedziałam kładąc dłoń na jego ramieniu.
- Nie chcę żeby ono miało tak jak ja - powiedział patrząc mi w oczy. 
- Nie będzie miało. Spójrz na Felixa, Rory i Rufusa. Mają normalne dzieciństwo. Będzie normalnym dzieckiem. Tylko jego rodzice nie będą małżeństwem. - odpowiedziałam zmieszana. 
- Jak to nie będą małżeństwem ?! - zapytał zaskoczony.
- Przecież nie jesteśmy po ślubie - odpowiedziałam.
- Będziemy. Chciałem właśnie o tym porozmawiać - powiedział łapiąc mnie za dłoń. - Wiem, że pochodzisz z Rosji, dlatego też myślałem, że tam chciałaś wziąć ślub. Jednak twój były mąż stwierdził, że twoim marzeniem jest wziąć ślub na plaży w lecie. 
- Chciałabym, ale jesteśmy sławni i to nie wypali. Chcę zrobić to po ciuchu i skromnie. - odpowiedziałam. - Może być nawet za tydzień. 
- Chcesz tego ? - zapytał patrząc mi prosto w oczy.
- Tak, chcę mieć w końcu normalną rodzinę - odpowiedziałam.
Michael przybliżył się do mnie i namiętnie mnie pocałował. Uśmiechnął się słodko i wziął mnie na ręce. Wyszliśmy razem na balkon i usiedliśmy na podłodze.
- To w takim razie jak, gdzie i kiedy ? - zapytał uśmiechnięty. 
- Hmm, no to może tutaj, w Montreux. Skromnie, zaprosimy tylko najważniejszych i zrobimy to za tydzień. - odpowiedziałam zastanawiając się. 
- No dobrze, to idę po telefon. Zarezerwujemy miejsce w urzędzie i zaprosimy gości. - powiedział zadowolony. 
Michael wybiegł po telefon. Wszystko umówił. Datę ślubu wyznaczyli nam na 25 czerwca 1992 roku, czyli za tydzień tak jak chcieliśmy. Wzięliśmy się za zapraszanie gości. Po około dwóch godzinach zabawy zaprosiliśmy około 50 najbliższych nam osób. Byliśmy po prostu w euforii. Tak bardzo chciałam już być jego żoną. Zaczęłam wielkie odliczanie. Zadzwoniłam do znajomej krawcowej, w sprawie sukni ślubnej. Umówiłam się na spotkanie żeby wybrać odpowiednią. Nie mogłam się doczekać tego wielkiego dnia.