piątek, 14 marca 2014

Living with Michael Jackson XX

Hej kochani. Wiem, ze długo nie pisałam, ale no niestety znowu mam bana, no niestety oceny nie zadawalają. Idę do liceum, pretenduję do tych czołówkowych, a oceny mam marne, do tego wielkie kłopoty mam z matematyką. Nie wiem kiedy będzie kolejna notka, ale zaglądajcie przynajmniej raz w tygodniu. A teraz zapraszam do czytania. 


Nasz synek miał już 3 miesiące i strasznie szybko rósł, w końcu to geny mojego mę.... narzeczonego. Tak narzeczonego, jeszcze narzeczonego, bo planowaliśmy ślub i w to całkiem niedalekiej przyszłości. Całe życie myślałam, że będę miała narzeczonego w swoim wieku, ewentualnie parę lat starszego, a tutaj taka niespodzianka. Brian, między nami jest tyle lat różnicy, nie myślałam, że kiedykolwiek się w nim zakocham, a tutaj proszę nie dość, że mamy dziecko to jeszcze będziemy brać ślub i to z błogosławieństwem moich rodziców. Nie spodziewałam się tego po Rogerze, nie był pozytywnie nastawiony do mojego związku z Brianem, jednak zaakceptował to i nawet jest bardzo, ale to bardzo za tym żebyśmy byli parą. Byłam szczęśliwa, ogromnie szczęśliwa, zawsze marzyłam o takiej rodzinie. 
- Ninusia, wstawaj, idziesz do pracy - czułe pocałunki składane przez usta Briana próbowały mnie obudzić. 
- Nie idę nigdzie, całuj mnie dalej - zamruczałam cichutko. 
- Ach taaaaak ? - uśmiechnął się. 
- Chcesz być moim mężem to mi to udowodnij - zaśmiałam sie. 
- Dobrze moja najpiękniejsza żono - namiętnie wpił się w moje usta.
Była 8 rano, co mogłam na sobie mieć, nic więcej tylko jakąś rozciągniętą koszulkę i dolną bieliznę, rozebranie mnie z tego nie należało do trudnych czynności. Brian miał niesamowite dłonie, nazywane przeze mnie "magiczne spece od Red", wystarczył najdelikatniejszy dotyk, a ja po prostu płonęłam. To właśnie teraz czułam, czułam niesamowite gorąco w miejscu do którego przyłożył swoją dłoń. W końcu zrezygnował z używania dłoni, zaczął używać swoich ust, składał pocałunku na moim ciele, namiętne, długie, jakby za każdym razem naznaczał mnie, naznaczał mnie, że to właśnie ja jestem kobietą jego życia. Zdjął jednym ruchem wszystkie części garderoby jakie na sobie miałam i we mnie wszedł, delikatnie, prawie nie wyczuwalnie. Jęknęłam cicho, mój oddech przyspieszył. Brian chwycił mnie w pasie i zaczął powoli przyśpieszać, jęczałam coraz głośniej, pewniej, nawet nie sądziłam że mam tak wysoki głos ! Zgraliśmy się w jedno, nie tylko głosowo, potrafiliśmy osiągnąć szczyt swoich możliwości w tym samym czasie. Padliśmy oboje na łóżku dysząc ciężko.
- Brrriaaaan.... - pojękiwałam jeszcze.
- Tak moja piękna ? - odgarną mi włosy z twarzy. 
- Zrób mi śniadanko... Wezmę sobie wolne... - dyszałam ciężko. 
- Masz wolne od trzech miesięcy ... - wstał i założył swoje bokserki.
- A to nie szkodzi. Urlop macierzyński jest pełno płatny - zakryłam się kocem. 
- Masz szczęście - wyszedł z błogim uśmiechem z sypialni i po chwili przyniósł mi śniadanie. 
- Ojeeeej - uśmiechnęłam się - Usmażyłeś mi naleśniki w kształcie serca ?
- Jesteś moim sercem Nina... - usiadł obok mnie. - Nakarmić cię ?
- Jeszcze pytasz - spojrzałam na niego . 
- Smacznego kochanie - ukroił kawałek i włożył mi do ust pierwszy kęs.
- Mmmm, przepyszne - zamruczałam z uśmiechem.
Zjedliśmy razem wspólne śniadanie i wskoczyliśmy pod prysznic, szybki prysznic i to pod letnią wodą, coś magicznego. Ubrani w jakieś normalne, wygodne ciuchy zeszliśmy na dół. Akurat Keith się obudził więc nakarmiłam go i ponosiłam chwilę, klepiąc go po pleckach. Położyłam go na brzuszku na dywanie na macie do zabawy i chwilę pobawiłam się z maluchem, który zaczynał już się uśmiechać, miał uśmiech Briana, przesłodki uśmiech. Kiedy już nasz synek stwierdził, że jednak zaśnie usiedliśmy z Brianem w salonie przy herbacie i ciastku. Nie wiem czemu, ale zaczęłam drażniący dla Briana temat.
- Bri... a dlaczego ty tak w ogóle rozwiodłeś się z Chrissy ? - zapytałam wpatrzona w niego.
- Nina, mówiłem ci tyle razy. Nie chcę o tym rozmawiać. - odpowiedział poważnym tonem, którego bardzo u niego nie lubiłam.
- Brian, chcę wiedzieć. Mam być twoją żoną ... - próbowałam cokolwiek od niego wyciągnąć.
- Dobrze, powiem ci - był wyraźnie zdenerwowany - Rozwiodłem się z nią, bo od dawna już jej nie kochałem, nienawidziłem jej, puszczała się za moimi plecami, ale nie mogłem się z nią rozwieść wcześniej, bo miałem wiecznie trasy i sesje nagraniowe.
- Ejj, dlaczego ty się tak denerwujesz ? - zapytałam siadając mu na kolanach. 
- Bo ty musisz do cholery wszystko wiedzieć - warknął. 
- Uspokój się. Nie chce wiedzieć więcej. - objęłam jego szyję i próbowałam go jakoś uspokoić.
- I dobrze, a teraz odejdź. Chcę się przejść - powiedział zdejmując moje ręce z jego szyi . 
- Błagam Brian - wstałam - Nie rób niczego głupiego. 
- Nie zrobię. Chcę się po prostu przejść - cmoknął mnie mocno w usta. 
- Weź telefon ze sobą. - podałam mu telefon i klucze do domu. 
- Nie martw się. Za chwilkę wrócę kochanie. - ostatni raz pocałował mnie czule i wyszedł zakładając kurtkę na swoje ramiona.
Usiadłam na kanapie, martwiłam się o niego. Doskonale wiedziałam, że idzie się przejechać po autostradzie M25, a było ślisko. Jeżeli... nie nic mu cię nie stanie... o czym ja w ogóle myśle?! Rozsiadłam się wygodnie i włączyłam radio. Musiało mi się troszkę przysnąć, bo kiedy się obudziłam usłyszałam ten o to komunikat:
- Wiadomości z ostatniej chwili. Na autostradzie M25 wydarzył się tragiczny wypadek. Kierowca czarnego Astona Martina wpadł w poślizg i zjechał na przeciwległy pas prosto pod tira. Kierowcy tira nic się nie stało, natomiast kierowca samochodu osobowego jest w krytycznym stanie. A teraz czas na ekonomie... - powiedziała spikerka w radiu. W tym samym czasie zadzwonił mój telefon.
- Halo ? - odebrałam niczego jeszcze nie świadoma.
- Witam, nazywam się Erick Twisted, dzwonię ze szpitala św. Anny. Pani Nina Taylor prawda ? - zapytał po przedstawieniu się.
- Tak, coś się stało ? - usiadłam, dalej niczego nie rozumiejąc.
- Pański mąż jest u nas w stanie krytycznym, miał wypadek. - powiedział powoli, tak żebym zrozumiała. 
- Boże... to ... on ... - nie byłam w stanie z siebie nic wydusić.
- Proszę przyjechać, przyda nam się pani. - powiedział.
Lekarz podał mi jeszcze szczegóły odnośnie dokładnego adresu. Pojechałam szybko do rodziców, zawiozłam im Keitha i nic im nie mówiąc pojechałam do szpitala. Wbiegłam na piętro na którym znajdował się Brian, właśnie trwała operacja. Poprosiłam pielęgniarkę o jakieś informacje, poszła po lekarza prowadzącego. 
- Pani Nina tak ? - zapytał wychodząc z bloku.
- Tak.... co z nim ? - ledwo składałam słowa krztusząc się od łez.
- Jego stan jest ciężki, serce nie chce pracować samodzielnie. Robimy wszystko co w naszej mocy - popatrzył na mnie z politowaniem.
- Niech mi go pan ratuje, ja biorę z nim ślub za tydzień ! - padłam na kolana. 
- Zrobię wszystko co w mojej mocy, proszę usiąść i czekać - podniósł mnie i posadził na krześle.
Wrócił na blok operacyjny. Siedziałam sama, kompletnie sama na pustym korytarzu, mój płacz odbijał się od ścian. Czekałam, czekałam na jakąkolwiek informacje, a bałam się tej najgorszej, że się nie udało, że Brian nie żyje. Oddałabym własne życie, żeby go tylko uratować. Ten człowiek, był połową mojego serca, umarłabym z tęsknoty za nim, sama bym się nawet zabiła, żeby nie cierpieć. W końcu po 4  godzinach siedzenia lekarz przywołał mnie gestem dłoni i zaprowadził na salę Briana. 
- Jeżeli przeżyje tą nocą, będzie już tylko lepiej - powiedział otwierając mi drzwi - Niech pani do niego idzie. 
- Dziękuję doktorze - szepnęłam i weszłam do sali mojego narzeczonego.
Spał, miał spokojny wyraz twarzy. Jego dłoń była zaciśnięta, miał w ręku moje zdjęcie, tak jakby wiedział, że będzie miał ten wypadek, ale przecież on by nie zrobił tego specjalnie. Delikatnie ujęłam jego dłoń, zacisnął ją delikatnie, uśmiechając się leciutko jednak dalej spał, aparat pomiarowy spokojnie pikał. Trzymałam go za dłoń, spodziewając się najgorszego, tego, że już nigdy więcej nie powie, że mnie kocha, ani nigdy więcej mnie nie pocałuje... 








3 komentarze:

  1. Ta końcówka... Prawie się popłakałam. Z jednej strony, jak Brain nie przeżyje, to będzie droga otwarta dla Michaela, ale nie chcę faceta od razu uśmiercać. No ciekawa jestem jak dalej się to potoczy. :D
    Czekam na nową notkę. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę, oby mu nic nie było. Chociaż tak jak napisała Blame it on the boogie, Michael miałby drogę otwartą. ;)
    Czekam na kolejną!

    Billie

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam, że dopiero teraz, ale ostatnio mam urwanie głowy.
    Tego się chyba nikt nie spodziewał. Szkoda mi Briana, ale z drugiej strony... może teraz Mike tu trochę zawojuje? Czekam, co będzie dalej :D

    OdpowiedzUsuń