poniedziałek, 3 marca 2014

Living with Michael Jackson XVIII

Mój poród zbliżał się wielkimi krokami. Skoro Roger już wiedział o mojej ciąży to wróciliśmy z Brianem do Londynu, wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Leżałam na kanapie w salonie Briana, czułam się koszmarnie. Brian zrobił mi herbaty i przysiadł obok mnie.
- Jak się czujesz ? - zapytał zatroskany.
- Do porodu jeszcze tydzień, a ja umieram ... - wzięłam od niego kubek z herbatą.
- Ale co ci jest ? - pogłaskał mnie.
- Czuję się jakbym była spuchnięta, chodzić nie mogę, siedzieć nie mogę . - odpowiedziałam zmęczona.
- No już... - cmoknął mnie w usta.
- Nawet mi troszkę lepiej - uśmiechnęłam się.
- Zaraz poczujesz się lepiej...  - przysunął się do mojego brzuszka - Synku mój... nie dokuczaj mamie. Albo najlepiej to już stąd wyjdź.
- Brian, nie wywołuj mi go na świat - zaśmiałam się.
- To chcesz go rodzić czy nie?! - zapytał zniecierpliwiony.
- No chce, ale się boje... - powiedziałam.
- A czego ? - zapytał zaciekawiony.
- Bólu, panicznie boję się tego bólu... - odpowiedziałam.
- Będę przy tobie.... - położył się obok i przytulił mnie.
- Chcesz to widzieć ? - zapytałam zaskoczona.
- Miałbym przegapić narodziny własnego syna? Nigdy . - odpowiedział.
- Ale to już twoje czwarte dziecko... - powiedziałam z krzywym uśmiechem.
- Ninusia, każde dziecko jest wyjątkowe. Zobacz, James to mój pierwszy syn i pierwsze dziecko zarazem. Louisa to moja pierwsza córeczka, a Emily to długo wyczekiwana córka. - cmoknął mnie - A Keith będzie moim drugim synem i to z najpiękniejszą kobietą świata.
- Brian... - zawstydziłam się, a moje policzki spłonęły rumieńcem.
- Ooo, a kto się tak słodko zarumienił ? - złapał mnie za policzki i cmoknął je.
- To chyba ja... - zamruczałam.
- No przecież nie Keith - spojrzał na mnie jak na idiotkę.
- A ja tam nie wiem co on robi - poczułam kopnięcie - Osz ty mały gadzie.
- Co?! - Brian wybuchnął śmiechem.
- Właśnie dostałam kopniaka. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Synku... - Brian przyłożył dłoń do mojego brzuszka - Nie wolno kopać mamy.
- Uważaj bo cię posłucha - powiedziałam.
- Musi, niech nie zapomina, że to pod twoim sercem jest. A twoje serce jest wyjątkowe Nina. - spojrzał w moje oczy poczym czule mnie pocałował.
- Coś ty mi dzisiaj za bardzo słodzisz.... - uśmiechnęłam się.
- Kochanie moje najdroższe .... - przesunął dłonie na moje pośladki.
- MAY NIE DAM CI SIĘ TERAZ PRZELECIEĆ - ostrzegłam go.
- Próbować zawsze można... - wstał i przesiadł się na fotel.
- Czemu mi uciekłeś ? - zapytałam patrząc na niego.
- Jak nie ma kochania to nie ma i przytulania - odpowiedział głaszcząc kota, który wskoczył mu na kolana.
- Brian, kochanie się ze mną w tym stanie grozi porodem... - przypomniałam mu.
- No rozumiem... - podrapał kociaka za uchem.
- Przepraszam kochanie... - usiadłam na kanapie.
- Oj Nina, nie marudź. - kot ułożył mu się na kolanach i zasnął.
- Nie marudzę - fuknęłam - Idę coś porobić.
- Dobrze - wziął gazetę .
Poszłam na górę do gabinetu Briana i odpaliłam internet. Wpisałam w internet 10 sposobów na wywołanie porodu i oddałam się jakże wciągającej lekturze. Znalazłam kilka ciekawych sposobów, a najbardziej zaciekawił mnie sposób z praniem dywanów. Przystąpiłam więc do działania. Nalałam do miski ciepłej wody, dodałam płynu do prania dywanów i wyniosłam tak przygotowaną miksturę na korytarz. Wzięłam szczotkę do prania dywanów i zaczęłam prać. Wydawało mi się to idiotyczne. Przyjechali moi rodzice i razem z Brianem przyglądali się temu co robie, tylko moja mama wiedziała co chce zrobić i starała soę to wytłumaczyć chłopakom w jak najbardziej delikatny i dosadny sposób. W pewnym momencie wygięłam się od skurczu, kurczowo trzymając się brzucha.
- Nina co się dzieje ? - Brian od razu do mnie podbiegł.
- Rodze.. - jęknęłam z bólu.
- O jezu... - pobiegł po moją torbę, dobiegł do mnie Roger.
- No już.... - wziął mnie na ręce i włożył do samochodu.
- A teraz Nina oddychaj głęboko i powoli - mama usiadła obok mnie i próbowała mnie uspokoić.
- Sta...ram....się... - dyszałam.
- Nina spokojnie, za 15 minut będziemy w szpitalu - Brian usiadł za kierownicą.
Po chwili naprawdę brawurowej jazdy dojechaliśmy do szpitala. Brian wszedł ze mną na izbę przyjęć i w dosyć szybki sposób zarezerwował nam salę porodową. Brian nie odstępował mnie na krok, wszedł ze mną na salę i cały czas próbował zrobić coś żebym zapomniała o bólu. Taki poród to jednocześnie niesamowite i cholernie bolesne uczucie. Leżysz na łóżku, masz bardzo bolesne skurcze, krew tryska na ściany, twój partner trzyma cię za dłoń i wspiera cię w tym bólu. Jednak wszystko wynagradza fakt, że kiedy słyszysz już płacz swojego dziecka, a chwile potem pielęgniarka podaje ci dziecko to jesteś najszczęśliwszą osobą na świecie. Tak właśnie było z Keithem.
- A oto pański syn - pielęgniarka podała mi dziecko. - 59 centymetrów i 3780 dekagramów.
- Jaki jesteś śliczny - otuliłam dziecko.
- A jaki jesteś podobny do mamusi - w głosie Briana było słychać dume.
- Ale ma twoje oczy - powiedziałam z uśmiechem.
- I twój nosek - cmoknął mnie delikatnie - Byłaś dzielna.
- Mówisz ? - zapytałam patrząc na niego.
- Bardzo. Jestem z ciebie dumny - pogłaskał mnie.
- I jak, zdrowy ? - Roger i moja mama weszli do sali.
- Zdrowy i duży - uśmiechnęłam się.
- Jaki jest do ciebie podobny - Rog usiadł obok mnie i pogłaskał Keitha po główce.
- A najważniejsze, że jest zdrowy - moja mama usiadła obok Rogera.
Spędziliśmy razem popołudnie w szpitalu. Wszyscy zajmowali się Keithem i zachwycali się nim. Byłam dumną mamą. Przy okazji wpadli jeszcze do nas John Deacon, Steven Tyler i Joe Perry, wszyscy chcieli zobaczyć mojego syna i wnuka Rogera. Zapomniałam o Michaelu, przynajmniej narazie. Teraz byłam zbyt zajęta dzieckiem i uśmiechaniem się do gości.

1 komentarz:

  1. Z tym praniem dywanu mnie rozwaliło :D :D
    Super część, dobrze, że dziecko jest zdrowe :)
    Mam nadzieję, że w następnych notkach będzie więcej Michaela :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń