środa, 29 maja 2013

Never Let Me Go X part 1

Zbliża się kolejny dłuższy weekend ( przynajmniej dla mnie ) i postanowiłam umilić wam czas i napisać odcinek troszkę wcześniej. Właściwie ten będzie dwuczęściowy, ale więcej nie zdradzę. Miłego czytania ;)

Był początek listopada. Siedziałam już na hali O2 w Londynie mając próby do pierwszego koncertu od 2 lat. Nie koncertowałam od kiedy rozstałam się z Rogerem, dlatego że obwiniałam o to właśnie trasy koncertowe. Gdybym go dopilnowała nigdy by mnie nie zdradził, ale z drugiej strony gdyby nie to, nie byłabym teraz narzeczoną Michaela. Jak to się mówi - nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Michael obiecał, że przyjedzie na koncert, ale póki co był troszkę zajęty. Moi ulubieni tancerze i ja ćwiczyliśmy kolejną choreografię. 
- Taylor widzę, że jesteś w formie. - powiedział główny choreograf. Często podczas prób mówiono do mnie po nazwisku. 
- Trenowałam, trenowałam i widzisz efekty - odpowiedziałam uśmiechając się.
- Mam nadzieję, że przez te trzy miesiące nie stracisz formy - powiedziała moja asystentka.
- Damy radę. Koncertowałam dłużej - odpowiedziałam biorąc łyk wody.
- Dobrze, na dzisiaj kończymy. Widzimy się jutro o 14 - powiedział manager klaszcząc w dłonie.
- Się zmęczyłam - powiedziałam do mojej asystentki.
- Wcale ci się nie dziwię. Nikomu bym nie życzyła prób z Chrisem - odpowiedziała podając mi ręcznik.
- Lubię go, ale jego egoizm doprowadza mnie do szału. To, że on ma 35 lat i może sobie potańczyć nie oznacza, że ja też mogę - powiedziałam - Oczywiście pomijając fakt, że jestem seksowną 32 letnią matką trójki dzieci.
- No i oczywiście skromną 32 latką zapomniałaś dodać - skomentował Brian.
- Cześć, jak ja cię dawno nie widziałam - powiedziałam przytulając go.
- Nie mogłem przepuścić takiej okazji. - odpowiedział uśmiechając się.
- Jakiej ? - zapytałam zaciekawiona.
- Zobaczenia ciebie na żywo w tych fajnych kostiumach - odpowiedział śmiejąc się.
- Wiedziałam że moje gorsety będą miały powodzenie, ale nie liczyłam, że aż takie - powiedziałam odwzajemniając jego uśmiech.
- Wiesz jak bardzo mi się podobasz - odpowiedział patrząc w moje niebieskie oczy.
- Wiem, ale ja mam już narzeczonego - powiedziałam uśmiechając się.
- Michael ci się oświadczył ?! - zapytał zaskoczony.
- Tak, parę miesięcy temu - odpowiedziałam zadowolona.
- Czyli teraz będziesz panią Jackson ? - zapytał smutny.
- Nie, dalej zostanę Sashą Taylor. Nie chce znowu zmieniać nazwiska. - odpowiedziałam uśmiechając się do niego.
- No, ale teraz już na stałe się wyprowadzisz. - powiedział smutny.
- Brian, tak wyprowadzę się, ale dla ciebie zawsze znajdę czas żeby się spotkać. Znamy się 12 lat i znasz mnie na tyle dobrze żeby wiedzieć, że cię nie zostawię. - odpowiedziałam patrząc na niego.
- Tylko zaproś mnie na ślub - powiedział przytulając mnie.
Wróciłam do swojej garderoby. Przebrałam się w wygodne ciuchy i zmyłam makijaż, który i tak był mi już nie potrzebny. Chodziła opinia że lepiej mi bez niego. Nie wiem czy to prawda czy też nie, ale zawsze tę opcję można wypróbować. Zadzwonił mój telefon komórkowy. Niestety te telefony komórkowe zajmowały pół torebki i wyglądały jak cegły, ale zawsze to już coś.
- Dzień dobry myszko - powiedział Michael, swoim miękkim głosem.
- Hej, kotku. Tęskniłam z twoim głosem - odpowiedziałam zadowolona.
- Ja też bardzo tęskniłem. - powiedział zapewne uśmiechając się w tym momencie.
- Kiedy w końcu przyjedziesz.? - zapytałam.
- Kochanie, nie wiem. Montujemy całą płytę. Obiecuję że napewno zdążę na koncert - odpowiedział poważnie.
- Ale ja chce żebyś był tutaj już teraz - powiedziałam zniecierpliwiona.
- Już nie długo obiecuję - odpowiedział współczującym tonem. Poczułam ucisk w krtani i ciemność przed oczami.
- Nie szarp się laleczko teraz już ci nic nie pomoże - powiedział tajemniczy, męski głos.
- Puszczaj mnie - pisnęłam próbując jakoś się uwolnić.
- Sasha, co się dzieję ? - usłyszałam w słuchawce.
- Ooo widzę, że rozmawiałaś z Michaelem. Bardzo byłoby przykro gdybyście się już więcej nie zobaczyli - powiedział rzucając telefonem o podłogę.
Zostałam uderzona w głowę i straciłam przytomność. Niewiele pamiętam z tego dnia i nawet nie wiem kto mnie porwał i jak dostał się do mnie przy takiej obstawie ochroniarzy. Bałam się czy coś mi się nie stanie i jednocześnie martwiłam się o Michaela, który słyszał że coś jest nie tak. Miałam nadzieję że nic mi się nie stanie.








piątek, 24 maja 2013

Never Let Me Go IX

Obiecałam, że się zrehabilituję za tamten odcinek, bo było krótki, ale jednak istotny. Nie wiem kiedy dodam kolejny post. Mam nadzieję że w następny piątek ale czas pokaże czy będę miała czas. No więc zapraszam do lektury. 


Był sierpień. Michael postanowił, że powinniśmy spędzić wspólnie wakacje i oboje wybraliśmy Paryż. Było naprawdę romantycznie i sympatycznie jednak do pewnego czasu. Namierzyli mnie moi producenci i manager domagając się nagrania kolejnej płyty i wyruszenia w trasę koncertową. Ludzie z wytwórni siedzieli wraz ze mną w salonie przyglądając się mapie. 
- A więc, co z trasą ? - zapytał manager.
- Nie chcę jechać jeszcze w trasę. Mam siedmiomiesięcznego syna, najpierw muszę się nim zająć - odpowiedziałam od razu. 
- No to podeślij go Rogerowi - powiedział jeden z producentów. 
- Bardzo fajny pomysł - odpowiedziałam udając entuzjazm. - Napewno Roger, będąc już ze mną po rozwodzie weźmie siedmiomiesięczne dziecko i zajmie się nim przez trzy miesiące. 
- Mam to gdzieś, załatw sobie niańkę. W trasę musisz pojechać jeszcze w tym roku. - powiedział manager. 
- Nie to ja mam gdzieś jechanie w trasę. Nie mam nowego materiału muzycznego, ani żadnych nowych choreografii, bo nie występowałam od dwóch lat. Może tak najpierw wydałabym płytę a dopiero po tym pomyślała o torunee - odpowiedziałam zirytowana. 
- Daje ci 15 minut na wybranie 20 miast w jakich zagrasz koncerty. - powiedziała poważnie jedna z asystentek. 
- Tak, no dobrze. Londyn, Southampton, Birmingham, Los Angeles, Nowy York, Waszyngton, Dublin, Belfast, Berlin, Paryż, Moskwa, Budapeszt. Ile już mamy ? - zapytałam przerywając wyliczanie. 
- Dwanaście, brakuje ci ośmiu. - odpowiedziała asystentka notując.
- W takim razie zagram po dwa koncerty w Londynie, Southampton, Birmingham, Los Angeles i Nowym Yorku to da nam razem siedemnaście i dopisz jeszcze Tokio, Rio de Janerio i Buenos Aires. Wystarczy ? - zapytałam po chwili podnosząc wzrok na siedzących w pokoju.
- Anglia, Stany Zjednoczone, Irlandia, Niemcy, Francja, Rosja, Węgry, Japonia, Brazylia i Argentyna. Jak ja ci dziewczyno ustawię odpowiedni harmonogram ?! - zapytał mój manager zdenerwowany moją decyzją.
- Wymyślisz coś. Pierwszy koncert ma być w Londynie i najlepiej na hali O2 - odpowiedziałam od razu.
- A co z płytą.? - zapytał producent.
- Wydacie  The Greatest Hits ja dogram do tego cztery nowe piosenki i z tym pojedziemy w trasę - odpowiedziałam kalkulując.
- Czyli trasę i płytę nazywamy Nina Taylor The Greatest Hits. ? - zapytał producent notując.
- Tak. Zaczynamy od listopada. - odpowiedziałam.
Na tym zakończyłam rozmowę z osobami odpowiedzialnymi za moją karierę. Strasznie nie lubiłam z nimi rozmawiać od kiedy się rozwiodłam. Odnosiłam dziwne wrażenie, że od kiedy nie jestem z Rogerem stałam się dla nich marionetką. Irytowało mnie to, bo chciałam być traktowana tak jak dawniej. Do pokoju wszedł Michael z Rufusem na rękach.
- Czy moja myszka już zakończyła spotkanie ? - zapytał uśmiechając się.
- Nareszcie tak - odpowiedziałam zmęczona.
- No i co ustaliłaś ? - zapytał zaciekawiony.
- Od listopada jadę w trasę. Mam do odwiedzenia 10 krajów i 20 miast, z czego w pięciu gram dwa razy - odpowiedziałam biorąc dziecko na ręce.
- Kiedy i gdzie zaczynasz ? - zapytał po chwili.
- 7 listopada w Londynie - odpowiedziałam zastawiając się.
- A kończysz ? - zapytał notując.
- Na początku stycznia, z czego świąteczny tydzień mam wolny, chyba że będę grała na jakimś koncercie świątecznym - odpowiedziałam patrząc na niego. - A czemu pytasz ?
- Pytam, bo chcę wiedzieć kiedy wrócisz. Chcę ustawić terminy swoich koncertów tak, żeby po twoim powrocie jeszcze trochę się z tobą nabyć - odpowiedział przytulając mnie.
- Kotku, nie ma mowy o jakiejkolwiek rozłące. Jedziesz ze mną i to bez dyskusji - powiedziałam uśmiechając się.
- A mogę ? - zapytał ucieszony.
- Oczywiście że tak. Roger ze mną jeździł to i ty będziesz - odpowiedziałam od razu.
- Powiedz mi, co wy razem robiliście podczas trasy ? - zapytał zaciekawiony.
- Wszystko. Chodziliśmy na imprezy, bawiliśmy się z Felixem, spotykaliśmy się z Brianem i Freddiem. Dużo by wymieniać. To były najlepsze lata mojego życia - odpowiedziałam uśmiechając się. Te wspomnienia było po prostu wspaniałe. Spędziłam tyle cudownych chwil z ludźmi którzy są dla mnie ważni, nie może być nic lepszego.
- Skarbie, jeszcze tyle życia jest przed tobą - powiedział odwzajemniając mój uśmiech.
- Mikey wiem, ale ja żyję każdą chwilą. - odpowiedziałam patrząc w jego oczy.
- Lubię twoje podejście do życia, wręcz bardzo mi się podoba - powiedział cmokając mnie w skroń.
- Widzisz jakie mam podejście do życia, nawet siedzi na moich kolanach - odpowiedziałam śmiejąc się.
- Przecież wiem jak było. Jestem zazdrosny o dziecko, ale z drugiej strony to ja je wychowuje - powiedział zadowolony.
- Wychodzi na to że to mały Jacklor - odpowiedziałam. Ja i Michael zaśmialiśmy się głośno.
- Tak. Na to wychodzi - powiedział próbując się opanować - Ty jak coś wymyślisz.
- Wiem, ja powalam inteligencją - odpowiedziałam - No niestety, czasem jej nie używam.
- Znowu mówisz o nim - przypomniał mi.
- Michael byłam z nim 10 lat, nie zapomnę o tym w tak krótkim czasie. Potrzebuję jeszcze trochę czasu - odpowiedziałam umieszczając dziecko w kojcu.
- Sasha rozumiem cię, ale - złapał mnie za ramiona. - Teraz jesteś moją narzeczoną i bardzo chciałbym tego, żebyś już przestała o nim myśleć i żyć tym co się stało.
- Mike, obiecuję że się postaram. - powiedziałam.
Nasze usta złączyły się w romantycznym pocałunku na tle zachodzącego słońca. To co powiedział mi Michael chyba w końcu otworzyło mi oczy. Zrozumiałam że nie mogę od dwóch lat żyć tym co zrobił mi Roger, tylko tym że mam trójkę kochających mnie dzieci i narzeczonego, który też mnie bardzo kocha. Postanowiłam zmienić swoje nastawienie do życia o 180 stopni i zacząć żyć tym co jest teraz.








Przepraszam, że taka słaba jakość, ale mi się bardzo spodobało, a nie mogłam znaleźć lepszego. ;c 



piątek, 17 maja 2013

Never Let Me go VIII

Tak jak obiecałam dodaję kolejny odcinek po 16 maja i myślę że się spodoba. Nie wiem kiedy dodam następny bo czeka mnie poprawianie ocen co może trochę zająć. No cóż, nie rozwódźmy się nad tym tylko przejdźmy do czytania. :)


Była końcówka lipca. Ja i dzieciaki znajdowaliśmy się w Anglii, a Michael obiecał, że przyjedzie wtedy, kiedy skończy pracę nad piosenką. Na moje nieszczęście zbliżały się urodziny Rogera. Nie wiem czemu ale cały czas nie mogłam podjąć decyzji na temat pogodzenia się z nim. Tak, wiem poprosił mnie o to Freddie i powinnam to zrobić dla niego, ale moja intuicja mi na to nie pozwalała przypominając mi każdej nocy, w każdym śnie tą samą chwilę. Tą, w której nasze małżeństwo się skończyło. Nie wiem ile nocy wtedy przepłakałam i bardzo nie chciałam tego samego przechodzić. Moim jedynym "doradcą" był Felix. Nie wiem czy chodzi o te same więzy krwi czy po prostu o to, że jak na swój wiek jest bardzo inteligentnym dzieckiem. 
- Mamo co cię znowu gryzie ? - zapytał siadając obok mnie na kanapie. 
- Nic synku - odpowiedziałam od razu, włączając telewizor. 
- Mamo, przecież widzę - powiedział zabierając mi pilota i wyłączając telewizor. 
- No dobrze - odpowiedziałam - Zastanawiam się czy powinnam pogodzić się z twoim tatą - dodałam o chwili ciężko wzdychając.
- Nie, mamo nie powinnaś. To tata powinien przeprosić cię za wszystko - odpowiedział po chwili patrząc na mnie. 
- Synku, ale to nie jest tylko wina taty - powiedziałam od razu. 
- Mamo to nie jest ważne. To on zachował się jak ostatnia świnia i niech on cię przeprosi - odpowiedział podirytowany. 
- Synu, to jest twój ojciec i nie możesz tak o nim mówić - napomniałam go.
- To w takim razie jak mam o nim mówić ? - zapytał zainteresowany.
- Roger jest twoim tatą i tak ma pozostać, a to jest sprawa tylko między nami - odpowiedziałam dobitnie.
- Ale ja chcę żebyś była szczęśliwa z wujkiem Michaelem - powiedział patrząc na mnie. 
- Rybeńko, jestem szczęśliwa z Michaelem i nie planuję się z nim rozstać dla twojego taty. Nie masz się czym przejmować - odpowiedziałam cmokając go w czoło -  A teraz biegnij do Chrisa, bo chciał się z tobą zobaczyć. 
- Dobrze mamo - powiedział zakładając buty. 
Wyszedł. Usiadłam z albumem ze zdjęciami przeglądając wszystkie fotografie zaczynając od tych na których byłam małą dziewczynką kończąc na tych, na których byłam z Rogerem. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Otrząsnęłam się z transu i wstałam, aby je otworzyć. 
- Zaskoczyłem cię ? - zapytał Michael stojąc przed moimi drzwiami.
- Ale jak, ty, tutaj. Przecież zaraz by cię rozpoznali - odpowiedziałam zamykając za nim drzwi.
- Kotku, zrobiłbym wszystko żeby być z tobą. Nie wnikaj w szczegóły - powiedział uśmiechając się. 
- To takie romantyczne - odpowiedziałam całując go. 
- Znowu je oglądałaś ? - zapytał biorąc album do rąk.
- Tak. Nie wiem co powinnam zrobić - odpowiedziałam zdezorientowana. 
- Powinnaś poczekać, aż to on zechce cię przeprosić za to co zrobił. Sasha on wyrzucił cię z domu z dwójką dzieci. To nie było wobec ciebie fair, bo powiedział że w razie jakiegokolwiek rozstania, dom będzie twój. - powiedział wyliczając. - Mam wymieniać dalej ? - zapytał po chwili. 
- Nie, nie chce już znowu sobie tego przypominać - odpowiedziałam od razu.
Michael zostawił już ten temat, bo widział to że nie jest mi jeszcze łatwo o tym mówić. Przygotowałam kolację, do której nasza czwórka wspólnie zasiadła, bo najmłodsze akurat już drzemało. Po kolacji Mike pomógł mi pozmywać i wspólnie usiedliśmy na kanapie.  
- Przyznaj, że jak pojechałaś ze mną na trasę, to miło spędziłaś czas - powiedział po chwili uśmiechając się słodko. 
- Nawet bardzo - odpowiedziałam gładząc go po policzku. 
- Ponoć, nawet teraz jest ci dobrze - powiedział przytrzymując moją dłoń.
- Mikey, przecież wiesz jak bardzo cię kocham - odpowiedziałam patrząc w jego oczy. 
Michael wstał i klęknął przede mną. Po chwili wyją czerwone pudełeczko. 
- Sasha, czy zechcesz mnie uczynić najszczęśliwszym mężczyzną na świecie i zostać moją żoną ? - zapytał stremowany. 
- Michael - powiedziałam wycierając łzę z policzka - Oczywiście że chcę - odpowiedziałam rzucając się mu na szyję. 
Michael założył pierścionek na serdeczny palec u mojej prawej dłoni. Nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Byłam taka szczęśliwa, że szczerze powiedziawszy zapomniałam o całym bożym świecie. Ja i Mike postanowiliśmy spędzić dzisiaj romantyczny wieczór tylko we dwoje, bo dzieci zdecydował się jednak zabrać Roger. Umówiliśmy się na wspólny lunch, który zaproponował on. To mógł być początek naszego pojednania. 





Jedno z moich ulubionych. ;*

No i przepraszam że dzisiaj taki krótki. Następnym razem się postaram bardziej ;D 





piątek, 10 maja 2013

Never Let Me Go VII

Okey, w związku z tym, że aktualnie odzyskałam laptopa dodaję post wcześniej i na razie wcześniej niż po 16 maja kolejnego nie będzie (tak przynajmniej myślę). Miłego czytania. 


Nie wiem czemu tak bardzo przejmowałam się spotkaniem z Freddiem. W sumie był tylko moim przyjacielem, ale jednak trochę się z nim związałam, w końcu tyle lat robi swoje. Po części to też jego zasługa, że zaczęłam śpiewać. Uważał, że mam niesamowity talent i powinnam go wykorzystać. Do tej pory uważam też, że to właśnie dzięki niemu poznałam Michaela po pamiętnym koncercie Queen, na którym grałam jeszcze jako support. Mimo wszystko jednak poprosiłam Michaela żeby nie leciał ze mną do Anglii. Ja i Mike chcieliśmy trochę od siebie odpocząć, bo niestety między nami pojawiały się coraz częściej spięcia. Dzieciaki zostały w domu z moją mamą, a ja pojechałam do Garden Lodge na spotkanie z Freddiem.
- Cześć, mam nadzieję że się nie spóźniłam ? - zapytałam Mary, która otworzyła mi drzwi. 
- Nie, coś ty. - odpowiedziała posyłając mi serdeczny uśmiech.  
- Fred u siebie ? - zapytałam zdejmując czarną marynarkę. 
- Nie, tym razem czeka w swoim gabinecie. - odpowiedziała wskazując mi drogę.
Weszłam po schodach na górę i otworzyłam drzwi do gabinetu Freddiego. Obraz, który tam zastałam przeraził mnie bardziej niż się tego spodziewałam. Wychudzony Fred, z mocnym makijażem zakrywającym zmiany spowodowane chorobą siedział na krześle odwrócony w stronę okna. Poczułam nagły ścisk w gardle tak jak miałabym się rozpłakać. 
- Przeszkadzam ? - zapytałam po chwili opanowując emocje. 
- Sasha, w końcu jesteś - odpowiedział uśmiechając się w moją stronę. 
- Czyli jednak na mnie czekałeś - powiedziałam zadowolona siadając na krześle które mi wskazał. 
- Pewnie, że tak. Stęskniłem się, bo przecież nie widzieliśmy się od kiedy byłaś w szóstym miesiącu ciąży. - odpowiedział życzliwie. 
- Fakt, trochę czasu minęło. - powiedziałam pokazując mu swoje śnieżnobiałe zęby w szczerym uśmiechu. 
- Powiedz mi kochana, co u Michaela - powiedział zainteresowany. 
- Wszystko w porządku. Pracuje w studiu nad nowym materiałem. No i pomaga mi wychowywać dzieci - odpowiedziałam uśmiechnięta.
- Wydaje nową płytę ? - zapytał zaciekawiony. 
- Tak, prawdopodobnie w listopadzie - odpowiedziałam kalkulując. 
- Mam nadzieję, że dożyję jej premiery - powiedział smutniejąc.
- Freddie, napewno dożyjesz - odpowiedziałam próbując powstrzymać łzy napływające do moich oczu. 
- Sasha, coś się stało ? - zapytał patrząc na mnie. 
- Nie, nie wszystko jest okey - odpowiedziałam ocierając łzy dłonią. 
- A więc przejdźmy do rzeczy - powiedział wyciągając teczkę z dokumentami. 
- Co to jest ? - zapytałam od razu. 
- To jest kontrakt na koncert. - odpowiedział po chwili. 
- Jaki ? - zapytałam.
- Sasha, jeżeli odejdę chcę abyś zaśpiewała na tym koncercie jako ja. Z pieniędzmi zrobisz co będziesz chciała. Ty będziesz wokalistką a reszta bez zmian - odpowiedział po chwili czytając kontrakt. 
- Freddie nie mogę, przepraszam - odpowiedziałam po chwili zastanowienia. 
- Czemu ? - zapytał od razu. 
- Nie mogę tego zrobić. Nie chce obrażać tym fanów Queen i nie mogę wystąpić przepraszam - odpowiedziałam poważnie.
- Chrzań ich. Zrób to dla mnie - powiedział śmiejąc się. 
- No dobrze, ale robię to tylko dla ciebie - odpowiedziałam posyłając mu życzliwy uśmiech.
- No i jeszcze mam dla ciebie to - powiedział podając mi pierścionek z siedmiokaratowym diamentem. 
- A to za co ? - zapytałam zdziwiona.
- Za nic, za to że byłaś zawsze kiedy tego potrzebowałem. Chcę ci za wszystko podziękować - odpowiedział wstając i zakładając pierścionek na mój palec. 
- Fred przepraszam cię, ale go nie przyjmę. Moja przyjaźń jest bezinteresowna i nie potrzebuję od ciebie tak drogiego prezentu. Zwykły uścisk by wystarczył - powiedziałam zdejmując go z palca. 
- Sasha jeżeli już go nie chcesz to zrób dla mnie jedno - odpowiedział - Pogódź się z Rogerem. 
- Nie wiem Fred. Nie wiem czy mogę mu wybaczyć to co mi zrobił - powiedziałam od razu.
- Możesz Sasha. On w głębi serca też bardzo by tego chciał - odpowiedział patrząc na mnie. 
- Muszę to przedyskutować z Michaelem - powiedziałam po chwili. 
- Proszę - powiedział cicho. 
- Dobrze. Zrobię to - odpowiedziałam uśmiechając się - A tymczasem będę uciekać. - dodałam po chwili wstając. 
- Trzymaj się księżniczko. Odwiedź mnie jeszcze - powiedział odprowadzając mnie do drzwi. 
- Oczywiście, że odwiedzę. Od września nagrywam płytę w Anglii - odpowiedziałam uśmiechając się. 
W sumie to tak wyglądało moje spotkanie z Freddiem. Oczywiście nie obeszło się bez zobaczenia się jeszcze z Brianem, który przyjechał w momencie mojego wyjścia i zatrzymał mnie na jakieś kolejne 45 minut. Kiedy wróciłam do domu od razu zadzwoniłam do Michaela i wszystko mu opowiedziałam. 
- Hej kotek przeszkadzam ? - zapytałam kiedy odebrał.
- Oczywiście że nie. Jak było ? - odpowiedział swoim miękkim głosem.
- Wiesz, jakoś tak przygnębiająco - powiedziałam po dłuższej chwili.
- Dlaczego ? - zapytał zdziwiony.
- To już nie jest ten sam Freddie. - odpowiedziałam od razu. - Poprosił mnie o zaśpiewanie na koncercie po jego śmierci razem z resztą. 
- Mam nadzieję że się nie zgodziłaś - powiedział po chwili.
- Mikey, zrobię to tylko dla niego i nikogo innego. Tak samo jak pogodzę się z Rogerem, zrobię to tylko dlatego że mnie o to po prosił - odpowiedziałam poważnie.
- Kotku to twoja decyzja. Zrobisz jak będziesz uważała za stosowne. - powiedział po chwili.
- Kocham cię - powiedziałam już innym, bardziej przyjaznym tonem.
- Ja ciebie też. Wracaj szybciej - odpowiedział udając zniecierpliwione dziecko. 
- Wrócę jak najszybciej się będzie dało - powiedziałam uśmiechając się.
Kiedy skończyłam rozmowę, zeszłam na dół do salonu, w którym czekała moja mama i dzieciaki. Razem z mamą pojechałam do jej domu na kolację i wróciłam do domu. Spakowałam resztę rzeczy swoich i dzieci i czekałam na powrót do Stanów i to że w końcu będę mogła znów mieszkać na ranczu Neverland. 






piątek, 3 maja 2013

Never Let Me Go VI

Jej, jakoś się złożyło, że mnie natchnęło na kolejny odcinek. Będziecie się nim musieli zadowolić na dłużej, a przynajmniej do 15 maja, bo wtedy mam wywiadówkę i wszystko się okaże. Miłej lektury ;*

Rozpoczynał się sezon wakacyjny, a mianowicie była końcówka czerwca. Michael całymi dniami przesiadywał w studio w Los Angeles, a ja robiłam za kurę domową. Dzisiaj postanowił zrobić mi niespodziankę i wrócić troszkę wcześniej. Akurat kończyłam sprzątać dom, słuchając przy tym mojej ulubionej piosenki Queen Las Palabras De Amor.
- Don't touch me now, don't hold me now. Don't break the spell Darling, now you are near. - zaczęłam śpiewać. 
- Look in my eyes and speak to me. The special promises I want to hear. - dokończył po mnie. 
- Zaraz, zaraz. Znasz to ? - zapytałam zdziwiona.
- Raczej tak. Chodziłem na koncerty Queen. Przecież tak mnie poznałaś - odpowiedział od razu.
- Właściwie to ty mnie. - powiedziałam uśmiechając się. 
- Tak, a Roger był wtedy taki zazdrosny - odpowiedział siadając na kanapie.
- Hahaha, to to było nic. Najlepszy numer wyciął mi jak byłam w drugiej ciąży - powiedziałam odkładając miotełkę do kurzu. 
- Z tym że to dziecko Briana ? - zapytał mrugając wymownie rzęsami. 
- Taak. - odpowiedziałam śmiejąc się - A ty skąd wiesz ? 
- Brian się chwalił - powiedział biorąc mnie na kolana. - Szybko schudłaś - stwierdził po chwili.
- Powiedzmy, że znowu mieszczę się w rozmiar 38 - odpowiedziałam uśmiechając się.
- Sasha, nawet jakbyś warzyła więcej to dla mnie byłabyś piękna - powiedział subtelnie muskając moje wargi. 
- Michael, sobie bym się nie podobała - odpowiedziałam poważnie.
- Pamiętaj, że dla mnie i swoich dzieci będziesz najpiękniejsza na świecie - powiedział patrząc w moje oczy. 
Zrobiło się tak romantycznie. Niestety nie na długo. Do Michaela zadzwonili producenci, a do mnie Freddie*. Po głosie można było wywnioskować że jest już strasznie chory. 
- Helo ? - zapytałam.
- Sasha, chciałbym się z tobą jeszcze zobaczyć - powiedział ledwo już Fred.
- Freddie, będę najszybciej jak się da. - odpowiedziałam od razu.
- Tylko proszę nie zabieraj Michaela, nie chce żeby widział mnie w takim stanie - powiedział po chwili.
- Dobrze - odpowiedziałam. 
Odłożyłam słuchawkę i usiadłam na kanapie. Ponieważ Michael postarałam się przełożyć wszystko na jutro mogliśmy dalej wspólnie spędzać dzień. Poszliśmy do parku rozrywki. Mike i dzieciaki wspólnie się bawili, a ja z Rufusem na kolanach myślałam co zrobić z tym faktem. Wróciłam do domu. Zdążyłam ugotować obiad i dokończyć porządki. 
- Michael obiad ! - krzyknęłam stojąc przed drzwiami.
- Ale mamo - powiedział Felix.
- Bez dyskusji. Myć ręce i do stołu - odpowiedziałam poważnie. 
Felix razem z Rory pobiegł do łazienki. Michael cmoknął mnie w czoło i spojrzał mi w oczy.
- Co cię gryzie ? - zapytał od razu.
- Kochanie, porozmawiamy o tym wieczorem - odpowiedziałam odwracając się od niego.
- Jak chcesz - powiedział zdejmując buty. 
Zjedliśmy wspólnie późny obiad i rozeszliśmy się do swoich obowiązków. Felix poszedł spakować się do szkoły, Rory pobiegła się pobawić, a Rufus właśnie zasnął. Siadłam na kanapie pogrążona w myślach na temat Freddiego.
- Powiesz w końcu o co chodzi ? - zapytał siadając obok mnie. 
- Freddie do mnie dzwonił - odpowiedziałam poważnie. 
- I co ? - dopytywał. 
- Powiedział że chce się ze mną zobaczyć. To nie wróży nic dobrego - odpowiedziałam zamyślona. 
- Sasha, dlaczego się tym tak przejmujesz. ? Kupisz bilety, polecisz i wrócisz - powiedział.
- Mikey, nie zdajesz sobie chyba sprawy z tego jaka więź nas łączy. Znam go 12 lat. Myśl o tym że on może odejść mnie dobija. - odpowiedziałam smutna.  
- Kotku, wiem że jesteście przyjaciółmi, ale nie możesz pokazać po sobie smutku i tego że cierpisz kiedy już tam będziesz. Bądź silna i go rozbawiaj tak jak robiłaś to zawsze - powiedział przytulając mnie. 
- Postaram się - odpowiedziałam kładąc głowę na jego ramieniu. 
- Przestań się już przejmować. Uśmiechnij się, jutro będzie nowy dzień - powiedział patrząc na mnie. 
- Kolejny, który spędzę z tobą ? - zapytałam uśmiechając się.
- Jeżeli chcesz to możesz prowadzić jutro moją sesję nagraniową - odpowiedział od razu. 
- Chcę i to bardzo. Zawsze wtedy dobrze się bawię - powiedziałam zadowolona.
- Robiłaś to już kiedyś ? - zapytał zaciekawiony.
- Tak, nagrywałam album Rogera Strange Frontier. - odpowiedziałam od razu. 
- Nie wnikam w szczegóły - powiedział śmiejąc się.
- Spadaj - odpowiedziałam ciskając w niego poduszką.
W sumie tak świetnie się razem bawiliśmy, że nie zauważyliśmy że jest już druga w nocy. Moim planem na jutro była pomoc Michaelowi i zarezerwowanie biletów. Nie wiem czemu myśl spotkania z nim tak mnie przygnębiała, ale chciałam mieć to już za sobą. 

* Chodzi o Freddiego Mercury'ego. Jak może niektórzy z was wiedzą że Freddie zmarł w listopadzie roku 1991, dlatego też postanowiłam wprowadzi ten wątek tutaj, gdyż Sasha i Freddie przyjaźnili się.

Żeby nie było że piosenka z kosmosu. 





Tak na umilenie Michael i Lisa ;)