Strasznie was przepraszam że dopiero teraz, ale mam szlabanik za oceny. No niestety jedynek się troszkę nałapało. Chociaż tyle wynegocjowałam i mogę dzisiaj dodać kolejny post. Miłego czytania.
Były walentynki. Szczególnym uwielbieniem darzyłam to święto bo zawsze dostawałam kupę prezentów, walentynki, urodziny i do niedawna rocznica ślubu. Właśnie, do nie dawna. W końcu po pół rocznej walce udało mi się zakończyć małżeństwo z Rogerem i byłam już rozwódką. Trzydziestoletnia rozwódka. Dziwnie to brzmi nie ? Na szczęście nie dla mnie, bo ja i Michael coraz częściej planowaliśmy wspólne życie. Aktualnie ja i Mike byliśmy w Anglii, i czekaliśmy na przybycie maleństwa. A w Anglii, dlatego że Roger uparł się że musi być przy porodzie. Właśnie tłumaczyłam Felixowi matematykę.
- Synu jak dodajesz ułamki to rozszerzasz je do wspólnego mianownika - powiedziałam pokazując mu dwa różne ułamki.
- Ale jak ? - zapytał z niezrozumieniem.
- Mnożysz mianowniki przez najmniejszą wspólną wielokrotność. W tym wypadku w mianowniku będzie dwadzieścia. - odpowiedziałam rozpisując wszystko.
- No, a co z licznikami ? - zapytał po chwili zastanowienia.
- Skoro pomnożyłeś pięć razy cztery to licznik też mnożysz przez cztery, a w drugim ułamku mnożysz licznik przez pięć - odpowiedziałam.
- Już rozumiem - powiedział zadowolony.
- Mam nadzieję - odpowiedziałam usatysfakcjonowana.
- Poradziliście sobie ? - zapytał Michael przynosząc nam sok.
- Tak, nareszcie - odpowiedziałam zadowolona.
- Mamo, przecież lubisz mi pomagać - powiedział Felix.
- Owszem synku, ale jestem w dziewiątym miesiącu ciąży. Jestem zła, gruba i zmęczona. - odpowiedziałam siadając na kanapie.
- Twój ukochany były mąż zjawi się tu za trzydzieści minut - powiedział Michael siadając obok mnie.
- Jeszcze tego tu brakowało. Nie dość że urodziny psuje mi to dziecko to jeszcze on się tu zwali - odpowiedziałam patrząc na swój brzuch.
- A wracając do tego. - powiedział podając mi pudełko - Wszystkiego najlepszego myszko - dodał całując mnie czule.
- Kupiłeś mi samochód ?! - zapytałam po otworzeniu pudełka.
- Narzekałaś na stary więc coś ci załatwiłem - odpowiedział uśmiechając się.
- Poczekaj chwilę - powiedziałam wstając. Poszłam do sypialni po prezent dla Michaela. Była to czerwona koszula.
- Wszystkiego najlepszego z okazji walentynek - powiedziałam podając mu torbę.
- Jest śliczna. Skąd wiedziałaś że ją chce ? - zapytał przymierzając prezent.
- Powiedzmy że to moja kobieca intuicja - odpowiedziałam uśmiechając się.
- Ile cię kosztowała ? - zapytał po chwili.
- Napewno mniej niż samochód - odpowiedziałam złośliwie.
- No, ale po co się denerwujesz kruszynko ? - zapytał głaskając mnie po ramieniu.
- Czy kruszynka miała mi ubliżyć ? - odpowiedziałam zła.
- Oczywiście że nie - powiedział od razu.
- No ja myślę. Nie moja wina że aktualnie ważę kilkanaście kilogramów więcej. - odpowiedziałam smutna.
- Już nie długo - powiedział cmokając mnie.
- Mam nadzieję że na dniach - odpowiedziałam śmiejąc się. Do salonu wszedł Roger z Rory na rękach.
- Jak ty tu wszedłeś ? - zapytałam zdziwiona.
- Miałem klucze - odpowiedział stawiając dziecko na podłodze.
- Od kogo ? - zapytał podejrzliwie.
- Nie ważne, miałem i już - odpowiedział całując mnie w dłoń na przywitanie.
- Niech ci będzie - powiedziałam zła.
- Jak się czujesz ? - zapytał dotykając mojego brzuszka.
- Zajebiście. Jestem gruba, zmęczona i opuchnięta. Zastanawiam się nad zastrzykiem - odpowiedziałam uśmiechając się.
- To na kiedy ty masz termin ? - zapytał zdziwiony.
- Miałam na 12 lutego - odpowiedziałam zła.
- To co ty tu robisz? Powinnaś być w szpitalu - powiedział podenerwowany.
- Nie ekscytuj się. Czuje się świetnie - odpowiedziałam uśmiechając się. Poczułam silny skurcz - Albo już nie.
- Patrz tylko przyjechał i już rodzisz - powiedział Michael.
- Gdybym wiedziała że tak będzie to zadzwoniłabym po niego wczoraj - odpowiedziałam krzywiąc się z bólu.
- Bierz torbę i idziemy - powiedział wstając.
- Michael, wiem że bardzo chciałbyś tam być i jeżeli nie będziesz się brzydził widoku krwi to możesz iść - odpowiedziałam uśmiechając się.
- Idź już. Zobaczymy się wieczorem - powiedział podając mi torbę.
Jeszcze wtedy nie wiedziałam dlaczego nie chciał tam pójść ze mną, ale potem to przyswoiłam. Był po prostu zazdrosny. Zresztą się nie dziwie. No, ale do rzeczy. Ponieważ na moje szczęście jestem inteligentna i sala porodowa na mnie czekała nie trwało to dłużej niż 20 minut. Nie oszukujmy się, 20 minut w takim bólu to mordęga. Kiedy Michael wszedł, ja leżałam z dzieckiem na łóżku, a Roger siedział obok mnie.
- Podobny do ciebie - powiedziałam zwracając się do Rogera.
- No w końcu. Dwójka jest podobna do ciebie. Mi też się coś od życia należy - odpowiedział śmiejąc się.
- Jejku jaki on jest śliczny - powiedział zachwycony Michael.
- Ma się te geny - powiedziałam śmiejąc się.
- Poczucie humoru wraca. Czyli jesteśmy normalni - stwierdził Mike
- Nareszcie tak. Teraz będziemy już tylko ty, ja, dzieciaki i Neverland - odpowiedziałam uśmiechając się.
- Przeprowadzasz się ? - zapytał Roggie.
- Tak. Michael nagrywa płytę, a ja zamierzam poświęcić się Rufusowi i pisaniu kolejnych piosenek - odpowiedziałam podając mu dziecko.
- Wybrałaś mu imię beze mnie ?! - zapytał zaskoczony.
- Rufus Tiger Taylor. Takie w twoim stylu - odpowiedziałam uśmiechając się.
- Dziesięć lat małżeństwa robi swoje - powiedział oddając mi dziecko.
- No, a nie dziewięć ? - zapytał Mike.
- Mikey, teoretycznie dziesięć. W praktyce dziewięć - odpowiedziałam uśmiechając się.
W sumie to tak przegadaliśmy resztę po południa we trójkę, a potem wpadł jeszcze Brian. No, a co z rodzicami chrzestnymi? Otóż nasz syn za ojca chrzestnego miał mieć Michaela, a jego matką miała być Clare, siostra Rogera. Cieszyłam się że w końcu wrócę do domu Michaela. Mieszkanie dwóch ulic dalej od byłego męża to żadna przyjemność, a wręcz przeciwnie.