sobota, 26 kwietnia 2014

Nowy blog, nowy początek

Okej, jak zauważyliście, blog się zmienił. Mamy nowy szablon, nowy adres no i nowy tytuł. Blog NIE BĘDZIE już tylko o Michaelu, będzie o tym o czym był dotychczas. Nie interesuje mnie to, że nie podoba Wam się że nie piszę już o Michaelu, będę pisać o tym o czym chcę, nie będę pisać pod publiczkę bo mnie to męczy. Jeżeli Wam się nie podoba nie musicie go czytać, ale jeśli lubicie to jak piszę, to zostańcie. Nie będziecie żałować :) 



sobota, 19 kwietnia 2014

Love in an elevator czyli Living with Michael Jackson XXI troszkę inaczej.

O taki mnie o to pomysł naszedł... Zobaczymy czy wam się spodoba. 


Siedziałam cały czas przy Brianie ujmując jego dłoń. Oddychał spokojnie, respirator również pikał powolnym, spokojnym rytmem. Byłam pełna nadziei, na to, że Brian będzie żył, że tak jak zaplanowaliśmy za tydzień powiemy sobie sakramentalne "tak" i do końca życia, będziemy wspólnie spędzać dni i noce. Tego właśnie pragnęłam. 
- Nnnn....ina ? - cichy szept Briana wyrwał mnie z mojego myślenia.
- Tak, Nina - uśmiechnęłam się i odwróciłam się w jego stronę.
- Jak dobrze cię widzieć.. - powiedział cicho.
- Jestem tu, już dobrze - ujęłam mocniej jego dłoń. 
- Kocham cię, tak bardzo cię kocham... - cmokał moją dłoń. 
- Co się stało ? - pogłaskałam go po zakrwawionych częściowo włosach.
- Nie wyhamowałem na zakręcie... - odpowiedział wyraźnie skruszony. 
- Boże... - jęknęłam - Dobrze, że w ogóle żyjesz. 
- Całe życie przeleciało mi przed oczami... - podciągnął się delikatnie. 
- Nie mów o tym.. Nie wolno ci się teraz denerwować. - cmoknęłam go w usta. 
- Chcę ci coś powiedzieć - ujął moją dłoń w swoją - Posłuchaj uważnie. Jeżeli cokolwiek nie daj Bóg by mi się stało, to chce żebyś wiedziała, że jesteś kobietą mojego życia. Nie była nią Chrissy, nie była nią Anita, jesteś nią Ty, Ty Nino Taylor. Jesteś miłością mojego życia. Nikogo nie kochałem tak jak ciebie i naszego syna. 
- Brian... - łzy ciekły po mojej twarzy - Przecież my się za tydzień pobieramy... 
- Wolę, pobrać się teraz, tutaj. Jeżeli mam umierać to tylko jako twój mąż - jego ton głosu był zdecydowany. 
- Ale ty nie umrzesz! - rozkleiłam się na całego. 
- Nina, zrób to dla nas. Ściągnij urzędnika, rodziców i Keitha. Chce ślubu tu i teraz - objął mnie. 
- Dobrze kochanie. Dobrze. - wtuliłam się w niego mocniej.
- Kocham cię myszko - cmoknął mnie w skroń. 
- Ja ciebie też kotku - płakałam mu w ramie. 
- Nie płacz już Ninusia. Jestem tutaj . - mówił do mnie bardzo czułym tonem.
- Martwiłam się o ciebie - tuliłam się do niego. 
- Wiesz, że ja też. To cud, że żyję... - wtulał swoje usta w moją szyję. 
- Co ty robisz ? - zapytałam uśmiechając się.
- Chce poczuć smak twojego ciała... - wpijał się ustami w moją szyję. 
- Może nie tutaj ? Miałam załatwić urzędnika... - przypomniałam pojękując cichutko. 
- Tak, faktycznie. Leć mała.  - wypuścił mnie z objęć.
Cmoknęłam go jeszcze mocno w usta na pożegnanie i pobiegłam załatwiać urzędnika. Ciężko było ubłagać jakiegoś snoba, który raczył by ruszyć swoje cztery litery i pofatygować się do szpitala, żeby udzielić ślubu mi i Brianowi. Po poszukiwaniach zakrojonych normalnie na skalę światową znalazła się jedna bardzo sympatyczna pani, która zgodziła się udzielić nam ślubu. Zadzwoniłam po rodziców, żeby przyjechali razem z Keithem do szpitala o nie pytali o szczegóły, założyłam na siebie białą, koronkową sukienkę i wróciłam do Briana. Wszyscy już na mnie czekali. 
- Może w końcu mi to wyjaśnisz Nina ? - Roger siedział obok łóżka Briana.
- Cicho Nina, nic mu nie mów - Brian trzymał Keitha na rękach i tulił go do siebie. 
- Pani Nino, czy możemy zaczynać ? - urzędniczka obejrzała się w moją stronę.
- Jak najbardziej - usiadłam obok Briana i złapałam jego dłoń. 
Wypowiedzieliśmy razem z Brianem test przysięgi małżeńskiej i założyliśmy na swoje palce obrączki. Przypieczętowaliśmy oficjalnie nasze małżeństwo pocałunkiem. Urzędniczka opuściła salę Briana, a my w gronie rodzinnym zaczęliśmy rozmawiać. 
- Nie mogliście nam po prostu powiedzieć, że ma być ślub? Przygotowałbym się jakoś... - Roger spojrzał na mnie i Briana.
- Tato, to straciłoby cały swój urok - uśmiechnęłam się i podrapałam po nosie Keitha, który spał w ramionach mojego męża. 
- No dobrze dzieciaki. Siedźcie tu. My uciekamy . - mama wstała i pożegnała się z nami. 
- Przyjadę wieczorem - uśmiechnęłam się szeroko.
- Mała... kręcisz mnie w tej koronkowej kiecce - zamruczał Brian po wyjściu moich rodziców.
- Przestań się mną podniecać - zaśmiałam się cicho .
- Ale teraz już na legalu mogę moja małżonko - wsunął jedną dłoń pod kołdrę, zachichotałam cicho. 
- Przestań, mały śpi - wskazałam mu wzrokiem dziecko, śpiące na jego rękach. 
- Ewh... - niechętnie wyciągnął swoją dłoń i otulił mnie ramieniem. 
- Kochasz mnie ? - zapytałam z uśmiechem. 
- Bardzo was kocham. Nie tylko ciebie. Małego też. Patrz, uśmiecha się - szturchnął mnie delikatnie. 
- Ojejku ... Ma twój uśmiech - szepnęłam. 
- I twój nosek ... - cmoknął mnie. 
- No już, idę odwieść nasze maleństwo, a potem tu wrócę. - wstałam i wzięłam dziecko od niego. 
- Dobrze mała, tylko błagam cię, uważaj na siebie - spojrzał na mnie zatroskany. Pocałowaliśmy się namiętnie. - Kocham cię Nina.
- Ja ciebie też i będę uważać - włożyłam dziecko w nosidełko i wyszłam. 
Na ulicach było pusto, nie było zbyt dużo samochodów, dlatego też podróż do domu zajęła mi niewiele czasu. Zawiozłam małego do rodziców, nakarmiłam go i wróciłam do Briana. Właśnie czytał czasopismu, do którego okładki pozowałam.
- No cześć.. - usiadłam obok niego, już w nieco innych ubraniach.
- Witaj mała - pożarł mnie wzrokiem - To co, zrealizujemy noc poślubną...?
- Ale ty ... w ogóle możesz po tym wypadku ? - zapytałam zaciekawiona.
- NINA - oburzył się - Oczywiście, że mogę!
- Ale Brian, masz masę szwów, źle się czujesz... - zaczęłam się z nim droczyć.
- TAM szwów nie mam. Czuje się całkiem nieźle. - jego ton głosu zaczął się robić zachęcający.
- Ale... no tutaj nie ma gdzie ... - droczyłam się dalej, o tak Nina, jesteś w tym zajebista!
- Winda, jest winda. Nikt nią nie jeździ... Da się załatwić, żeby nikt tam też nie przechodził... - przyciągnął mnie do siebie.
- Aż  tak ci zależy? - zapytałam z uśmiechem.
- Całe życie przeleciało mi przed oczami, a na chwilę przystopowało, kiedy pierwszy raz się kochaliśmy... - spłonął rumieńcem.
- Było.. ci...aż... tak... dobrze ? - jąkałam się, zawstydzona.
- Nina.... zawsze mi z tobą dobrze... - powoli rozpinał moją bluzkę.
- Bri.. - przełknęłam głośno ślinę - Może.. przejdziemy... do windy... ?
- Ojjjj taaaak... - wziął mnie na ręce.
Brian ze mną na rękach wszedł do pokoju pielęgniarek, oczywiście nasze wejście skończyło się tym, że pielęgniarka nawrzeszczała najpierw na Briana że mnie nosi, a potem na mnie, że mu pozwalam. No, ale koniec końców, windę zarezerwowaliśmy, chyba nie byliśmy pierwszymi, którzy tutaj mieli na to ochotę... Zjechaliśmy na najniższe piętro, w odosobnieniu, zablokowaliśmy drzwi od środka i spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy.
- Nino Diane... - wyszeptał patrząc mi w oczy.
- Taaak? - szybko westchnęłam.
- Od dzisiaj jesteś Nina Diane May - w tym momencie wpił się w moje usta.
Nie zdążyłam nic z siebie wykrztusić, Brian po prostu się na mnie rzucił! Jego pocałunki były teraz inne, bardziej namiętne, czułe, bardziej intymne. W końcu, zadeklarowaliśmy się, że będziemy małżeństwem do końca naszych dni. Zaczęliśmy się nawzajem rozbierać, powoli, delikatnie, miałam lęk wysokości. Nie chciałam wykonywać gwałtownych ruchów, bałam się, że jakaś lina nie wytrzyma i oboje spadniemy, chociaż byłaby to przyjemna śmierć, ty i twój mąż w negliżu.. Matko Chrystusowa o czym ja tu fantazjuje?! No ale wracając, byliśmy nadzy, zupełnie nadzy, cudownie nadzy. Jego ciało było bardzo pociągające, nawet z bliznami, ostatnio zaczął nawet chodzić na siłownie, chyba od kiedy urodził się Keith. Objął mnie w talii swoimi dłońmi, przyciągnął mnie do siebie, przylgnęliśmy do siebie ciałami. Wszedł we mnie bardzo namiętnie, a zarazem delikatnie, cicho jęknęłam. Brian chwycił mnie pewniej za biodra i przyśpieszył, oparł mnie o ścianę żeby było mu wygodniej. Czułam go w sobie coraz szybciej, mocniej i pewniej. Moje jęki przeszły na wyższy poziom, stały się wrzaskiem, wrzaskiem rozkoszy. Doszliśmy oboje, osuwając się nadzy na nasze ubrania.
- Jeezuu... - objął mnie - Czuje, że żyje.
- Ja się w końcu czuję atrakcyjna... - wtuliłam się mocno.
- Co ? Przecież ty zawsze jesteś atrakcyjna - spojrzał na mnie.
- Z brzuszkiem po ciąży nie byłam... - odwróciłam lekko głowę.
- Byłaś skarbie. Zawsze jesteś dla mnie bardzo atrakcyjna - cmoknął mnie.
- A ... bo... Brian... - zaczęłam mówić.
- Tak koteczku ? - zapytał uśmiechnięty.
- No bo ja się... nie zabezpieczam... - bałam się jego reakcji.
- Kochanie... jesteś teraz moją żoną - odwrócił moją twarz w jego stronę - Z mężem się nie wpada. Nie zabezpieczasz się, więc mi ufasz. Poza tym Keith chciałby mieć rodzeństwo
- Myślisz ? - zapytałam.
- Mhmm - cmoknął mnie mocno.
Uwielbiałam Briana i ten jego uśmiech, który działał na mnie rozbrajająco. Kiedy tylko byłam zła, on mnie nim obdarzał, a mi się polepszało. Ubraliśmy się, wjechaliśmy windą na górę i wróciliśmy do sali. Położyłam się z Brianem na łóżku i zasnęłam wtulona w ramiona mojego męża. Było mi tak cudownie.






sobota, 5 kwietnia 2014

Koniec.

Hej, stwierdzam, iż to koniec tego bloga, przestaliście już tutaj zaglądać, więc prowadzenie go dalej jest bez sensu. Tyle ile napisałam to i tak bardzo dużo, a pisanie o Michaelu nie kręci mnie już po prostu tak jak kiedyś. Skupiłam się na egzaminach i na dostaniu się do mojego wymarzonego liceum. Blog zaczął obumierać już dawno, od września, Living with Michael Jackson od początku mi nie leżał, bo akurat zajmowałam się też innymi opowiadaniami. W końcu wyszło na to, że nie szły mi żadne opowiadania, dopiero ktoś musiał podsunąć mi pomysł. Uważam, że moje pisanie na tym blogu już się skończyło, pisałam dla was rok, teraz niestety czas się pożegnać moi drodzy... Do zobaczenia wkrótce C: